– Idiota.
– Czy to możliwe, że znasz tylko obelżywe słowa? Tatka rezolutna dziewczyna jak ty, która chodzi do Falconieri w mundurku, bo jest dobrze wychowana, a zachowuje się w ten sposób, oj źle! '
– Dupek.
Pollo zjawia się w porę, żeby usłyszeć ten ostatni komplement.
– Oho, widzę, że zawarliście już przyjaźń. No to co, idziecie z nami na obiad?
Babi patrzy na przyjaciółkę w osłupieniu.
– Pallina, nie mogę uwierzyć! Idziesz na obiad z tym złodziejem?
– No wiesz, przynajmniej coś odbiorę, on płaci.
Step patrzy na Polla:
– Co za hańba! Powiedziałeś mi, że to ona stawia.
Pollo uśmiecha się do przyjaciela.
– Bo to w gruncie rzeczy prawda. Ty wiesz, że ja nigdy nie kłamię. Wczoraj buchnąłem jej pieniądze i nimi zapłacę. Więc w końcu to ona stawia, nie? A jak z wami, jedziecie?
Step z zafrasowaną miną patrzy na Babi.
– Przykro mi, ale dziś muszę iść na obiad do mojego ojca. Nie gniewaj się. Ale umówimy się na jutro, prawda?
Babi próbuje powstrzymać gniew.
– Nigdy!
Pallina lokuje się na siodełku za Pollem. Babi patrzy na nią z wyraźnym rozczarowaniem, czuje, że przyjaciółka ją zdradziła. Pallina chce ją udobruchać:
– Zobaczymy się później, zajrzę do ciebie.
Kiedy Babi zamierza odejść, Step ją zatrzymuje.
– Zaczekaj chwilę. Powiedz, bo inaczej wyjdę na kłamcę, potwierdź to, że wczoraj wzięliśmy wspólny prysznic.
Babi uwalnia się od niego.
– Idźże do diabła!
Step uśmiecha się do Polla.
– To jej sposób, żeby powiedzieć „tak".
Pollo przytakuje ruchem głowy i odjeżdża z Pallina.
Step obserwuje Babi, jak przechodzi na drugą stronę ulicy. Idzie szybko. Omal nie wpada pod samochód, który ostro hamuje i głośno trąbi. Dziewczyna, nawet nie obejrzawszy się ze siebie, wsiada do samochodu matki.
– Cześć, mamo.
Babi całuje Raffaellę.
– Jak poszło w szkole?
– Świetnie – kłamie. Oberwać dwóję z łaciny i jeszcze wpis do dzienniczka to kiepski powód, żeby móc powiedzieć „świetnie".
– Pallina nie zabierze się z nami?
– Nic, wraca inaczej. – Babi myśli o Pallinie, że jedzie na obiad z tym typkiem Pollem. Idiotyczne. Zniecierpliwiona Raffaella naciska klakson.
– A Giovanna? Gdzie jest Giovanna? Daniela, prosiłam, byś jej powiedziała!
– O, już idzie!
Giovanna, dziewczyna o blond włosach i mało wyrazistej twarzy, powoli przechodzi przez jezdnię i wsiada do samochodu.
– Przepraszam panią.
Raffaella nie odpowiada. Wrzuca pierwszy bieg i ostro startuje. Gwałtowność tego ruchu jest dostatecznie wymowna. Daniela wygląda przez okno. Giulia, jej przyjaciółka, stoi przed szkołą i rozmawia z Palombim. Daniele to złości.
– To niemożliwe! Za każdym razem, jak tylko ktoś mi się podoba, ta natychmiast włazi mi w paradę i zgrywa się na primabalerinę. Idiotka. Przedtem go nie znosiła, a teraz, patrzcie, jak z nim grucha.
Giulia widzi przejeżdżającego peugeota. Daje znać Danieli, że usłyszą się po południu. Daniela patrzy na nią z nienawiścią i nie odpowiada. Odwraca się do siostry.
– Babi, czy Step przyjechał po ciebie?
– Nie!
– Jak to nie? Widziałam, jak rozmawialiście.
– To przypadkowe spotkanie.
– No dobra, ale mogłaś wrócić z nim. A otóż i on!
Step na pełnym gazie prześlizguje się obok ich peugeota, wyprzedzając go bez trudu. Raffaella wykonuje gwałtowny ruch kierownicą. Niepotrzebnie się przestraszyła. Step by jej nawet nie musnął. Potrafi utrzymać odpowiedni dystans, co do milimetra.
Honda 750, przechylając się w miękkich skrętach, sieje postrach na jezdni. Step, w ciemnych ray-banach zasłaniających oczy, odwraca lekko głowę i szczerzy w uśmiechu zęby. Jest pewny, że Babi patrzy na niego. I nie myli się. Jeszcze przyspiesza i nie zatrzymując się przed czerwonym światłem, na pełnym gazie wpada w ulicę Sciacci. Jakiś wóz, który nadjeżdża z prawej, trąbi w słusznym proteście. Policjant nie zdąży nawet odczytać numerów, motor Stepa znika z pola widzenia, wyprzedzając szybko inne pojazdy. Raffaella zatrzymuje się przed światłami i odwraca w stronę Babi.
– Jeśli odważysz się kiedyś pojechać z tym szaleńcem, nie wiem, co ci zrobię. To czyste wariactwo tak prowadzić. Uważaj, Babi, ja nic żartuję, nie chcę, żebyś z nim jeździła.
Może matka ma rację? Step prowadzi jak wariat. A jednak poprzedniego wieczoru, w ciemnym milczeniu nocy, siedząc za nim z zamkniętymi oczami, nie bała się. A nawet… ta jazda jej się podobała. Babi otwiera torbę z zakupami i urywa sobie kawałek miękkiej białej pizzy. Nie może się stale kontrolować. W porywie całkowitego wyłamania się z norm dochodzi do wniosku, że jest to moment właściwy.
– Mamo, dziś dostałam piękny wpis do dzienniczka.
18
Step nalewa sobie piwo i włącza telewizor, kanał dziesiąty. Na MTV leci stary wideoklip Aerosmithów Love in an elevator. Steven Tyler zostaje uwiedziony przez jakąś kosmiczną dziwkę. Tyler, z twarzą dużo bardziej oryginalną niż oblicze Micka Jaggera, właściwie ocenia dziewczynę. Step zastanawia się, czy jego ojciec, siedzący naprzeciwko, też by ją docenił. Ojciec podnosi ze stołu pilota i wyłącza telewizor. Jego ojciec, podobnie jak Paolo, nie docenia rzeczy pięknych.
– Nie widzieliśmy się od trzech tygodni, a ty chcesz oglądać telewizję. Porozmawiajmy, dobrze?
Step pociąga piwo.
– Dobrze, porozmawiajmy. O czym chcesz porozmawiać?
– Chciałbym wiedzieć co zamierzasz robić.
– Nie wiem.
– Co to znaczy „nie wiem"?
– Zwyczajnie… To znaczy, że jeszcze nie wiem.
Gosposia przynosi pierwsze danie. Stawia makaron na środku stołu. Step patrzy na ciemny ekran telewizora. Ciekawe, czy Steven Tyler wykonał już to swoje salto mortale na koniec. Pięćdziesiąt pięć lat i jeszcze tak wygląda. Nadzwyczajny stan zdrowia. Siła natury. Spogląda na swojego ojca. Ma jakieś trudności w nakładaniu sobie spaghetti na talerz. Step próbuje wyobrazić go sobie, jak parę lat temu robił salto mortale. Niemożliwe. O wiele łatwiej wyobraża sobie brata, jak bzyka się ze swoją sekretarką.
Ojciec podsuwa mu makaron. Jest przyprawiony tartym chlebem i anchois, tymi solonymi rybkami konserwowanymi w korzeniach. Właśnie taki makaron, jaki lubi, jaki zawsze robiła jego matka. Nie ma szczególnej nazwy. To po prostu spaghetti z tartym chlebem i już. Nawet jeśli są w nich anchois. Step nakłada je sobie. Ileż razy robił to przy tym stole, jadając w tym domu w towarzystwie matki i Paola, gdy na małym porcelanowym talerzyku podawano jeszcze jakąś przyprawę. Paolo i ojciec nie korzystali z niej, on chętnie. Małą łyżeczką matka dokładała mu jej do makaronu. A potem, uśmiechnąwszy się, wykładała wszystko. To był jego ulubiony makaron. Pewnie dlatego ojciec kazał go przygotować. Ale nie zapytał o to. Tym bardziej że talerzyka z dodatkiem nie ma. Wielu innych rzeczy już nie ma. Ojciec dokładnie wyciera sobie usta serwetką.
– Zauważyłeś? Kazałem go przygotować tak, jak lubisz. Smakował?
– Dobry. Dzięki, tato. Wyśmienity! Rzeczywiście, nie był zły.
– Jak dla mnie, można by go tylko mocniej przyprawić. Czy dostałbym jeszcze trochę piwa?
– Nie chcę być nudny, ale czemu ty się nie zapiszesz na uniwersytet?
– Nie wiem. Myślę o tym. Zastanawiam się, jaki wydział wybrać.
– Mógłbyś pójść na prawo albo ekonomię, jak twój brat A potem mógłbym ci pomóc znaleźć dobre miejsce.
Step wyobraża sobie siebie w takim samym garniturze jak brata, w podobnym biurze, wśród podobnych akt. I z własną sekretarką. Ta myśl akurat mu się spodobała. Ale jak się lepiej zastanowić, to i tak może ją wywołać z biura, a potem po prostu nie okazać się byle kutasem.