Portier, który nazywa się Fiore, podnosi szlaban. Mercedes cierpliwie, jak każdego wieczoru, czeka, aż ten długi metalowy drąg w czerwone paski się uniesie. Claudio kiwa portierowi ręką, Raffaelli zależy tylko na tym, żeby szybciej zamknąć dyskusję.
– Jeśli w przyszłym tygodniu zrobi się cieplej, to zobaczymy. – Mercedes z zadrapaniem ną prawym bocznym lusterku rusza, wioząc odrobinę więcej nadziei na tylnych siedzeniach.
Portier powraca do swojego małego telewizorka.
– W końcu nie powiedziałaś mi, jak teraz wyglądam, w tym stroju?
Daniela przygląda się siostrze. Poduszeczki są jednak za szerokie, a w ogóle to wygląda w tym nazbyt poważnie.
– Doskonale.
Wiedziała przecież, czego jej trzeba…
– Nieprawda, poduszki są za szerokie i jestem za poważna, jak ty to mówisz. Jesteś kłamczucha i wiesz, co ci powiem? Będziesz za to ukarana, bo Andrea nawet nie zajrzy ci w oczy. To znaczy zrobi to, ale jesteś tak wysmarowana, że nie pozna cię i pójdzie sobie z Giulią!
Daniela chciałaby coś powiedzieć, przynajmniej na temat Giulu, swojej najgorszej przyjaciółki. Ale Raffaella ucina dyskusję.
– Dziewczęta, dość tego! Jeśli nie skończycie, odwiozę was do domu!
– Mam zawrócić? – pyta Claudio i uśmiecha się do żony wykonując kierownicą taki ruch, jakby chciał to zrobić Ale wystarcza mu jedno jej spojrzenie, by zrozumieć, że nie pora na żarty.
3
Zwinny i szybki, szybki jak noc. Światła i ich odbicie pojawiają się i znikają w małych lusterkach jego motoru. Wpada na plac, zwalnia na tyle, żeby sprawdzić, czy z prawej nikt nie nadjeżdża, po czym na pełnym gazie skręca w Vigna Stelluti. I – Muszę go zobaczyć, a on już od dwóch dni się nie odzywa.
Ładna, ciemna dziewczyna o zielonych oczach i zgrabnym tyłeczku, wciśniętym w spodnie Miss Sixty, uśmiecha się do przyjaciółki, blondynki tego samego wzrostu, ale bardziej krągłej.
– Wiesz jak jest, Madda: nawet jeśli coś się wam przydarzyło, nie znaczy, że on już jest twój.
Siedzą na swoich skuterkach, palą mocne papierosy, starając się dodać tym sobie powagi i wyglądać na parę lat więcej.
– Nie w tym rzecz. Jego przyjaciele mówią, że on nigdy nie dzwoni, ma taką zasadę.
– O co chodzi? Że niby do ciebie jednak dzwonił?
– Właśnie.
– No cóż, może pomylił numery?
– Dwa razy?
Uśmiecha się zadowolona, że zamknęła usta wszechwiedzącej przyjaciółce. Tamta jednak nie traci animuszu.
– Nie powinnaś ufać jego przyjaciołom. Widziałaś ich gęby?
Niedaleko od gawędzących przyjaciółek, z motorami potężnymi jak bicepsy ich właścicieli, stoją Pollo, Lucone, Hook, Siciliano, Bunny, Schello i jeszcze inni. Nieprawdopodobne imiona, trudne losy. Nic mają stałych zajęć. Niektórzy nie mają też grosza przy duszy; ale wszyscy są przyjaciółmi i mają wspólne rozrywki. To wystarczy. Lubią jeszcze się kłócić, a okazji do tego nigdy nie brakuje. Zjeżdżają się tutaj, na plac Jacini, i przesiadują na tych swoich harleyach, na starych trzystapięćdziesiątkach z czterema oryginalnymi tłumikami albo klasycznym rozwiązaniem: cztery w jednym, co jeszcze zwiększa hałas. Wyśnionych, wytęsknionych i wreszcie zdobytych dzięki rodzicom nękanym prośbami. Albo łaskawie obfitym kieszeniom jakiegoś młodego gamonia, który zostawił portfel w szufladce swojego Scarabeo czy wreszcie wewnętrznej kieszeni w kurtce od Henri Lloyda, aż nazbyt łatwej do wyczyszczenia podczas wielkiej przerwy.
Każdy z nich, jak posąg, z uśmiechem na twarzy, lecz mocny w gębie, ramiona silne, czasem z blizną po jakiejś bójce. John Milius szalałby za nimi.
Dziewczęta bardziej wyciszone, ale też uśmiechnięte, niemal wszystkie wymykające się z domu, rzekomo nocujące u przyjaciółek, które tymczasem są tu także, córki tego samego kłamstwa.
Gloria, dziewczyna w granatowych fuseawc i bluzeczce w niebieskie serduszka, demonstruje swój wspaniały uśmiech.
– Wczoraj cudownie zabawiłam się z Dariem. Świętowaliśmy nasze pół roku bycia razem.
Sześć miesięcy, myśli Maddalena. A mnie wystarczyłby jeden… Wzdycha i marzycielsko poddaje się słowom przyjaciółki.
– Byliśmy na pizzy u Buffetta.
– Nie mów, ja też tam byłam.
– O której?
– Ja wiem? Gdzieś koło jedenastej.
Nienawidzi tej dziewczyny, gdy jej przerywa. Zawsze znajdzie się ktoś lub coś, co psuje ci marzenia.
– No nic, wtedy już wyszliśmy. Ale zdecydujcie się w końcu, chcecie tego posłuchać?
Chóralne „taak" rozlega się z tych ust o dziwnych smakach lśniących pomadek owocowych i szminek kradzionych pod nieuwagę ekspedientki lub z matczynej łazienki, bogatszej częsio niż niejedna perfumeria.
– W pewnej chwili przychodzi kelner i przynosi mi ogromny bukiet czerwonych róż. Dario uśmiecha się, a dziewczyny znad innych stolików patrzą na mnie z ciekawością i pewnie trochę zazdrosne.
Gotowa jest pożałować tych słów, gdyż wokół siebie widzi podobne spojrzenia.
– Przecież nie z powodu Daria, tylko róż! Pustawy śmiech łączy je znowu.
– Potem pocałował mnie w usta, wziął moją rękę i włożył mi na palec to.
Pokazuje przyjaciółkom pierścioneczek z małym, błękitnym kamieniem, który połyskuje wesoło, niemal jak jej zakochane oczy. Okrzyki zachwytu – „Przepiękny!" – kwitują pokaz tego skromnego pierścionka.
– Potem poszliśmy do mnie i kochaliśmy się. Moi starzy gdzieś wybyli, więc było bajkowo. On włączył Cremoniniego, wariuję, jak go słyszę. Potem rozłożyliśmy się na tarasie pod puchowcem i patrzyliśmy w gwiazdy.
– Dużo ich było? – Maddalena jest z pewnością największą romantyczką w grupie.
I – Całe mnóstwo! Nieco dalej słychać inną wersję.
– Ej, wczoraj zniknąłeś gdzieś na cały wieczór…
Hook. Przepaska na oku, na stałe. Włosy kręcone, długie, trochę rozjaśnione na końcach, upodabniałyby go do aniołka, gdyby nie to, że był, o czym wszyscy wiedzieli, z piekła rodem.
– No więc gadaj, co robiłeś wczoraj wieczorem?
– Nic takiego. Poszedłem z Glorią coś zjeść do Buffetta, a potem, ponieważ nie było jej starych, poszliśmy do niej i pofiglowaliśmy trochę. Zwyczajnie, nic specjalnego… A widzieliście, jak przerobiono Pandę? Dario próbuje zmienić temat, ale Hook nie ustępuje.
– Co trzy, cztery lata przerabiają wszystkie lokale… Ale czemuż to nam nie daliście znać?
– Wyszliśmy niewiele myśląc, ot tak, bez zastanowienia.
– Dziwne. Ty raczej nic nie robisz bez zastanowienia.
Ten ton nie zapowiada niczego dobrego. Inni to zauważają. Pollo i Lucone przestają kopać pogniecioną puszkę. Uśmiechają się i podchodzą bliżej. Schello zaciąga się mocniej papierosem i po swojemu krzywi się ironicznie.
– Zrozumcie, chłopcy, wczoraj Gloria i Dario mieli swoje półrocze, i on chciał to świętować sam.
– Nieprawda!
– Czyżby? Widziano cię, jak jadłeś pizzę. A czy to prawda, że chcesz pracować na swoim?
– Właśnie, mówią, że chcesz otworzyć kwiaciarnię.
– Uau! – Wszyscy zaczynają go poklepywać i grzmocić po plecach, a Hook zakłada mu nelsona i kostkami zaciśniętej pięści jeździ mu po głowie.
– Delikatny chłoptyś…
– Rany! Zostawcie mnie…
Ale wszyscy już zwalili się na niego, śmiejąc się po wariacku i niemal dusząc w swoich napakowanych anabolikami ramionach. A Bunny szczerzy te swoje dwa wielkie, wysunięte do przodu zęby, z powodu których tak go z angielska nazwano, i pokrzykuje bez opamiętania: „Weźmy Glorię, weźmy Glorię!".
Błękitne all stary z czerwoną gwiazdką na środku gumki obejmującej kostkę zręcznie zsuwają się z vespy na ziemię. Ale Gloria zdążyła zrobić ledwie kilka kroków, już zostaje pochwycona i uniesiona przez Siciliana. Jej jasne włosy tworzą dziwny kontrast z podbitym okiem chłopca i jego źle zszytą brwią, z nosem zmiażdżonym i miękkim, bo pozbawionym kruchej chrząstki przez lewy prosty sprzed kilku miesięcy zaliczony w winiarni Fiermonti.