Выбрать главу

Step rusza i wspina się na jedno koło. Maddalena zamyka oczy i przylega plecami do chłopca. Pas trzyma. Step wraca do pozycji wyjściowej i, gotowy do wyścigu, odjeżdża na start. Podnosi prawe ramię. Na jego przegubie kpiąco powiewa jasna chustka Babi.

Trochę nieoczekiwanie trzy motory wyłaniają się jakby z niebytu i ustawiają na środku jezdni. Na wszystkich siedzą dziewczyny przywiązane do prowadzących tyłem do kierunku jazdy. To są właśnie „rumianki", gromadzące teraz wokół siebie podniecony tłumek dziewcząt i chłopców. Część widzów je zna, słychać wywoływane imiona, powitania, okrzyki mające im dodać otuchy. Ale „rumianki" nie odpowiadają. Ramionami wykręconymi do tylu starają się jak najsilniej uchwycić swojego partnera, obawiając się zwłaszcza chwili startu. Siga przyjmuje zakłady. Panowie z jaguara obstawiają najhojniej. Jeden z nich stawia na Stepa, drugi na jego sąsiada na kolorowym motorze. Siga zbiera pieniądze i wrzuca je do kieszeni, umieszczonej w przedniej części kurtki jako sakiewka. Potem podnosi prawą rękę i wkłada gwizdek do ust. Następuje chwila ciszy. Motocykliści w pełnej gotowości pochylają się do przodu. Przywiązane do nich dziewczyny zamierają w bezruchu. Zamykają oczy. Maddalena nic robi tego, chce czuć, chce widzieć moment startu. Uwielbia wyścigi. Narasta huk silników. Lewa stopa spycha podnóżek.

Trzy maszyny wchodzą w jedną wibrację. Są gotowe. Siga opuszcza rękę i gwiżdże. Maszyny skaczą do przodu i niemal od razu podrywają do góry przednie kola. Są szybkie i hałaśliwe. „Rumianki" trzymają się mocno swoich mężczyzn. Pochylone twarzą ku ziemi widzą, jak droga ucieka pod nimi twarda i straszna, oddech zamiera, żołądek staje w gardle, a serce wali jak oszalałe. Ta szybkość rośnie do stu, stu dwudziestu, stu czterdziestu… Pierwszy z lewej załamuje się. Opada na przednie koło, dobija amortyzatorami. Widełki dygocą. Ale nic się nie dzieje. Ten obok za mocno otwiera gaz. Maszyna staje dęba, dziewczyna, widząc jak ją kładzie, zaczyna krzyczeć. Wystraszony chłopiec, czując, że go ciągnie, zamyka gaz i hamuje. Pysk bestii miękko wraca na ziemię. Trzystukilowe kawasaki posłusznie schodzi do lądowania jak maty samolot bez skrzydeł. Step rwie do przodu, manewrując zręcznie hamulcem i gazem. Jego motor trwa w zawieszeniu na tej samej wysokości, jakby nieruchomy w swojej pozycji, sunąc po jakiejś przezroczystej nici w mroku nocy. Wzlatuje uczepiony gwiazd. Maddalena patrzy na uciekającą pod nią drogę, białe, ledwie widoczne linie zlewają się ze sobą, a szary asfalt wydaje się gładkim morzem fal, które miękko, milcząco przepływa u jej stóp. Step przyjeżdża pierwszy wśród wrzasków radości jego przyjaciół, a także uszczęśliwionego faceta, który postawił na niego, a teraz cieszy się nie tyle z wygranych pieniędzy, co ze zwycięstwa nad przyjacielem, który go tu przywiózł.

Dario, Schello i jeszcze kilku z kompanii spieszą z gratulacjami. Czyjaś braterska ręka, choć mało widoczna w tłumie, podrzuca mu jeszcze chłodne piwo. Step chwyta je w locie, pociąga duży łyk i przekazuje je Maddalenie.

– Byłaś świetna, ani się ruszyłaś. Jesteś „rumiankiem" doskonałym.

Maddalena wypija trochę piwa, zsiada z motoru i uśmiecha się do Stepa.

– Są chwile, w których trzeba umieć znieruchomieć, a inne, w których trzeba się ruszać. Uczę się, nic?

Step uśmiecha się. Nazbyt mocna jest ta dziewczyna.

– Jasne, uczysz się.

Patrzy na nią, jak odchodzi. Ale to niezła rzepa. Zjawia się Pollo, od razu sadowi się za nim.

– Jedźmy, kurde, do Sigi. Zobaczmy, co wygrałeś.

– Nie za wiele. Byłem faworytem.

– Kurde, nie jesteś już dobrym typem. Musiałbyś przegrać parę biegów, żeby odzyskać stawkę. A gdybyś się jeszcze pięknie wywrócił, to potem moglibyśmy postawić wszystko na ostatni bieg, a ty byś go wygrał. Fajnie, nie? Jak bokser w amerykańskim filmie.

– W porządku, ale upadek zaaranżujemy na twoim motorze!

– To lepiej nie! Przecież dopiero go naprawiłem.

– Step, Step! – Step się odwraca. To Pallina z murku koło siatki. – Brawo! Jesteś super!

Step uśmiecha się do niej. Obok niej spostrzega Babi. Podnosi rękę z zawiązaną na niej błękitną chustką.

– Miałeś po prostu szczęście! – odpowiada Babi z daleka. Step wrzuca pierwszy bieg i z Pollem za plecami, slalomem między ludźmi, odjeżdża po zasłużoną nagrodę.

Przed Babi i Palliną zatrzymuje się na swoim motorze Maddalena. Ma za sobą tęgawą blondynę. Choć ta siedzi na skraju i nogi opiera na pedałach, tylne koło jest przygniecione do ziemi. Maddalena żuje gumę, otwierając usta.

– To nie tylko szczęście. To najpierw odwaga, nie byle jaka odwaga… Można wiedzieć, co takie dwa tchórze jak wy robią w takim miejscu?

Tęgawa blondyna chichoce.

– Właśnie, i to bez mundurków! Bo czy to nie wy jesteście te gówniary z Falconieri? A raczej z Kurwonieri? Tak tę waszą szkołę nazywają, nie? Mówią, że wszystkie tam jesteście dziwki.

Pallina poprawia na głowie czapkę.

– Słuchaj, grubasie! Chcesz mieć z nami na pieńku? Jeśli cię coś gryzie, wal po oczach i cześć! Mów od razu, o co chodzi, nie rozwlekaj tych smarków!

Maddalena gasi swoją hondę SH.

– Chodzi o to, że masz na sobie pas „rumianka", a nie wolno ci.

– Kto to powiedział?

– No to dlaczego nie jechałaś?

– Bo nie jechał jeszcze mój mężczyzna. Ja jeżdżę tylko z Pollem. A co, może nie wiesz, – Pallina zwraca się do dziewczyny za Maddaleną – ale ja chodzę z Pollem.

Na twarzy dziewczyny pojawia się grymas. Czerwieni się. Pallina specjalnie to powiedziała. Wie, że tamtej zależy na Pollu.

Maddalena wskazuje na Babi.

– A ta? Co ona tu robi? Nie ma nawet pasa. Nie wiesz, że to miejsce jest zarezerwowane dla „rumianków"? Albo jedziesz, albo się wynosisz.

Babi mówi do Palliny, wzdychając:

– Chryste, jeszcze jedna ważniara…

Maddalena sztywnieje.

– Co powiedziałaś?

Babi uśmiecha się do niej.

– Mówię, że czekam na swoją kolej.

Maddalena nie jest przekonana. Czegoś jednak nie zrozumiała. Babi rozpina Pallinie kurtkę.

– Śmiało, daj mi swój pasek.

– Co? Żarty się ciebie trzymają?

– Nie, poważnie, daj mi go. Jeśli to rzeczywiście takie podniecające, to chcę być „rumiankiem". – Odpina jej pasek. Pallina ją przytrzymuje.

– Uważaj, bo jeśli już założysz ten pasek, a potem cię wyznaczą, będziesz musiała pojechać. Kiedyś przyszła tu jedna dziewczyna, co założyła ten pasek dla draki, bo jej się podobał, i potem zmuszono ją do jazdy. Babi patrzy na nią pytająco.

– No i co? Jak się skończyło?

– Dobrze, nic sobie nie zrobiła, udało się. Powinnaś ją znać. To Giovanna Bardini, ta z drugiej E.

– Kto? Ta fajtłapa? To znaczy, że każdy może jechać.

Pallina wręcza jej pasek.

– Nie wiem jednak, czy zauważyłaś… Giovanna teraz zawsze nosi szelki.

Babi patrzy na nią. Pallina krzywi się zabawnie. I obie wybuchają śmiechem. A chodzi im tylko o to, żeby rozładować napięcie. Maddalena i jej przyjaciółka patrzą na nie lekko znudzone. Babi zakłada pasek.

– Ale numer! Teraz ja jestem tym żałosnym „rumiankiem"! Jakiś budzący grozę osiłek hamuje w miejscu tuż przed nimi. Mocno podgolony kark wyrasta mu zuchwale z zielonej wojskowej kurtki z pomarańczowymi wykończeniami.

– Jazda, „rumianku", no ty, ty. Ładuj się za mną!

Babi wskazuje na siebie z niedowierzaniem.

– Kto, ja?

– A kto inny? Szybko, ruszaj się, bo wkrótce zaczynamy.