– Zasłoń nogą tablicę!
– Co?
– Zasłoń nogą numer na tablicy!
Babi wyciąga do tyłu nogę, usiłując dostać się do tablicy. Dwa razy się ześlizguje.
– Nie dam rady.
– Zostaw. Jak to jest, że nic nie umiesz?
– Tak to jest, że nigdy nie uciekałam na motorze. I na pewno dzisiaj też wolałabym tego uniknąć.
– Może wolałabyś, żebym zostawił cię w łapach tego policjanta, co domagał się twego skalpu?
Step podrywa maszynę i skręca w prawo. Tylne koło lekko zarzuca na asfalcie. Babi przyciska się do Stepa i krzyczy:
– Hamuj!
– Raczysz żartować? Jeśli nas teraz zwiną, zabiorą mi motor.
Policyjny wóz z poślizgiem wjeżdża za nimi w uliczkę. Step puszcza się w dół po pochyłości. Sto trzydzieści, sto pięćdziesiąt, sto osiemdziesiąt,… Słychać daleką syrenę. Ale zbliża się, narasta. Babi przypomina sobie słowa matki: „Nie waż się jeździć z tym chłopcem. Zobacz, jak prowadzi… Jest niebezpieczny". Ma rację. Matki zawsze mają rację. A zwłaszcza jej.
– Hamuj. Nie chcę zginąć. Już wyobrażam sobie, co przeczytam jutro w gazetach. Młoda dziewczyna ginie podczas ucieczki przed policją. Hamuj, błagam.
– Jeśli zginiesz, jak będziesz mogła przeczytać gazety?
– Step, zatrzymaj się! Ja się boję! Oni mogą strzelać. Step redukuje bieg i ostro skręca w lewo. Wypadają na pustawą wiejską drogę. Jakieś wille za wysokim murem, jakiś płot. Mija kilka sekund. Step przyhamowuje.
– Szybko, zsiadaj. Zaczekaj tu na mnie, nie ruszaj się. Przyjadę po ciebie, jak tylko się ich pozbędę…
Babi zeskakuje w locie. Step startuje na pełnej szybkości. Babi przylega do muru koło furtki jakiejś willi. W ostatniej chwili. Policyjny wóz pojawia się właśnie przed nią, z jękiem opon zarzuca przed willą i znika w pościgu za motorem. Babi zatyka uszy i zamyka oczy, żeby nie słyszeć rozdzierającego jęku syreny. Przepada gdzieś daleko za tym malutkim, czerwonym punkcikiem. Tyle widać z motoru Stepa, który na zgaszonych światłach, teraz już sam, przyspiesza znowu w ciemnościach nocy.
24
Pollo zatrzymuje motor przed domem, w którym mieszka Babi. Pallina zsiada i idzie do portiera.
– Czy Babi już wróciła?
Pan Fiore, jeszcze zaspany, z trudem ją poznaje.
– A, Pallina. Nie. Widziałem, jak wyjeżdżała vespą, ale jeszcze nie wróciła.
Dziewczyna wycofuje się do Polla.
– Niestety.
– Nie martw się. Jeśli jest ze Stepem, nie ma strachu. Zobaczysz, że za chwilę tu będzie. Chcesz, żebym został z tobą?
– Nie, pójdę na górę. Może ma problemy i dzwoni do domu. Lepiej, żeby ktoś tam był i mógł odpowiedzieć.
Pollo zapala motor.
– Pierwszy, kto się czegoś dowie, dzwoni.
Pallina całuje go i odchodzi. Przemyka pod barierką i wspina się lekkim podejściem do osiedla. W połowie drogi odwraca się i przesyła mu całusa ręką. Widzi pożegnalny gest Polla. Znika, wbiegając po schodkach na lewo. Pollo wrzuca pierwszy bieg i odjeżdża. Pallina podnosi chodniczek. Klucze są na miejscu, jak trzeba. Wyszukuje najpierw ten od drzwi na dole. Wchodzi na pierwsze piętro i ostrożnie otwiera drzwi do mieszkania. Z korytarza dobiega ją czyjś glos. Poznaje go. To Daniela. Rozmawia przez telefon.
– Dani, gdzie są rodzice?
– Pallina, co tu robisz?
– Pytam, gdzie są twoi?
– Wyszli.
– Dobra. Odłóż słuchawkę, już. Telefon musi być wolny.
– Ależ rozmawiam z Andreą. A Babi gdzie jest? Poleciała cię szukać.
– Dlatego musisz zwolnić telefon. Babi może się odezwać. Ostatni raz jak ją widziałam, to siedziała na motorze za Stepem i uciekała przed policją.
– Nie!?
– Tak!
– Niesłychana ta moja siostra!
Kurz powoli opada. Niskie, szare chmury snują się po bezksiężycowym niebie. Wszystko wokół tonie w ciszy. Żadnego światełka. Z wyjątkiem małej lampki na wysokiej ścianie dalekiego domu. Babi odsuwa się od muru. Uderza ją silny odór nawozu rozrzuconego po polach. Lekki wietrzyk szeleści liśćmi drzew. Babi czuje się samotna i zagubiona. Tym razem naprawdę. Boi się. Z prawej, gdzieś z daleka, dobiega ją rżenie koni. Są tam pewnie, niewidoczne w mroku, jakieś stajnie. Babi rusza w stronę lampki na domu. Posuwa się ostrożnie wzdłuż muru ogrodzenia, obmacując drogę ręką i nogą, wyczuwając pod stopami kępy jakichś chwastów. Może tu są żmije? Przypomnienie z lektury jakiejś książki naukowej uspokaja dziewczynę. Żmije nie polują nocą. Ale szczury tak. Tutaj wokół musi być ich dużo. I gryzą. Całe legendy docierają o tym z metra. Przypomina sobie kogoś, przyjaciela przyjaciół, kto został pokąsany przez szczura. Jak szybko umarł. Lepto-cośtam. Okropne. Niech licho porwie Pallinę. Coś się poruszyło w głębi po lewej. Babi zatrzymuje się. Cisza. Trzask łamanej gałązki. Jakby coś nadciągało z ciemnych zarośli w jej kierunku – posapując w ruchu. Babi jest jak sparaliżowana. Z czarnej masy przed nią wyłania się czarny pies. Jest duży i biegnie, powarkując. Zaczyna poszczekiwać i biegnie coraz szybciej. Babi rzuca się do ucieczki. Potyka się i ślizga na kamieniach, lecz walczy z lękiem i ciemnością, pędząc przed siebie, w niewiadome. Pies jest za nią. Ściga ją uparcie, groźnie zbliżając się do niej. Warczy i szczeka wyraźnie rozeźlony. Jest jakieś rozdarcie w ogrodzeniu wyżej. Babi dopada tego miejsca, chwyta się rozpaczliwie rękoma, podciąga się i odpychając się nogami od murku, przeskakuje na drugą stronę. W samą porę, by uniknąć ostrych, lśniących w ciemności zębów psa. Zwierzę szaleje za siatką, skacze, odbija się, rzuca się na lewo, na prawo, na próżno szukając sposobu, by dopaść swej zdobyczy. Babi podnosi się z tego upadku na twarz, na ręce, na kolana. Jest trochę obolała, choć wpadła w coś miękkiego i ciepłego. Jakieś błoto. Spływa teraz z kurtki i dżinsów. Ścieka na ręce, którymi, choć nieco bolą, może poruszać. Nogami też, jakkolwiek trudniej, bo tkwi nimi w tym błocie po kolana. Pies wciąż wściekle szczeka za ogrodzeniem. Babi ma nadzieję, że nie znajdzie do niej przejścia. Lepsze to błoto niż psie zęby. W pewnej chwili czuje ostrzejszy zapach, jakiś słodkawy, wstrętny fetor. Brudną rękę podnosi do nosa. Wącha. Jakby to całe, użyźniane pole otworzyło się nagle i zagarnęło ją. Och, nie! To gnój! Zamiana wcale nic jest taka korzystna.