Выбрать главу

– Wynoście się stąd… Już, już!

Rozbawieni, pozwalają wyrzucić się z domu, robiąc jeszcze większy harmider. Step jej pomaga.

– Jazda stąd, chłopcy! – Jako ostatniego wyrzuca Polla. – Z tobą porachuję się później!

– Ale ja zaprosiłem tylko Luconego. To jego wina, że ściągnęli tu wszyscy.

– Zamknij się. – Kopniakiem wyrzuca go za próg. Potem pomaga Babi uporządkować mieszkanie.

– Popatrz tylko, co narobili ci wandale.

Pokazuje na rozbitą lampę, plamy po piwie na kanapie, porozsypywane wszędzie chipsy. Ma łzy w oczach. Step nie wie, co powiedzieć.

– Przepraszam cię. Pozwól, pomogę ci sprzątać.

– Nie, dziękuję, zrobię to sama.

– Gniewasz się?

– Nie, ale lepiej, żebyś już poszedł. Wkrótce wrócą jego rodzice.

– Jesteś pewna, że nie, potrzebujesz mojej pomocy?

– Całkowicie.

Wymieniają pospieszny pocałunek. Ona zamyka drzwi. On schodzi na dół. Rozgląda się wokół. Nie ma nikogo. Wsiada na motor i włącza silnik. I właśnie w tej chwili zza jakiegoś samochodu wyskakuje cała banda. W noc wzbija się chór głosów:

– Niech żyje dzielny babysitter, och, och, och! -I oklaski. Step niemal w biegu zeskakuje z motoru i rzuca się za uciekającym Pollem.

– To nie ja, to Lucone! Miej do niego pretensje…

– Ty śmierdzielu, uduszę cię!

Gonią się po ulicy wśród śmiechów reszty i ciekawości lokatorów cierpiących na bezsenność.

Bab, zbiera odłamki szkła po lampie i wyrzuca do wiadra Potem zamiata podłogę i czyści kanapę. Potem, zmęczywszy się, rozgląda się dookoła. Cóż, mogło być gorzej. Powiem, że lampa spadła, kiedy bawiłam się z Giuliem. Chłopak nie będzie mógł nawet zaprzeczyć. Śpi już głębokim snem, całkowicie otumaniony trawką.

61

Następnego ranka, zaraz po przebudzeniu, Step udaje się do siłowni. Ale nie po to, żeby ćwiczyć. Kogoś szuka. W końcu go znajduje. Nazywa się Giorgio. Jest to piętnastoletni chłopak, który bezgranicznie uwielbia Stepa. Nie on jeden. Również przyjaciele Giorgia mówią o Stepie tak, jakby był jakimś bogiem, mitem, idolem. Znają wszystkie jego wyczyny, wszystko, co się opowiada o nim, dokładając do tego swoje wrażenia, co tylko rozbudowuje legendę. Ten chłopak jest jego zaufanym. Jedynym, do którego Step może zwrócić się o przysługę tego rodzaju, bez groźby utraty respektu. Bo gdzie się kończy uwielbienie, zaczyna się strach.

Wkrótce potem Giorgio jest już w liceum Falconieri. Przemyka korytarzami pod ścianą, żeby nie rzucać się w oczy, i wchodzi do III b, klasy Babi. To pani Giacci prowadzi lekcję, ale czemuś nie reaguje. Babi zamiera bez słowa. Patrzy na ten ogromny bukiet róż na swojej ławce. Z przejęciem czyta załączony bilecik: Moi przyjaciele to czasem katastrofa, obiecuję ci, że dziś wieczorem na kolacji u mnie będziemy sami. Ktoś', kto nie zawinił.

Wiadomość o tym szybko obiegła szkołę. Nikomu to się jeszcze nie przydarzyło. Po wyjściu ze szkoły, gdy schodzi po schodach z tym ogromnym bukietem czerwonych róż, potwierdza się jej niezwykłość. Wszyscy mówią o niej. Daniela jest dumna ze swojej siostry. Pani Raffaella wścieka się jeszcze bardziej, a obrywa się, oczywiście, jej mężowi.

Tego popołudnia Step rozwiesza zestaw obrazów Pazienzy, właśnie nabytych, kiedy ktoś dzwoni do drzwi. To Pallina.

– Najpierw byłam kupidynem, teraz jestem posłańcem. Następnym razem co mi przypadnie w udziale? – Step śmieje się. Przejmuje z jej rąk paczkę i żegna ją. W paczce jest fartuszek w kwiatki i liścik: Przyjmuję pod warunkiem, że to ty przygotujesz kolację i zrobisz to, zakładając mój prezent.

Nieco później Step jest w biurze swojego brata.

– Paolo, na ten wieczór chcę mieć wolne mieszkanie, całkowicie.

– Ale ja zaprosiłem Manuelę.

– No to zaprosisz ją na inny dzień. Z Manuelą widujesz się często. Babi może przyjść tylko dziś.

– Babi? Która to? To córka tego, który był u nas?

– Tak, a co?

– Wydawał się rozgniewany. Rozmawiałeś z nim potem?

– Oczywiście! Razem poszliśmy na partyjkę bilarda, a potem się spiliśmy.

– Spiliście się obaj?

– Prawdę mówiąc, tylko on się spił.

– Ty go spiłeś?

– Dlaczego? Sam się spił. Daj spokój, jakie to ma znaczenie? No więc, dogadaliśmy się, co? Wieczorem wychodzisz. Dobra?

I nie czekając na odpowiedź, pospiesznie opuszcza biuro. Jest tak przejęty tym, co ma do zrobienia, że nie zauważa nawet uśmiechu, jakim obdarza go sekretarka Paola.

Z domu dzwoni do Polla. Zakazuje mu przychodzić, telefonować i w jakikolwiek sposób rozrabiać.

– Uważaj, chodzi o twoją głowę, więcej, o naszą przyjaźń i nie ma tu żartów. – Przygotowuje listę rzeczy do kupienia, schodzi do supermarketu pod domem i nabiera wszystkiego po trochu, nawet angielskich biszkoptów na maśle, które smakują jego bratu. W końcu Paolo zasłużył sobie na nie.

Bo, prawdę mówiąc, to niezły chłopak. Ma kilka szczególnych upodobań, jak na przykład samochód, praca, a przede wszystkim Manuela. Ale, z czasem, pewnie mu to przejdzie. Wchodząc do domu, trochę zmienia zdanie. Nie, Manuela już nie przejdzie. Są ze sobą sześć lat i jakoś nie widać w nim znużenia. Chyba się nieźle bodzie, skoro, jak słyszał, miała już kilka przygód na boku. Mniejsza o brata, ale on. Step, nie wyobraża sobie takiego gamonia, co by na nią poleciał. Brzydka, antypatyczna, a do tego przemądrzała. Na wszystkim się zna. Nie ma nic gorszego. Biedny Paolo. W końcu to są jego sprawy. Ja bym postawił na sekretarkę. I po tej wreszcie pozytywnej konstatacji włącza radio i idzie do kuchni, by umyć sałatę.

O ósmej wszystko jest gotowe. Wysłuchał ostatniej top listy amerykańskich przebojów, nie włożył fartuszka od Babi, ale zawiesił go na krześle na wszelki wypadek. Przygląda się rezultatom swojego trudu. Carpacciograna i rughetta. Sałata mieszana z awokado i sałatka owocowa z maraskino. Rodzą się wspomnienia. Tę sałatkę, zwaną macedonią, jadał często jako dziecko. To miłe wspomnienia. Jest szczęśliwy. To jest jego wieczór, nie chce, by cokolwiek mu go popsuło. Z zadowoleniem sprawdza nakryty stół, poprawia ułożone serwetki. Czuje się mistrzem ceremonii, ale nie wie, że noże mają leżeć z drugiej strony. Nerwowo zaczyna krążyć po domu. Myje ręce. Przysiada na kanapie. Zapala papierosa, włącza telewizor. Myje zęby. Piętnaście po ósmej. Są chwile, kiedy czas wlecze się okropnie. Za piętnaście minut ona będzie tutaj, zjemy razem, spokojnie pogawędzimy. Będziemy siedzieć na kanapie i nikt nam w niczym nie przeszkodzi. Potem pójdziemy do mojego pokoju i… Nie, Babi na to się nie zdecyduje. Jeszcze za wcześnie. A może? Nie ma za wcześnie w pewnych sprawach. Byliby tak blisko siebie, że potem mogłoby się to zdarzyć. Próbuje przypomnieć sobie pewną piosenkę Battistiego. „Drobne szaleństwa nam się roją i rozjaśniają duszę moją… Stłumione światło, cicha muzyka, schłodzony szampan i już nam bzyka…". Jasny gwint, oto czego nie mam! Szampana! Biegnie do kuchni, zagląda wszędzie. Bez skutku. Ale znajduje butelkę białego pinot grigio. Od razu wkłada ją do zamrażalnika. Lepszy rydz niż nic. I właśnie w tej chwili dzwoni jego komórka. To Babi.

– Nie przyjdę. – Ma głos chłodny, przykry.

– Dlaczego? Wszystko przygotowane. Założyłem nawet fartuszek, który mi podarowałaś – kłamie Step.

– Telefonowała pani Mariani. Z jej domu zniknął złoty naszyjnik z brylantami. Obwinia mnie. Nie dzwoń do mnie więcej.

Babi rozłącza się. Chwilę później Step jest już u Polla.

– Który kutas to zrobił? Zdajesz sobie sprawę? To są przyjaciele czy gnoje?