Выбрать главу

Otworzyłam teczkę i ciarki przeszły mi po grzbiecie.Rada Dyrektorów Systemów X/LW dniu 15 lutego, w środę, Morton Lightower, wasz naczelny dyrektor, sprzedał swój pakiet akcji kompanii w liczbie 762 000 sztuk za sumę 3 175 000 dolarów.

W tym samym dniu 256 000 waszych akcjonariuszy poniosło straty. Ich bilans za ubiegły rok wyniósł – 87%.

35 341 dzieci na świecie umarło z głodu.

11 174 ludzi w naszym kraju umarło w wyniku chorób, którym można było zapobiec przy należytej opiece zdrowotnej.Tej samej środy 4 233 768 matek na świecie urodziło dzieci nie mające żadnych szans na wyjście z biedy i polepszenie swojego życia.W ciągu ubiegłych 24 miesięcy uzyskaliście 600 000 000 dolarów za akcje waszej kompanii. Kupiliście sobie za te pieniądze domy w Aspen i we Francji, nie dając z nich światu ani centa. Żądamy trybutu na rzecz głodu i światowych organizacji zdrowia w wysokości połowy sum, które otrzymacie za sprzedaż wszystkich następnych pakietów akcji. Żądamy, by rada dyrektorów X/L i rady dyrektorów wszystkich kompanii zwróciły uwagę na coś więcej oprócz własnych strategii rozwojowych – na zewnętrzny świat, który ulega degradacji w wyniku ekonomicznego apartheidu.

To nie jest prośba o pomoc. To żądanie!

Ciesz się swoim bogactwem, panie Lightower. Pańska mała Caitlin liczy na pana.

Podpis pod listem brzmiał: August Spies. Przejrzałam kolejne e-maile. Były coraz agresywniejsze, przykłady nieszczęść świata coraz bardziej drastyczne.

Ignoruje nas pan, panie Lightower. Rada nie zastosowała się do naszych żądań. Pańska mała Caitlin liczy na pana.Spojrzałam na Zinna.

– Dlaczego pan nas o tym nie powiadomił? Można było wszystkiemu zapobiec.

– Teraz żałuję, że tego nie zrobiłem. – Prawnik zwiesił głowę. – Ale wszystkie kompanie otrzymują pogróżki.

– To nie są pogróżki, lecz ultimatum. – Rzuciłam stos e-maili na biurko. – Pan jest prawnikiem, Zinn. Wzmianka o córce Lightowera jest jawną groźbą. Przybył pan do nas, by zawrzeć układ. Oto on: treść tych e-maili i nazwisko autora pozostanie między nami. Ale musimy przysłać do was naszych specjalistów, żeby ustalili miejsce nadania.

Prawnik pokiwał głową.

– Rozumiem.

Przejrzałam adresy e-maili. Footsyl23@hotmail.com. Chip@freeworld.com. Wszystkie podpisane tak samo: August Spies. Popatrzyłam na Jacobiego.

– Jak myślisz, Warren, uda nam się ustalić, skąd nadeszły?

– Przeprowadziliśmy nasze własne śledztwo – powiedział Zinn.

Zatkało mnie.

– I wyśledziliście ich? Wy?!

– Jesteśmy kompanią zajmującą się bezpieczeństwem ruchu e-mailowego. Wszystkie adresy należą do publicznych dostawców Internetu. Nie ma adresów bilingowych wysyłającego. Nikt nie musi otwierać własnego rachunku. Wystarczy pójść do biblioteki, na lotnisko, wszędzie gdzie jest otwarty dostęp do terminalu, i nadać swój e-mail. Ten został wysłany z budki na lotnisku w Oakland. Ten z Kinko, w pobliżu uniwersytetu w Berkeley. Te dwa z biblioteki publicznej. Nie da się ustalić, kto je wysłał.

Musiałam przyznać, że zna się na rzeczy i ma rację, ale w tym, co powiedział, jedno mnie zaintrygowało. Kinko… biblioteka… mieszkanie prawdziwej Wendy Raymore…

– Nie wiemy, kim są, ale wiemy już, gdzie ich szukać – powiedziałam.

– Republika Ludowa Berkeley – mruknął Jacobi i wciągnął nosem powietrze. – Mam psi węch.

ROZDZIAŁ 29

Wykradłam się do Buena Vista Gardens na szybki lunch z Cindy Thomas, składający się z produktów Kompanii Wyrobów Mącznych o Przedłużonej Trwałości.

– Czytałaś dzisiejszy „Chronicie”? – spytała. Kluski ześlizgiwały jej się z pałeczek, bo siedziałyśmy niewygodnie na zewnątrz, na parapecie okiennym baru. – Przykręciliśmy śrubę kompanii X/L.

– Dzięki – odparłam. – Zrobiłaś to, o co cię prosiłam. Chyba już nie będę potrzebowała twojej pomocy.

– Więc teraz twoja kolej, żebyś mi coś opowiedziała.

– Cindy, myślę, że ta sprawa nie pozostanie dłużej w moich rękach, jeśli coś przecieknie do prasy.

– Zdradź mi przynajmniej, czy moje przeczucie, że te dwa morderstwa mają ze sobą związek, jest słuszne?

– Skąd ci to przyszło do głowy?

– Dwie grube ryby od biznesu zamordowane w odstępie dwóch dni – odparła. – Obaj zarządzali kompaniami mającymi ostatnio złą prasę.

– Ale reprezentującymi odmienne branże – mruknęłam.

– Czyżby? Pierwsza ofiara to chciwy naczelny dyrektor korporacji, wyprowadzający dziesiątki milionów z firmy, która z tego powodu upada, a druga to facet ukrywający się za plecami wysoko opłacanych lobbystów i próbujący wykopać najbiedniejszych z fundacji. Obaj zginęli gwałtowną śmiercią. Jak brzmiało twoje pytanie, Linds? Skąd mi przyszło do głowy, że te dwa przypadki mają z sobą związek?- Niech ci będzie – poddałam się. – Zawrzyjmy umowę: absolutnie nic nie idzie do druku bez mojej zgody – Musi być ktoś, kto nienawidzi takich ludzi. Wiedziałam, że miała na myśli nie tylko tych, którzy już nie żyli.

Odstawiłam pojemniczek z kluskami.

– Cindy, trzymasz rękę na pulsie tego, co się dzieje po drugiej stronie zatoki, prawda?

– W Berkeley? Jeśli masz na myśli burzliwe dyskusje na naszych łamach na temat „prawdziwego sukcesu życiowego” z ludźmi stamtąd, to moja odpowiedź brzmi „tak”.

– Pytam, czy masz na nich oko. Mówię o ludziach, którzy mogliby sprawić kłopoty. – Odetchnęłam głęboko i popatrzyłam na nią.

– Wiem, o co ci chodzi. – Zamilkła na chwilę, po czym wzruszyła ramionami i dodała: – Tam się ciągle kotłuje. Przyzwyczailiśmy się do tego, że jesteśmy częścią systemu, i zapomnieliśmy, jak to jest po drugiej stronie. Tam są ludzie, którzy zaczynają… nie wiem, jak to określić… zaczynają mieć dosyć. Wysyłają sygnały, których nikt nie słucha.

– Jakie sygnały?

– Takie, które do ciebie nie docierają. Na miłość boską, jesteś policjantką. Jesteś miliony kilometrów od takich problemów. Nie twierdzę, że nie potrafisz dostrzegać społecznych problemów. Ale jak reagujesz, czytając w gazecie, że dwadzieścia procent ludzi nie ma ubezpieczenia zdrowotnego albo, że dziesięcioletnie dziewczynki w Indonezji są zmuszane do przyszywania metek Nike za dolara dziennie? Odkładasz gazetę, podobnie jak ja. Lindsay, jeśli chcesz, żebym ci pomogła, musisz mi uwierzyć.

– Dam ci wolną rękę – oświadczyłam. – To, co teraz mówię, nie jest przeznaczone do publicznej wiadomości. Będziesz działała sama i wszystko, co odkryjesz, zachowasz dla siebie. Żadnych pomocników. Żadnych „muszę chronić źródło informacji”. Ze wszystkim przychodzisz najpierw do mnie. Tylko do mnie! Umowa stoi?

– Stoi – odparła Cindy. – Chcę mieć wolną rękę od zaraz.

ROZDZIAŁ 30

– Wspaniale – mruknął do siebie Malcolm, patrząc przez okulary chirurgiczne na leżącą na stole kuchennym bombę.

Wprawnymi rękami skręcił ze sobą dwa cienkie druciki, czerwony i zielony, wychodzące z cegiełki materiału wybuchowego, i podłączył je do detonatora, a potem resztę wolnego miejsca w aktówce wypełnił C-4 o konsystencji kitu.

– Szkoda, że to musi wybuchnąć – westchnął, podziwiając własne dzieło.

W pokoju pojawiła się Michelle. Kiedy zobaczyła, co robi, położyła drżącą rękę na jego ramieniu. Wiedział, jak bardzo boi się tych rzeczy – uzbrajania bomby, prądu, ładunków elektrycznych…

– Uspokój się, kochanie. Bez prądu nie ma wybuchu. W tej chwili to najbezpieczniejsza rzecz na świecie.