– Do pewnego stopnia. – Spojrzałam na niego. – Naruszenie nietykalności cielesnej jest ciężkim przestępstwem, Steve. Takich jak ty wsadzam do więzienia.
– Jill nigdy nie będzie świadczyć przeciwko mnie. – Zmarszczył czoło. – Jezu, jak późno… Przepraszam, Lindsay, ale na dole czekają na mnie.
Wstałam. Jego zachowanie było oburzające, nie mogłam puścić tego płazem. Przecież chodziło o Jill.
– Powiem to tak, żebyś zrozumiał. Jeśli zobaczę na niej nowe siniaki, to obawa, że Jill zaświadczy przeciwko tobie w sądzie, będzie twoim najmniejszym zmartwieniem. Masz z nią uprawiać jogging, masz wychodzić po nią do garażu, kiedy wróci późno z pracy… Masz koło niej skakać.
Ruszyłam do drzwi, nie odrywając od niego wzroku. Nadal siedział w swoim fotelu, kołysząc się, ale widziałam, że jest bliski wybuchu.
– Czy to nie lepsze od gotowania oceanu, Steve?
ROZDZIAŁ 37
Cindy Thomas siedziała przy swoim biurku w „Chronicie”. Czuła się nieswojo. Odkręciwszy zakrętkę, wypiła łyk naturalnego soku brzoskwiniowego Fruitopia, a potem rozłożyła gazetę i przejrzała ją. Artykuł pod tytułem: KOLEJNE ZABÓJSTWO – POLICJA POWTÓRNIE BADA PIERWSZY PRZYPADEK, wydrukowanym grubą czcionką i opatrzony jej nazwiskiem, był zamieszczony na pierwszej stronie.
Włączyła komputer, żeby sprawdzić pocztę. Na ekranie pojawił się napakowany osiłek w koszulce bez rękawów, spełniający rolę wygaszacza. Cindy kliknęła Internet Explorer i na ekranie ukazała się jej skrzynka e-mailowa.
Znajdowało się w niej dwanaście wiadomości.
Pierwsza z nich była od Aarona, z którym rozstała się przed czterema miesiącami. „Mam bilety na recital Pumpkinseeda Smitha w kościele, 22 maja o ósmej wieczór. Przyjdziesz?”. Pumpkinseed Smith był jednym z wirtuozów gry na rogu. „Przyjdę, nawet jeśli będę musiała wysłuchać twojego kazania” – odpisała Cindy.
Przejrzała resztę poczty. Wiadomość od człowieka, któremu zleciła zbadanie przeszłości obu ofiar z San Francisco. Bengosian wygrał niedawno w sądzie sprawę z pozwu niezamożnych posiadaczy polis ubezpieczeniowych, którzy zostali ich pozbawieni. Co za kanalia!
Miała właśnie skasować ostatnią wiadomość, pochodzącą od anonimowego nadawcy, ale jej uwagę zwrócił tytuł: CO SIĘ TERAZ STANIE? Adres nadania: SLAM@hotmail.com. Kliknęła wiadomość, przygotowując się do odesłania jej w niebyt. Wypiła łyk soku i rzuciła okiem na tekst.
Prosimy nie dochodzić, skąd znamy Pani nazwisko ani dlaczego się z Panią kontaktuj emy. Jeśli chce Pani uczynić coś dobrego, to jest okazja.
Przysunęła się z krzesłem bliżej ekranu.
„Tragiczne” wydarzenia ostatniego tygodnia są tylko wierzchołkiem góry lodowej.
Ministrowie finansów całego świata mają się spotkać w przyszłym tygodniu, żeby podzielić resztki gospodarki „wolnego” świata, pozostawione przez Bretona Woodsa – resztki, których jeszcze sami nie połknęli.
Serce Cindy zaczęło łomotać, gdy czytała dalszy ciąg:
Będziemy co trzeci dzień zabijać jedną prominentną zachłanną świnię, jeśli się nie opamiętają i nie potępią globalnego wirusa, jakim jest system wolnej działalności gospodarczej, który utrzymuje uboższe narody w Wielkim Kłamstwie, że handel uczyni je wolnymi; który zaprzągł nasze siostry do niewolniczej pracy, czyniąc z nich siłę roboczą międzynarodowych kompanii; który ukradł oszczędności amerykańskich robotników lokowane na giełdzie, będącej korupcyjną intrygą wtajemniczonych.
Nie jesteśmy już samotnymi, pojedynczymi kontestatorami.
Jesteśmy armią równie zabójczą i potężną jak armie krwiożerczych mocarstw.
Cindy zamrugała, nie wierząc własnym oczom. Może to jakiś głupi kawał internetowy?
Przycisnęła klawisz DRUKUJ, podniosła słuchawkę telefoniczną i przytrzymując ją ramieniem przy uchu, czytała dalej.
Wybraliśmy Panią, ponieważ wszystkie kanały medialne są równie skorumpowane i wyrachowane jak międzynarodowe kompanie, które są ich właścicielami. Czy pani również służy temu układowi? Wkrótce się przekonamy.
Zwracamy się do ważnych osobistości G-8, które spotkają się w przyszłym tygodniu w San Francisco, żeby dokonały historycznego aktu. Niech zdejmą z ludzi okowy. Niech darują im długi. Niech staną w obronie wolności, nie zysku. Niech cofną machiny kolonizacji. Niech otworzą gospodarki świata.
Jeśli nie usłyszymy waszej odpowiedzi, wy usłyszycie naszą. Będziemy co trzy dni zabijać jedną prominentną, krwiożerczą świnię!
Wie Pani, co z tym zrobić, Pani Thomas. Proszę nie tracić czasu na szukanie nas, chyba, że nie życzy Pani sobie następnego kontaktu z nami.
Usta Cindy były suche jak pieprz. SLAM@hotmail.com. Czy to żart? Czy ktoś się z nią przekomarza?
Przesunęła tekst w górę, aby przeczytać ostatnią linijkę. Przez kilka następnych sekund nie była w stanie wykonać najmniejszego ruchu.
Podpis pod e-mailem brzmiał: August Spies.
ROZDZIAŁ 38
W biurze czekały na mnie dwie wiadomości: jedna od Tracenia, druga od Jill.
– Jest jeszcze ktoś z „Chronicie” do ciebie! – zawołała Brenda, moja sekretarka.
– Z „Chronicie”?
Zanim Brenda zdążyła odpowiedzieć, zobaczyłam Cindy, siedzącą niewygodnie na stercie akt przed drzwiami mojego pokoju. Podniosła się na mój widok, ale nie miałam teraz czasu.
– Cindy, nie mogę z tobą teraz rozmawiać. Przykro mi. Mam odprawę o…
– Poczekaj – przerwała mi. – Muszę ci coś pokazać. To sprawa pierwszorzędnej wagi.
– Coś nie w porządku?
– Chyba tak.
Weszłyśmy do mojego pokoju, zamykając za sobą drzwi. Cindy wyjęła z plecaka wydruk komputerowy.
– Usiądź – powiedziała. Położyła przede mną kartkę i usiadła obok. – Przeczytaj to.
Rzut oka na jej twarz wystarczył, żeby się zorientować, że stało się coś niedobrego.
– To przyszło w mojej porannej poczcie – wyjaśniła. – Jestem wymieniona na stronie internetowej „Chronicie”. Nie wiem, kto to nadał ani dlaczego przysłali to do mnie. Trochę mnie to wkurzyło.
Zaczęłam czytać. „Prosimy nie dochodzić, skąd znamy Pani nazwisko ani dlaczego się z panią kontaktujemy…”. W miarę czytania czułam narastającą grozę. „Będziemy co trzy dni zabijać jedną prominentną krwiożerczą świnię…”. Popatrzyłam na Cindy.
– Czytaj dalej – ponagliła mnie.
Podjęłam przerwaną lekturę, zastanawiając się, czy to wszystko może być prawdą. Kiedy skończyłam, wiedziałam już, że tak.
August Spies.
Czułam narastający ucisk w piersi. Nagle stało się dla mnie jasne, ku czemu to wszystko zmierza. E – mail był zapowiedzią terroru. Miasto było zakładnikiem, a celem G-8, które miało się zacząć dziesiątego. Za dziewięć dni mieli przybyć do San Francisco ministrowie finansów najbardziej uprzemysłowionych krajów świata.
– Kto wie o tym liście? – spytałam.
– Tylko ty i ja – odparła Cindy. – No i oni.
– Chcą, żebyś opublikowała ich żądania… „Chronicie” ma być ich trybuną. – Przez głowę przelatywały mi wszelkie możliwe scenariusze. – Tracchio zrobi w portki ze strachu.
Odliczanie już się rozpoczęło. Co trzeci dzień. Dziś był czwartek. Wiedziałam, że muszę przekazać ten e-mail moim zwierzchnikom, a kiedy go przekażę, zabiorą mi tę sprawę. Ale przedtem chciałam jeszcze czegoś spróbować.
– Spróbujmy wyśledzić adres – powiedziała Cindy. – Znam jednego hakera…
– To nas do niczego nie doprowadzi – stwierdziłam. – Lepiej rusz głową. Dlaczego wybrali właśnie ciebie? W „Chronicie” jest pełno innych reporterów. Musi być jakiś powód.