Выбрать главу

– Przestań. – Zaczerwieniłam się.

Jill przekornie przekrzywiła głowę.

– Do tej pory nie podobali ci się federalni.

– Bo większość z nich to karierowicze, wykorzystujący nasze źródła i tropy, by uzyskać awans. Ale Molinari wygląda na uczciwego faceta. Może mogłabyś przeprowadzić dla mnie małe rozeznanie…

– Masz na myśli jego kwalifikacje zawodowe? – Jill zmrużyła oczy i uśmiechnęła się. – Albo czy jest żonaty? Coś mi się widzi, że agent Molinari zauroczył moją Lindsay.

– Zastępca dyrektora – sprostowałam.

– Ho, ho… widzę, że facet wie, jak się zabrać do rzeczy. – Jill pokiwała z uznaniem głową. – Miałam rację, że jest przystojny, prawda? – Zmrużyła znacząco oko i obie wybuchnęłyśmy śmiechem.

Kiedy znów spoważniałyśmy, wzięłam ją za rękę.

– Przykro mi, że napadłam na Steve’a, Jill. Wyobraziłam sobie, przez co przechodzisz, i nie wytrzymałam. Będę się starała trzymać z daleka, ale nie mogę ci obiecać, że do końca. Jesteś naszą przyjaciółką i martwimy się o ciebie. Za to daję ci słowo, że nic mu nie zrobię bez porozumienia się z tobą.

– Umowa stoi. – Jill kiwnęła głową, po czym uścisnęłyśmy sobie ręce. – Wiem, że się o mnie martwisz, Lindsay, i kocham cię za to. Pozwól mi jednak załatwić to na mój sposób, a kajdanki następnym razem zostaw w domu.

– Umowa stoi – odparłam i uśmiechnęłam się.

ROZDZIAŁ 44

Jak na Szwajcara, Gerd Propp przyswoił sobie sporo amerykańskich gustów i zwyczajów. Jednym z nich było łowienie łososi. Wróciwszy do swojego pokoju w hotelu Governor w Portland, z niemal religijnym namaszczeniem położył na łóżku świeżo nabytą kamizelkę wędkarską firmy Ex Officio oraz kilka specjalnych przynęt i oścień.

Jego praca na stanowisku ekonomisty w OECD w Genewie była przez niektórych uważana za drętwą i nużącą, ale dzięki niej mógł kilkakrotnie w ciągu roku przyjeżdżać do Stanów Zjednoczonych, gdzie poznał ludzi, którzy podzielali jego wędkarską pasję i uwielbiali łowić srebrne i królewskie łososie.

To z nimi miał się spotkać nazajutrz, pod pretekstem przygotowywania swojego przemówienia na przyszłotygodniowe forum G-8 w San Francisco.

Włożył nową kamizelkę wędkarską i przejrzał się w lustrze. Uznał, że wygląda doskonale. Poprawił kapelusz, wypiął pierś i poczuł się jak aktor grający główną rolę w hollywoodzkim filmie.

Usłyszał pukanie do drzwi. Pewnie boy hotelowy, pomyślał, gdyż zostawił polecenie w recepcji, żeby mu przyniesiono do pokoju gazety.

Otworzywszy drzwi, zobaczył młodego człowieka, nie w mundurze hotelu, lecz w czarnym polarze i w czapce zakrywającej znaczną część twarzy.

– Herr Propp? – spytał przybysz.

– Słucham. – Gerd poprawił okulary na nosie. – O co chodzi?

Nim zdołał powiedzieć coś więcej, ujrzał wystrzeliwującą ku niemu pięść. Uderzenie trafiło go w grdykę, pozbawiając powietrza. Zaraz potem został pchnięty do tyłu i wylądował twardo na podłodze.

Potrząsał głową, próbując odzyskać jasność umysłu. Okulary gdzieś się podziały. Czuł, że z nosa płynie mu krew.

– Boże, co się dzieje? – wykrztusił.

Młody człowiek wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi. W jego ręce pojawił się ciemny, błyszczący przedmiot. Gerd zamarł. Wprawdzie widział nieostro, ale nie było mowy o pomyłce. Intruz trzymał pistolet.

– Gerhard Propp? – spytał młody człowiek. – Główny ekonomista OECD w Genewie? Proszę nie próbować zaprzeczać.

– To ja – wymamrotał Gerd. – Jakim prawem pan tu wtargnął i…

– Prawem stu tysięcy dzieci umierających co roku w Etiopii – przerwał mu intruz. – Od chorób, których mogłyby łatwo uniknąć, gdyby spłaty zadłużenia nie przekraczały sześciokrotnie sum przeznaczonych na opiekę zdrowotną całego narodu.

– C… co? – stęknął Gerd.

– Prawem chorych na AIDS w Tanzanii – ciągnął mężczyzna – którym rząd pozwala zdychać, ponieważ jest zajęty spłacaniem długów, w których ty i twoi nadziani protektorzy utopiliście ten kraj.

– Je… jestem tylko ekonomistą – wyjąkał Gerd. Za kogo ten człowiek go uważał?

– Nazywasz się Gerhard Propp. Jesteś głównym ekonomistą OECD, której rolą jest przyspieszenie procesu przywłaszczania bogactw krajów słabych gospodarczo przez rozwinięte, w wyniku czego biedniejsze kraje stają się śmietnikiem bogatych. – Mężczyzna wziął z łóżka poduszkę. – Jesteś współtwórcą MAI.

– Pan się całkowicie myli. – Gerd był na krawędzi paniki. – Nasze umowy przybliżyły zacofane kraje do współczesnego świata. Dały pracę i stworzyły rynki eksportowe narodom, które nie miały szans we współzawodnictwie.

– To ty się mylisz! – wrzasnął młody człowiek. Podszedł do telewizora i włączył go. – Wasze umowy przyniosły jedynie biedę i te telewizyjne bzdury.

W CNN szedł właśnie skrót międzynarodowych wiadomości gospodarczych. Gerd wybałuszył oczy, widząc, że intruz klęka przy nim. Jednocześnie słyszał w telewizorze głos informujący, że brazylijski real znów traci wartość.

– Co pan robi? – zaskomlił. Oczy wyszły mu z orbit.

– Robię to, co chciałoby panu zrobić tysiące ciężarnych kobiet chorych na AIDS, panie doktorze.

– Błagam… – zaskowyczał Gerd. – To jakaś straszliwa pomyłka.

Intruz uśmiechnął się i spojrzał na porozkładane na łóżku przybory wędkarskie.

– Widzę, że lubi pan łowić ryby. Cóż, postaram się z tego skorzystać.

ROZDZIAŁ 45

Kiedy następnego ranka przybyłam o wpół do ósmej do pracy, zaskoczyła mnie obecność zastępcy dyrektora w moim pokoju. Molinari siedział za moim biurkiem i rozmawiał z kimś przez telefon. Coś się musiało wydarzyć.

Dał mi znak ręką żebym zamknęła za sobą drzwi. Wyglądało na to, że rozmawiał ze swoim biurem na Wschodzie. Miał na kolanach stertę tekturowych teczek i od czasu do czasu robił jakieś notatki. Parę słów zdołałam odcyfrować. 9 mm i Przewodnik.

– Co się stało? – spytałam, kiedy skończył rozmowę.

Ruchem ręki zaprosił mnie, żebym usiadła.

– W Portland miało miejsce morderstwo. Obywatel szwajcarski został zastrzelony w swoim pokoju hotelowym. Ekonomista. Wybierał się dziś rano do Vancouver, żeby wziąć udział w wyprawie wędkarskiej.

Do tej pory mieliśmy już dwa śledztwa w sprawie o morderstwo, a liderzy Wolnego Świata bacznie przypatrywali się wszelkim naszym mchom.

– Przykro mi – powiedziałam – ale jakie to ma odniesienie do nas?

Molinari otworzył jedną ze swoich teczek, która zawierała świeżo przefaksowany zestaw zdjęć z miejsca zbrodni. Ukazywały trupa w kamizelce wędkarskiej z dwoma otworami po kulach. Koszula na piersiach była rozdarta, a na gołej skórze ktoś wydrapał litery MAI.

– Ten człowiek był ekonomistą z ramienia OECD, pani porucznik – powiedział Molinari. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się blado. – To chyba wszystko wyjaśnia.

Usiadłam, czując ucisk w żołądku. Mieliśmy trzecie morderstwo. Przyjrzałam się bliżej zdjęciom. Dwa strzały w pierś i coup de grace w czoło. W woreczku na materiały dowodowe duży oścień. I napis MAI.

– Czy te litery coś panu mówią?

– Tak. – Molinari kiwnął głową i wstał. – Opowiem pani o wszystkim w samolocie.

ROZDZIAŁ 46

Lecieliśmy gulfstreamem G – 3 z czerwono – biało – niebieskim grzebieniem na kadłubie i napisem: RZĄD STANÓW ZJEDNOCZONYCH, oddanym do dyspozycji Molinariego. Zastępca dyrektora zajmował z całą pewnością wysoką pozycję w łańcuchu pokarmowym.