– Sayonara – szepnęła, żegnając się z dawnym życiem, sprowadzającym się do biernego przyglądania się i opisywania zdarzeń, po czym nacisnęła klawisz WYŚLIJ.
ROZDZIAŁ 60
Reszta dnia upłynęła mi na pracy. Przez godzinę konferowałam z Tracchiem, a potem wysłałam Jacobiego i Cappy’ego z fotografią Hardawaya do barów w okolicach Berkeley. Za każdym razem, gdy myślałam o wieczorze, czułam, że serce bije mi szybciej. Ale – jak powiedział Molinari – musieliśmy jeść.
Kiedy wróciłam do domu i brałam prysznic, wdychając lawendowy zapach, uśmiechałam się do swoich myśli. Co się ze mną dzieje? Na parapecie szklanka sancerre, a po mojej skórze przechodzą ciarki jak dziewczynie przed pierwszą randką.
Pokręciłam się po domu, usuwając gdzieniegdzie nieporządek, wyrównałam książki na półkach, zajrzałam do kurczaka w piekarniku, nakarmiłam Marthę, ustawiłam stół w taki sposób, żeby było widać zatokę, i nakryłam go. Dopiero wtedy przypomniałam sobie, że wciąż nie mam wiadomości od Jill. Coś było nie w porządku. Nadal w ręczniku i z mokrymi włosami zatelefonowałam do niej ponownie. To już nie jest śmieszne. Oddzwoń natychmiast. Muszą wiedzieć, co się z tobą dzieje…
Zbierałam się, by zatelefonować do Claire z pytaniem, czy Jill nie odezwała się do niej, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi.
Cholera, dopiero 7:45. Molinari przyjechał wcześniej.
Owinęłam głowę drugim ręcznikiem i zaczęłam się miotać – przyciemniłam światła, postawiłam drugi kieliszek, w końcu podeszłam do domofonu.
– Kto tam?
– Przednia straż Bezpieczeństwa Narodowego – usłyszałam głos Molinariego.
– Jak na Bezpieczeństwo Narodowe przybywasz za wcześnie. Czy ktoś ci kiedyś zwrócił uwagę, że nie należy tak robić?
– Przeważnie nie zwracamy uwagi na to, że ktoś nam zwraca uwagę.
– Wpuszczę cię, ale nie wolno ci na mnie patrzeć. – Nie do wiary, miałam go przyjąć w samym ręczniku. Martha stanęła przy mnie. – Otwieram drzwi.
– Mam zamknięte oczy.
– Nie próbuj ich otwierać. Mój pies jest o mnie bardzo zazdrosny…
Przekręciłam klucz i powoli otworzyłam drzwi. Molinari, z narzuconą na ramiona marynarką i bukietem żonkili w ręku, patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami.
– Okłamałeś mnie. – Zaczerwieniłam się i zrobiłam krok do tyłu.
– Nie masz się czego wstydzić – stwierdził. – Wyglądasz bosko.
– Poznaj Marthę – powiedziałam. – Zachowuj się, Martho, bo jak nie, Joe wsadzi cię do psiej budy w Guantanamo.
– Hej, Martho. – Molinari kucnął przy mojej suce i zaczął drapać ją za uszami, a ona zamknęła oczy z rozkoszy. – Ty też jesteś śliczna.
Podniósł się i pociągnął za okrywający mnie ręcznik, uśmiechając się lekko.
– Myślisz, że Martha pogniewałaby się na mnie, gdybym powiedział, że marzę o tym, żeby zobaczyć, co jest pod tym ręcznikiem?
Potrząsnęłam głową i ręcznik przykrywający moje włosy osunął się na podłogę.
– Służę uprzejmie. I co o tym powiesz?
– Nie ten ręcznik miałem na myśli – odparł Molinari.
– Porozmawiajcie sobie – powiedziałam, wycofując się – a ja w tym czasie się ubiorę. W lodówce jest wino, czysta i szkocka stoją na kontuarze. W piekarniku piecze się kurczak, którego możesz podlać.
– Lindsay… – zaczął Molinari. Zatrzymałam się.
– Słucham?
Zrobił krok w moją stronę. Serce we mnie zamarło – z wyjątkiem tej jego części, która łomotała jak szalona.
Położył mi ręce na ramionach. Poczułam, że drżę pod jego dotykiem, a nawet odrobinę się chwieję. Przysunął twarz ku mojej tak blisko, że prawie się dotykały.
– Za ile ten kurak będzie gotów?
– Za czterdzieści minut. – Wszystkie włoski na moich ramionach sterczały na baczność. – Mniej więcej.
– Szkoda… Molinari uśmiechnął się. – Ale musi nam wystarczyć.
Powiedziawszy to, pocałował mnie. Gdy tylko jego twarde usta dotknęły moich warg, oblała mnie fala gorąca. Przesunął ręce na moje plecy i przytulił mnie do siebie. Dotyk jego rąk był cudowny. Do diabła, on sam był cudowny.
Drugi ręcznik osunął się na podłogę.
– Muszę cię ostrzec – powiedziałam. – Martha potrafi być bardzo groźna, jeśli się zorientuje, że ktoś ma wobec mnie złe zamiary.
Spojrzał na moją sukę. Leżała skulona w kłębek.
– Nie sądzę, żeby moje zamiary wobec ciebie były takie złe.
ROZDZIAŁ 61
Joe Molinari leżał zwrócony twarzą ku mnie, prześcieradła wokół nas były jednym wielkim kłębowiskiem. Zauważyłam, że z bliska był jeszcze przystojniejszy. Jego błyszczące oczy miały kolor ciemnego błękitu.
Nie potrafiłabym znaleźć odpowiednich słów dla określenia, jak wspaniale się czułam… jak naturalnie i swobodnie. Od czasu do czasu przebiegały mi wzdłuż kręgosłupa drobne dreszcze, ale nie było to nieprzyjemne. Minęły dwa lata, od kiedy tak się czułam, lecz tym razem było… inaczej. Niewiele wiedziałam o Molinarim. Jaki był poza biurem? Kto czekał na niego w domu? W gruncie rzeczy nic mnie to w tej chwili nie obchodziło. Wystarczyło, że czułam się wspaniale.
– Może to nieodpowiednia chwila na tego rodzaju pytanie, ale jak wygląda twoje prywatne życie tam na Wschodzie?
Molinari wziął głęboki oddech.
– Nie jest skomplikowane… Flirtuję z moimi podkomendnymi i stażystkami, które spotykam podczas pełnienia obowiązków służbowych. – Roześmiał się.
– Przepraszam cię, ale chyba w tych okolicznościach takie pytanie nie powinno dziwić.
Jestem rozwiedziony, Lindsay. Od czasu do czasu umawiam się z kimś, jeśli czas mi na to pozwala. – Pogłaskał mnie po włosach. – Jeśli pytasz, czy to się często zdarza…
– Co przez to rozumiesz?
– Tak jak z tobą… przy okazji wykonywania zadania. – Spojrzał mi w oczy. – Jestem tu, bo sekundę po tym, jak weszłaś na tamto zebranie… hmm… rozdzwoniły się dzwony. I od tamtego czasu jedyną rzeczą, która mnie bardziej zachwyciła niż twoja sprawność zawodowa, było to, co zobaczyłem, kiedy ściągnąłem z ciebie ręcznik.
Nabrałam tchu i spojrzałam w te jego oszałamiająco niebieskie oczy.
– Przyznaję, że zrobiłeś to w miły sposób. Nagle zerwałam się z łóżka.
– Boże Wszechmogący, nasza kolacja!
– Do diabła z kurczakiem. – Molinari uśmiechnął się i przyciągnął mnie do siebie. – Nie musimy go jeść.
Zadzwonił telefon.
Pierwszą moją myślą było: nie podniosę słuchawki. Czekałam, aż włączy się automatyczna sekretarka.
Po chwili usłyszałam zdenerwowany głos Claire:
– Lindsay, jestem zaniepokojona. Odezwij się, jeśli tam jesteś!
Zamrugałam powiekami, przetoczyłam się po łóżku do nocnego stolika i wymacałam telefon.
– Co się stało, Claire?
– Jesteś, dzięki Bogu! – Mówiła wzburzonym głosem, co było u niej niezwykłe. – Chodzi o Jill. Jestem przed jej domem, ale nikogo w nim nie ma.
– Miała sprawę w sądzie. Trzeba było zadzwonić do biura. Pewnie pracuje do późna.
– Oczywiście, że zadzwoniłam do biura – odparła Claire. – Nie przyszła dziś do pracy.
ROZDZIAŁ 62
Poderwałam się na łóżku, zdezorientowana i zaniepokojona.
– Powiedziała, że ma rozprawę, Claire. Jestem tego absolutnie pewna.
– Rzeczywiście miała rozprawę, Lindsay, ale się na niej nie pokazała. Szukali jej przez cały dzień.
Oparłam się plecami o wezgłowie łóżka. Zlekceważenie obowiązków zupełnie nie pasowało do wizerunku Jill.
– To niepodobne do niej – stwierdziłam.