– Owszem. Zwłaszcza teraz, gdy już wiem, jak uzyskać koncentrat.
Malcolm kiwnął głową, ale słowa Danka go zaniepokoiły.
– Myślałem, że naszym celem jest G – osiem…
Danko znów spojrzał na dziewczynę. Oboje się uśmiechali, lecz Malcolmowi się wydawało, że były to pełne politowania uśmiechy. Kim ona jest, do cholery? Na ile jest wtajemniczona w ich plany?
– Masz zbyt ograniczone zainteresowania, Mai. Rozmawialiśmy już o tym. Zależy nam przede wszystkim na sterroryzowaniu społeczeństwa i wierz mi, dopniemy swego. Pomoże nam w tym rycynina. Sprawi, że tylko zwierzęta nie będą się bały. – Jego wzrok stwardniał. – Opracowałeś dla mnie system zaopatrzenia w rycyninę?
Malcolm opuścił głowę. Ten człowiek go przerażał.
– Tak.
– I masz zapas materiału wybuchowego?
– Mam tyle, że możemy zmieść Huntington z powierzchni ziemi. Mark również – odparł Mai. W końcu zdecydował się. – Kim ona właściwie jest? – spytał, uśmiechając się niepewnie.
Danko odrzucił głowę do tyłu i roześmiał się.
– Jest genialna, tak jak ty. To nasza tajna broń. Jeszcze jeden nasz żołnierz. Więcej nie musisz wiedzieć. – Spojrzał w oczy dziewczyny. – Zawsze znajdzie się jeszcze jeden nasz żołnierz. Malcolm, i właśnie to powinno budzić strach.
ROZDZIAŁ 71
Michelle słyszała dobiegające z sąsiedniego pokoju głosy. Mai wrócił ze swojego spotkania i Julia wydawała okrzyki radości, jakby wygrała na loterii. Ale ona sama czuła się okropnie.
Zdawała sobie sprawę, że dopuścili się strasznych rzeczy. Ostatnie morderstwo ciążyło jej jak kamień. Ta piękna, niewinna kobieta… Przestała myśleć o Charlotte Lightower i ich służącej, które zginęły w wybuchu; znalazła ulgę w tym, że przynajmniej dzieci ocalały. Natomiast Lightower i Bengosian byli winnymi, chciwymi śmieciami, którzy ponieśli zasłużoną karę.
Wszyscy, prócz tej jednej kobiety. Co takiego zrobiła, że znalazła się na liście? Czy dlatego musiała umrzeć, że była prokuratorem i pracowała dla państwa? Jak to wytłumaczył jej Mai? „Ona ma posłużyć do wywołania wrażenia, do pokazania naszych możliwości”. Michelle nie do końca mu uwierzyła. Mai nigdy nie mówił jej wszystkiego.
Biedna kobieta. Kiedy ją zmusili, by wsiadła do ciężarówki, wiedziała, że zostanie zabita. Mimo to nie okazała strachu. Michelle była pełna podziwu dla jej odwagi. Nawet nie wiedziała, dlaczego ma umrzeć. Nie powiedziano jej tego.
Zaskrzypiały drzwi i do pokoju wszedł Mai. Wyraz triumfu na jego twarzy sprawił, że po jej plecach przebiegł dreszcz. Śmierdział alkoholem i papierosowym dymem.
– Co się stało mojej przyjaciółeczce? – zapytał, kładąc się obok niej na łóżku.
– Dziś nie… – zaprotestowała. Poczuła wzbierający w piersi bunt.
– Dziś nie? – Mai wyszczerzył zęby w złośliwym uśmiechu.
Michelle usiadła.
– Nie mogę tego zrozumieć. Dlaczego ta kobieta musiała umrzeć? Co ona komukolwiek zrobiła?
– Rzecz w tym, co oni wszyscy robią. – Mai pogłaskał ją po włosach. – Wszyscy służą złemu panu, kochanie. Ta kobieta reprezentowała zdeprawowane państwo, sankcjonujące zbrodniczą grabież świata. Brała w tym udział, Michelle. Czołgi w Iraku, Grumman, Dow Chemical i Światowa Organizacja Handlu to też ona. Niech cię nie zwiedzie to, że tak niewinnie wyglądała.
– W wiadomościach mówili, że zamykała morderców. Oskarżała też dyrektorów wielkich kompanii, mających na sumieniu przestępstwa gospodarcze.
– Powiedziałem ci, żebyś nie wierzyła wiadomościom, Michelle. Czasem zdarza się, że umierają także ludzie, którzy są pożyteczni. Zapamiętaj to sobie.
Spojrzała na niego z przerażeniem. Zaczął ją dławić kaszel. Grzebała w łóżku, szukając inhalatora, ale Mai przytrzymał jej rękę.
– Coś ty sobie myślała, Michelle? Że kiedy zabijemy paru miliarderów, będziemy mieli sprawę z głowy? Walczymy z państwem, które nie przewróci się tak łatwo i nie umrze.
Michelle z trudem nabrała powietrza. Nagle uświadomiła sobie, że jest inna niż Mai – inna niż oni wszyscy. Mai nazywał ją cnotką, ale się mylił. Cnotka nie zrobiłaby takich okropnych rzeczy jak ona. Znów zaświstało jej w płucach.
– Proszę, podaj mi inhalator.
– Muszę być pewny, że mogę ci ufać, kochanie. – Wziął inhalator i zaczął się nim bawić, obracając go w palcach.
Oddychała coraz ciężej i bardziej nierówno. To była wina Mała – strasząc ją, pogarszał jej stan. Nie wiedziała, do czego był zdolny.
– Dobrze wiesz, że możesz mi ufać, Mai – wyszeptała.
– Wiem, Michelle, ale to nie ja mam wątpliwości. Chodzi o człowieka, dla którego pracujemy, kochanie. Charles Danko nie jest tak wyrozumiały jak ja. Ale właśnie dzięki jego bezwzględności będziemy mogli pobić wroga jego własną bronią. To geniusz.
Wyrwała mu z ręki inhalator, wsadziła końcówkę do ust i dwukrotnie nacisnęła zaworek, wtryskując do płuc kojący spray.
– Czy wiesz, jaka fantastyczna jest rycynina? – Mai uśmiechnął się. – Można wprowadzić ją do krwi na sto sposobów. – Wykonał wskazującym palcem ruch, jakby naciskał zawór wyimaginowanego inhalatora. – Czszt, czszt. – W oczach miał błysk, jakiego nigdy przedtem u niego nie widziała. – Raz na zawsze doprowadziłaby twoje płuca do porządku, kochanie. Wystarczyłoby jedno czszt, czszt.
ROZDZIAŁ 72
W ratuszu od rana trwał sądny dzień. Odkąd zaczęłam pracować w policji, jeszcze nigdy dotąd nie panowała tu taka napięta atmosfera.
Zamordowano zastępcę prokuratora okręgowego. To była już trzecia ofiara Augusta Spiesa.
Nim wybiła szósta rano, zaroiło się od agentów federalnych: FBI, Departament Sprawiedliwości, ludzie z brygady antyterrorystycznej. W sali konferencyjnej na piątym piętrze tłoczyli się reporterzy, czekając na komunikat. Na pierwszej stronie „Examinera” ukazał się artykuł opatrzony dramatycznym tytułem: KTO NASTĘPNY?
Czytałam jeden z raportów z miejsca zamordowania Jill, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Zdziwiłam się, widząc Joego Santosa i Phila Martellego.
– Przykro nam z powodu pani Bernhardt – rzekł Santos, wchodząc do środka.
Odłożyłam papiery na bok i kiwnęłam głową.
– To miło z waszej strony, że przyszliście. Martelli wzruszył ramionami.
– Prawdę mówiąc, nie dlatego tu jesteśmy, Lindsay.
– Postanowiliśmy jeszcze raz przejrzeć dane dotyczące Hardawaya – powiedział Santos. Usiadł i wyjął manilową kopertę. – Doszliśmy do wniosku, że facet z takim kontem musiał gdzieś wypłynąć.
Wyjął z koperty plik czaro – białych fotografii.
– To są zdjęcia z wiecu, który odbył się sześć miesięcy temu, dwudziestego drugiego października. Obserwowaliśmy ten wiec.
Fotografie były ogólnymi widokami tłumu; zrobiono je bez intencji wychwytywania kogokolwiek. Jedna z twarzy została zakreślona kółkiem. Jasne włosy, wąski podbródek, rzadka bródka. Mężczyzna miał na sobie ciemną panterkę, dżinsy i szal sięgający do kolan.
Krew zaczęła we mnie żywiej krążyć. Podeszłam do mojej planszy i porównałam twarz ze zdjęciami FBI, zrobionymi przed pięciu laty w Seattle.
Stephen Hardaway.
Sukinsyn był tu sześć miesięcy temu.
Phil Martelli mrugnął do mnie.
– To jeszcze nie wszystko. Dopiero teraz zobaczysz coś naprawdę interesującego.
Rozłożył na biurku kilka fotografii z innego wiecu. Znów był na nich Hardaway. Obejmował ramieniem kogoś, kogo znałam.
Rogera Lemouza!
ROZDZIAŁ 73
Pół godziny później zatrzymałam samochód na Durant Avenue, przed południowym wejściem na teren uniwersytetu. Wbiegłam do Dwinelle Hall, gdzie mieściło się biuro Lemouza.