Nie było odpowiedzi.
– Cholera! – Cindy rąbnęła pięścią w klawiaturę. Czuła, że chcą ją jedynie wykorzystać do rozpropagowania swojego przesłania.
Po chwili napisała: Dlaczego zabiliście Jill Bernhardt? Jaką zbrodnię popełniła? Kradła ropę? Propagowała globalizm? Chcę wiedzieć!
Minęło trzydzieści sekund. Potem minuta. Przypuszczała, że rozmówca się zniechęcił. Nie powinna tak reagować. Jej osobisty gniew czy żal był mniej ważny.
Zrezygnowana, oparła czoło o monitor. Kiedy podniosła głowę, ze zdumieniem przetarła oczy. Na ekranie widniały dalsze słowa.
Jill Bernhardt nie miała nic wspólnego z G-8. Musiała umrzeć z innego powodu. To była osobista sprawa.
ROZDZIAŁ 78
Zgodnie z zapowiedzią otrzymaną przez Cindy, tego dnia miał nastąpić kolejny atak, mający spowodować śmierć wielu ludzi, a jak dotąd anonimowy rozmówca ani razu jej nie okłamał.
W nocy nie mogłam zmrużyć oka. Patrząc, jak wstaje nowy dzień, czułam straszliwą bezradność. Byłam pewna, iż pomimo całej potęgi Stanów Zjednoczonych, pomimo czujności, ostrzeżeń i całej armii policjantów, których mogliśmy postawić na ulicach, pomimo mojego doświadczenia w tropieniu zbrodniarzy – August Spies dziś znów uderzy. Nie mogliśmy zrobić niczego, by go powstrzymać.
Świt zastał mnie w Kryzysowym Centrum Dowodzenia, jednym z owych „dyskretnych” punktów, założonym w Hunter’s Point, w stojącym na uboczu i niczym niewyróżniającym się bloku z pustaków na placu składowym portu. Był tam wielki pokój pełen monitorów i sprzętu elektronicznego najnowszej generacji. Wszyscy zastanawiali się gorączkowo, co nam zamierza zgotować August Spies.
Był Joe Molinari, burmistrz, Tracchio, szefowie oddziałów straży pożarnej i kryzysowej służby medycznej. Zgromadziliśmy się wokół „stołu wojennego”.
Przyjechała również Claire. Wszyscy byli rozwścieczeni ostatnim ostrzeżeniem, które zapowiadało, że w następnym ataku na szeroką skalę zostanie użyta rycynina. Molinari miał w pogotowiu zespół toksykologów.
Po nocnej naradzie postanowiliśmy ujawnić prasie nazwisko i rysopis Hardawaya. Do tej pory nie zdołaliśmy go zlokalizować, a sytuacja znacznie się pogorszyła. Dobro śledztwa ustąpiło miejsca bezpieczeństwu publicznemu. Byliśmy pewni, że Hardaway grał w tym wszystkim jakąś rolę i był w najwyższym stopniu niebezpieczny.
Podobizna Hardawaya towarzyszyła najważniejszej informacji dnia wszystkich trzech sieci telewizyjnych. Było to coś w rodzaju szarpiącego nerwy odliczania minut przed katastrofą, jak w mrożącym krew w żyłach filmie sensacyjnym – z tą różnicą, że wszystko to działo się naprawdę. Myśl, że lada moment w mieście wybuchnie bomba albo rozrzucona zostanie trucizna, być może z samolotu, przerażała znacznie bardziej niż najlepiej wyreżyserowana fikcja.
Zanim minęła siódma, zaczęły napływać pierwsze doniesienia na temat Hardawaya. Zadzwonił urzędnik, który był pewien, że dwa tygodnie wcześniej widział go w całodobowym supermarkecie w Oakland. Telefonowano ze Spokane, Albuquerque, nawet z New Hampshire. Które z nich były prawdziwe? Należało sprawdzić wszystkie.
Molinari rozmawiał z kimś ze Światowej Organizacji Handlu o nazwisku Ronald Kuli.
– Proponuję, żebyśmy ogłosili coś w rodzaju komunikatu – powiedział. – Światowa Organizacja Handlu nie przyznaje racji kontestatorom, ale zastanowi się nad ich argumentami, jeśli zaprzestaną przemocy. To da nam trochę czasu. Może nawet uratuje niejedno życie.
Kiedy uzyskał zgodę, zgłosił chęć przygotowania komunikatu. Powiedziano mu jednak, że tekst będzie musiał zostać zatwierdzony przez Waszyngton i przez Światową Organizację Handlu.
Ta cała biurokracja! A tymczasem zegar tykał. Lada chwila mogło nastąpić uderzenie.
I nastąpiło. Dokładnie tak, jak zapowiadał e-mail.
O godzinie 8.42 rano. Nigdy nie zapomnę tego momentu.
ROZDZIAŁ 79
„Dzieci ze szkoły podstawowej w Redwood City zachorowały po napiciu się wody…” – brzmiało pierwsze złowieszcze doniesienie.
Wszyscy zamarli. Była 8.42. Molinari w ciągu kilku sekund połączył się z kierownikiem szkoły i zarządził natychmiastową ewakuację dzieci. Claire, z bezprzewodowym telefonem przy uchu, próbowała dodzwonić się do karetki pogotowia wiozącej dzieci, które zachorowały.
Jeszcze nigdy nie widziałam podobnego popłochu wśród ludzi najbardziej odpowiedzialnych za miasto. Molinari wydawał kierownikowi szczegółowe instrukcje: „Nikomu nie wolno tknąć wody, dopóki nie przyjedziemy. Wszyscy mają natychmiast opuścić szkołę”.
Wysłał do Redwood City helikopter z kilkoma agentami FBI. Połączono nas z ekspertem w dziedzinie toksykologii. „Jeśli to rycynina, należy się spodziewać konwulsji i rozległego zwężenia oskrzeli z silnymi objawami podobnymi do grypowych” – powiedział.
Claire zadzwoniła do pielęgniarki szkolnej. Przedstawiwszy się, powiedziała:
– Proszę mi szczegółowo opisać objawy u chorych uczniów.
– Nie wiem, co to jest – usłyszeliśmy w głośnikach przestraszony głos pielęgniarki. – Dzieci nagle dostały silnych mdłości i wysokiej temperatury, sięgającej czterdziestu stopni Celsjusza. Wystąpiły też bóle brzucha i wymioty.
Jeden z helikopterów zdążył już dolecieć na miejsce. Krążył teraz nad szkołą, przekazując widok z lotu ptaka. Dzieci, prowadzone przez nauczycieli, opuszczały szkołę wszystkimi wyjściami. Przed budynkiem zgromadził się tłum przerażonych rodziców.
Radio policyjne podało następny komunikat. W San Leandro na placu budowy jeden z robotników stracił przytomność. San Leandro leżało po drugiej stronie zatoki. Nie wiedziano, czy był to atak serca, czy coś innego.
Śledziliśmy akcję ratowniczą, gdy na jednym z kanałów telewizyjnych prezenter wiadomości oznajmił: „Przerywamy program, żeby nadać wiadomość z ostatniej chwili: w Redwood City ewakuowano miejscową szkołę podstawową. Dzieci zostały przewiezione do pobliskiego szpitala z objawami zapaści i gwałtownych wymiotów, wskazujących na możliwość zatrucia toksyczną substancją. Fakt ten, wobec ostrzeżenia o mającym dziś nastąpić zamachu terrorystycznym…”.
Molinari zadzwonił do kierownika szkoły:
– Czy zdiagnozowano już chorobę dzieci?
– Jeszcze nie – odparł kierownik.
W szkole nie było już nikogo, ale helikopter nadal nad nią krążył.
Lekarz pogotowia podał nam najświeższe informacje:
– Temperatura u dzieci wynosi trzydzieści dziewięć czterdzieści stopni Celsjusza. Występują również silne mdłości i duszność. Nie wiem, czym są spowodowane. Jeszcze nigdy nie spotkałem się z podobnymi objawami.
– Należy niezwłocznie pobrać wymaz z nosa i ust – poinstruował go toksykolog. – Zróbcie też zdjęcia klatki piersiowej. Szukajcie oznak ewentualnych obustronnych nacieków w płucach.
– A jak z funkcją płuc? – wtrąciła się Claire. – Częstość oddechów? Wydolność oddechowa?
Przez chwilę czekaliśmy w napięciu na odpowiedź.
– Wygląda na to, że w płucach nie ma zmian.
Claire złapała Molinariego za ramię.
– Słuchaj, wprawdzie nie badałam tych dzieciaków, ale mam wrażenie, że to nie rycynina.
– Na jakiej podstawie tak sądzisz?
– Rycynina powoduje martwicę naczyń. Widziałam takie objawy. Płuca powinny zacząć się rozkładać, bo pierwsze objawy zatrucia występują już po kilku godzinach, prawda, doktorze Taub? – spytała eksperta od toksykologii, który również był na linii.
Ekspert potwierdził.
– Z tego wynika, że dzieci musiały się zatruć w nocy – oświadczyła Claire. – Ponieważ płuca nie wykazują żadnych oznak uszkodzenia, nośnikiem trucizny nie może być tamtejsza woda. Może to być jakiś gronkowiec albo zatrucie strychniną, ale rycyninę wykluczyłabym.