– Uratowaliśmy chłopca… mniej więcej jedenastoletniego.
– To Erie – powiedziała. – W jakim jest stanie?
– Zabrano go na oddział oparzeń w Cal Pacific. Myślę, że wszystko z nim będzie dobrze.
– Bogu dzięki! – wykrzyknęła, po czym znów zakryła twarz rękami. – Jak do tego doszło?
Uklękłam przed Dianne Aronoff i ujęłam jej dłoń w swoje ręce. Uścisnąwszy ją delikatnie, powiedziałam:
– Pani Aronoff, muszę pani zadać parę pytań. To nie był wypadek. Czy pani się domyśla, kto mógł chcieć zabić pani brata?
– To nie był wypadek… – powtórzyła. – Mortie mawiał: „Media traktują mnie, jakbym był bin Ladenem. Nikt nie rozumie, że to, co robię, jest nie tylko robieniem pieniędzy”.
Jacobi zmienił temat:
– Pani Aronoff, wszystko wskazuje, że wybuch nastąpił na piętrze. Czy pani wie, kto mógł mieć dostęp do domu?
– W domu była służąca – odparła, wycierając oczy chusteczką. – Miała na imię Viola.
Jacobi westchnął.
– Na nieszczęście prawdopodobnie jest trzecią ofiarą. Znaleźliśmy ją pod szczątkami domu.
– Och… – Dianne Aronoff stłumiła szloch.
Ścisnęłam ją za rękę.
– Proszę posłuchać, pani Aronoff. Byłam świadkiem wybuchu. Bombę podłożono od wewnątrz. Ktoś został wpuszczony do domu lub miał do niego dostęp. Proszę, żeby się pani zastanowiła.
– Mieli opiekunkę do dziecka – powiedziała. – Chyba czasem nocowała u nich.
– Wobec tego miała szczęście – stwierdził Jacobi. – Gdyby była w domu przy pani bratanku…
– Nie, nie. – Dianne Aronoff potrząsnęła głową. – Ona przychodziła do Caitlin.
Popatrzyliśmy na siebie z Jacobim.
– Do kogo?
– Do Caitlin, pani porucznik. Do mojej bratanicy.
Podniosła głowę i spojrzała na nasze pobladłe twarze.
– Kiedy pani powiedziała, że Erie był jedynym uratowanym, pomyślałam…
Znów popatrzyliśmy na siebie z Jacobim. Nikogo więcej w domu nie znaleziono.
– …Chryste, ona miała dopiero sześć miesięcy.
ROZDZIAŁ 8
Sprawa nie była więc jeszcze zakończona. Pobiegłam do kapitana Noroskiego, szefa strażaków, który wydawał rozkazy swoim ludziom przeszukującym zgliszcza.
– Siostra Lightowera twierdzi, że w domu było sześciomiesięczne dziecko.
– Żadnego dziecka tam nie znaleźliśmy, pani porucznik. Moi ludzie właśnie zakończyli przeszukiwanie piętra. Może pani sama sprawdzić, jeśli pani chce.
Nagle przypomniał mi się rozkład płonącego domu. To było w głębi tego samego korytarza, w którym znalazłam chłopca. Serce mi podskoczyło.
– Nie na piętrze, kapitanie. Tam był jeszcze pokój dziecinny.
Noroski wezwał przez radio kogoś wewnątrz domu i kazał mu pójść w głąb frontowego korytarza.
Kiedy staliśmy, czekając, przed dymiącym domem, w moim żołądku narastało niepokojące przeczucie. Myśl o tym, że ktoś tam jeszcze mógł być. Ktoś, kogo mogłam ocalić. Czekaliśmy, a ludzie kapitana Noroskiego przeszukiwali zawalisko.
Po pewnym czasie ze zgliszcz na parterze wyłonił się strażak.
– Nie ma nikogo – powiedział. – Znaleźliśmy dziecinny pokój. Kołyska i łóżeczko dla niemowlęcia były zasypane gruzem, ale dziecka w nich nie było.
Dianne Aronoff krzyknęła z radości, lecz już w następnej chwili na jej twarzy znów pojawił się strach. Jeśli Caitlin nie było w domu, to gdzie się podziała?
ROZDZIAŁ 9
Charles Danko stał na brzegu tłumu, obserwując akcję. Ubrany był w kostium zawodnika kolarskiego i miał ze sobą rower wyścigowy starszego typu. Kask kolarski i gogle wystarczająco zasłaniały mu twarz, gdyby policja filmowała tłum, co się czasem w podobnych sytuacjach zdarzało.
Nie mogło pójść lepiej, pomyślał. Lightowerowie nie żyli, spaleni lub rozerwani na kawałki. Miał nadzieję, że bardzo cierpieli, płonąc. Ich dzieci także. To było jego marzenie, które powracało do niego we śnie, a teraz stało się rzeczywistością – rzeczywistością, która miała sterroryzować wszystkich praworządnych mieszkańców San Francisco. Spektakularność akcji bardzo mu odpowiadała – nareszcie coś się zaczęło dziać, wreszcie miał się czym pochwalić. Patrzył na strażaków, sanitariuszy, miejscową policję i wszystkich innych ludzi, którzy przybyli tu, aby podziwiać jego dzieło – lub raczej jego skromne początki.
Jego uwagę zwróciła jedna z kobiet. Blondynka, prawdopodobnie policjantka, wyglądała na kogoś ważnego. Sprawiała wrażenie facetki z jajami. Patrzył na nią, zastanawiając się, czy będzie jego przeciwnikiem i czy okaże się I groźna.
Zapytał o nią policjanta pilnującego barykady.
– Czy kobieta, która pierwsza weszła do domu, to nie inspektor Murphy? Chyba ją znam.
Gliniarz, z typową policyjną arogancją, nawet nie raczył zaszczycić go spojrzeniem.
– Nie – odparł. – To porucznik Boxer z wydziału zabójstw. Mówią, że to niesamowita baba.
ROZDZIAŁ 10
Ciasne biuro na trzecim piętrze ratusza, będące siedzibą wydziału zabójstw, tętniło nienormalną jak na niedzielny poranek aktywnością. Odkąd zaczęłam pracować w wydziale, jeszcze nigdy nie panowała tam taka gorączka.W szpitalu orzekli, że nic mi nie jest, więc udałam się do biura, gdzie zastałam cały mój zespół. Mieliśmy do prześledzenia kilka wątków jeszcze przed nadejściem ekspertyz z miejsca eksplozji. Podkładaniu bomb zwykle nie towarzyszy kidnaperstwo. Intuicja podszeptywała mi, iż kiedy odnajdziemy dziecko, odkryjemy też sprawcę tej strasznej zbrodni.Telewizor był włączony. Burmistrz Fiske i komendant policji Tracchio, obaj na miejscu wybuchu, udzielali wywiadu na żywo. „To straszna, mściwa akcja – mówił burmistrz, ściągnięty z pola golfowego w Olympic. – Morton i Charlotte Lightowera należeli do najbardziej szczodrych i aktywnych obywateli naszego miasta. Potrafili być również dobrymi przyjaciółmi”.
– Nie mówiąc o fundach – zauważył Cappy Thomas, partner Jacobiego.
„Informuję, że nasza policja jest już na tropie sprawców – I kontynuował burmistrz. – Pragnę uspokoić mieszkańców miasta, że to był jednostkowy incydent”.
– X/L… – Warren Jacobi podrapał się po głowie. – Mam kilka akcji tej kupy gówna, którą nazywają funduszem emerytalnym.
– Ja też – mruknął Cappy. – W którym jesteś funduszu?
– We Wzroście Długoterminowym, ale ten, kto go tak nazwał, musiał mieć dziwaczne poczucie humoru. Dwa lata temu miałem…
– Zechciejcie się na chwilę zamknąć, panowie finansiści – przerwałam im. – Jest niedziela, rynki giełdowe są zamknięte, a my mamy trzy trupy, zaginione dziecko i dom spalony do fundamentów… prawdopodobnie od bomby.
– To był z całą pewnością wybuch bomby – wtrącił Steve Fiori, rzecznik prasowy policji. W swoich topsiderach i dżinsach odpowiadał na setki pytań reporterów prasowych i radiowych. – Komendant właśnie otrzymał ekspertyzę od jednostki saperskiej. Znaleźli na miejscu resztki detonatora zwłocznego i ślady materiału wybuchowego C-cztery.Informacja o bombie nie zaskoczyła nas, natomiast użycie przez morderców C – 4 oraz zaginięcie sześciomiesięcznego dziecka sprawiły, że w pokoju zaległa cisza.
– Niech to szlag trafi – westchnął teatralnie Jacobi. – Popołudnie mamy z głowy.
ROZDZIAŁ 11
– Pani porucznik! – zawołał ktoś z głębi pokoju. – Komendant Tracchio na linii.
– Mówiłem ci – mruknął Cappy, szczerząc zęby.
Podniosłam słuchawkę, spodziewając się reprymendy za zbyt wczesne opuszczenie miejsca zbrodni. Tracchio miał charakter księgowego, a jego praktyka śledcza sprowadzała się do sprawy, której opis przeczytał przed dwudziestu pięciu laty w podręczniku akademickim.