ROZDZIAŁ 93
Była pierwsza w nocy, lecz nikt nie myślał o śnie.
Siedziałam z Paulem Chinem przy centralce telefonicznej. Do pokoju operacyjnego wszedł Molinari, spojrzał na mnie i westchnął.
– Charles Danko – powiedział i położył na biurku zielony folder z napisem: „FBI. Materiały poufne”. – Musieli się dobrze napocić, żeby go odszukać.
Krew znów zaczęła we mnie żywiej krążyć. Czyżbyśmy byli na jego tropie?
– Wstąpił na uniwersytet w Michigan – dodał Molinari. – Dwukrotnie go aresztowano za awanturnictwo i podżeganie do buntu. W tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym trzecim został zatrzymany za nielegalne posiadanie broni. Pojawiał się i znikał. Domek jednorodzinny w Nowym Jorku, w którym mieszkał, któregoś dnia wyleciał w powietrze.
– Chyba wreszcie mamy naszego podejrzanego.
– Poszukiwano go w związku z zamachem bombowym na Pentagon w tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym drugim roku. Jest ekspertem od materiałów wybuchowych. Po eksplozji w domku zniknął na dobre. Nikt nie wie, czy jest w kraju, czy za granicą. Od trzydziestu lat nikt go nie widział. Nawet przestano go już ścigać.
– Biały królik – mruknęłam.
Molinari położył na biurku wypłowiałą teczkę, założoną w 1974 roku, i przefaksowany czarno – biały plakat FBI o poszukiwanym przestępcy. Chłopięca twarz na zdjęciu była tylko odrobinę starsza od tej, którą zapamiętałam z rodzinnej fotografii w domu Danka.
– Tak wygląda nasz przeciwnik – powiedział Molinari. – Tylko gdzie go mamy szukać?
ROZDZIAŁ 94
Ktoś walił w szybę drzwi mojego pokoju.
– Pani porucznik!
Zerwałam się na równe nogi. Była 6.30 rano. Musiałam się zdrzemnąć, czekając na nowe wiadomości od Molinariego na temat Danka.
Przy drzwiach stał Paul Chin.
– Wiadomość dla ciebie na linii numer trzy. Pospiesz się…
– Chodzi o Danka? – Mrugałam powiekami, próbując otrząsnąć się ze snu.
– Nie, to coś lepszego. Dzwoni jakaś kobieta z Wisconsin, która twierdzi, że jej córka jest związana ze Stephenem Hardawayem. I chyba wie, gdzie teraz mieszka.
Otrzeźwiałam w ciągu sekundy. Chin wrócił do pulpi i włączył nagrywanie rozmowy. Podniosłam słuchawkę.
– Porucznik Lindsay Boxer – przedstawiłam się. Chrząknęłam, aby przeczyścić gardło.
Kobieta zaczęła mówić od połowy zdania, jakby kontynuowała rozmowę z Chinem. Miała zmartwiony głos z akcentem Środkowego Zachodu.
– …ciągle jej powtarzałam, że trzymanie się takiego przemądrzałego dupka nie ma sensu. Odpowiadała, że jest taki inteligentny. Inteligentny, niech go szlag… Ona zawsze chciała dobrze, ta moja Michelle. Ale łatwo było ją oszukać. Powiedziałam jej: „Idź do państwowej szkoły. Możesz być wszystkim, czym zechcesz”.
– Pani córka ma na imię Michelle? – Wzięłam do ręki długopis. – A nazwisko?
– Fontieul. Michelle Fontieul. Zapisałam je.
– Może mi pani powiedzieć wszystko, co pani wie?
– Zobaczyłam go – ciągnęła kobieta. – Tego faceta. W telewizji. Tego, którego wszyscy szukają. Moja Michelle związała się z nim. Wtedy oczywiście nie miał na imię Stephen, tylko jakoś inaczej. Jak ona do niego mówiła przez telefon? Mai? Tak. Malcolm. Wstąpili tutaj, jadąc na Zachód. On jest z Portland albo z Waszyngtonu. Wciągnął ją do tego całego „protestowania”. Nie bardzo wiedziałam, o co w tym wszystkim chodzi, ale próbowałam ją ostrzec.
– Jest pani pewna, że to ten sam mężczyzna, którego pani zobaczyła w telewizji? – zapytałam.
– Jestem pewna. Oczywiście ma teraz inne włosy i nie nosi brody, ale poznałam go…
Przerwałam jej:
– Kiedy ostatnio rozmawiała pani z córką, pani Fontieul?
– Nie pamiętam dokładnie. Jakieś trzy miesiące temu. To ona zawsze do mnie dzwoniła. Nigdy nie zostawiała swojego numeru. Ostatnim razem jakoś dziwnie ze mną rozmawiała. Powiedziała, że w końcu robi coś dobrego. Że dobrze ją wychowałam i że mnie kocha. Pomyślałam sobie, że pewnie zaszła w ciążę.
Wszystko zaczynało się zgadzać. Jej opis Hardawaya pokrywał się z opisem, który dostaliśmy od właściciela baru KGB, i z tym, co sami o nim wiedzieliśmy.
– Czy ma pani kontakt z córką? Jakiś adres?
– Mam numer skrytki pocztowej. Zdaje się, że należy do jej przyjaciółki, ale Michelle powiedziała, że w razie potrzeby mogę z niego skorzystać. Skrytka trzy – trzy – trzy – osiem na poczcie przy Broad Street w Oakland.
Zerknęłam na China. Oboje gorączkowo zapisywaliśmy numer. Poczta zostanie otwarta dopiero za parę godzin. Należało wysłać agenta FBI do Wisconsin, żeby wziął od tej kobiety zdjęcie córki. Na razie poprosiłam, by mi ją opisała.
– Blondynka, niebieskie oczy… zawsze była bardzo ładna. – Kobieta zawahała się. – Nie wiem, czy postępuję właściwie. Ona jest jeszcze taka dziecinna, pani porucznik.
Podziękowałam jej za pomoc i dodałam, że jeśli Michelle była w to zamieszana, dopilnuję, żeby ją uczciwie potraktowano.
– Przekażę panią teraz innemu funkcjonariuszowi – powiedziałam – ale przedtem chcę zadać pani jeszcze jedno pytanie. – Przypomniał mi się zniekształcony zbiorniczek znaleziony na miejscu wybuchu, od którego to wszystko się zaczęło. – Czy pani córka ma jakieś trudności z oddychaniem?
– Tak – odparła. – Od dzieciństwa choruje na astmę. Od kiedy skończyła dziesięć lat, nie rozstaje się z inhalatorem.
Spojrzałam na China.
– Chyba namierzyliśmy Wendy Raymore.
ROZDZIAŁ 95
Podobnie jak każdego innego ranka, Cindy Thomas jechała autobusem do pracy na Market Street. Miała nieprzyjemne przeczucie, że tego dnia coś się wydarzy. W każdym razie tak obiecał August Spies.
W autobusie panował tłok i musiała stać. Dopiero po dwóch przystankach znalazła siedzące miejsce. Otworzyła jak zwykle „Chronicie” i szybko przebiegła wzrokiem pierwszą stronę. Zdjęcie burmistrza Fiske w towarzystwie Molinariego i Tracenia. Spotkanie G-8 nadal było głównym tematem doniesień prasowych. Jej artykuł o prawdopodobnym związku ostatnich wydarzeń z Billym Dankiem zajmował prawą kolumnę na górnej połowie strony.
Obok niej stanęła dziewczyna w dresie i szydełkowym swetrze. Miała krótko przycięte, ufarbowane na rudo włosy. Cindy podniosła na nią wzrok. Uderzyło ją coś znajomego w tej dziewczynie. W lewym uchu miała trzy kolczyki, a we włosach klamerkę z gołąbkiem – symbolem pokoju z lat sześćdziesiątych. Była dość ładna i sprawiała sympatyczne wrażenie.
Cindy jednym okiem obserwowała trasę. Po sklepach przy Market Street orientowała się, gdzie ma wysiąść. Siedzący obok niej mężczyzna wysiadł przy Van Ness, a dziewczyna w dresie zajęła jego miejsce. Cindy uśmiechnęła się do niej i przewróciła stronę, szukając kolejnych artykułów na temat G-8. Miała wrażenie, że sąsiadka zerka na gazetę ponad jej ramieniem. Odwróciła głowę w jej stronę i popatrzyły sobie w oczy.
– Oni nigdy nie przestaną – powiedziała cicho dziewczyna.
Cindy uśmiechnęła się blado; konwersacja o tak wczesnej porze nie była czymś, o czym szczególnie marzyła, ale tamta nie pozwoliła się zbyć.
– Nic ich nie powstrzyma, pani Thomas. Ja próbowałam.
Zrobiłam tak, jak pani powiedziała, i spróbowałam.
Cindy znieruchomiała. Miała wrażenie, że krew przestała krążyć w jej żyłach.
Spojrzała na twarz swojej sąsiadki. Była starsza, niż mogło się wydawać na pierwszy rzut oka – miała około dwudziestu pięciu lat. Zastanawiała się, skąd tamta ją zna. Już chciała o to zapytać, lecz nagle wszystko zrozumiała.