Выбрать главу

– Zabiję was oboje – oznajmił. – I zrobię to z przyjemnością.

– Armia, która powstaje przeciw wam, jest ogromna, a sprawa, o którą walczy, sprawiedliwa – powiedział Lemouz. – Kobiety, dzieci… mamy tysiące żołnierzy, pani inspektor. Proszę o tym pamiętać. Trzecia wojna światowa już się zaczęła.

Podszedł spokojnie do syna, wziął od niego pistolet i wycelował w nas. Potem ucałował po kolei żonę i dzieci. Były to czułe i serdeczne pocałunki. Każdemu z nich szepnął coś na ucho. Jego żona zaczęła płakać.

Wycofał się tyłem z pokoju. Po chwili usłyszeliśmy tupot nóg i hałas zatrzaskiwanych drzwi. Jak mógł mieć nadzieję, że uda mu się uciec?

W tym momencie w głębi domu padł strzał. Oboje z Molinarim pobiegliśmy w tamtą stronę.

Znaleźliśmy go w sypialni. Popełnił samobójstwo, strzelając sobie w skroń.

Tysiące żołnierzy, pomyślałam. Trzecia wojna światowa. Czy będzie trwała wiecznie?

ROZDZIAŁ 108

Charles Danko nie zdołał spryskać mnie rycyniną. Taką diagnozę postawili lekarze, którzy trzymali mnie przez cały ranek na oddziale toksykologii szpitala Moffit.

Również wiceprezydent nie zginął. Dowiedziałam się, że leży dwa piętra niżej i nawet dzwonił już do swojego szefa w Waszyngtonie.

Spędziłam kilka godzin pod plątaniną wystających ze mnie rurek i drutów, w towarzystwie monitorów pokazujących funkcjonowanie moich organów wewnętrznych. Pojemniczek Danka zawierał ilość rycyniny, która mogłaby zabić bardzo wielu ludzi, gdyby nie została wykryta. Jemu samemu dostała się do płuc i nie było dla niego ratunku. Nie czułam z tego powodu żalu ani wyrzutów sumienia.

Koło południa zadzwonił do mnie sam prezydent. Przyłożono mi do ucha słuchawkę i mimo otępienia zauważyłam, że aż sześć razy użył słowa „bohater”. Powiedział też, iż chciałby jak najszybciej podziękować mi osobiście. Zażartowałam, że będzie musiał poczekać do czasu, aż ustąpią mi rumieńce od trucizny.

Kiedy ocknęłam się po krótkiej drzemce, zobaczyłam Molinariego, siedzącego na krawędzi mojego łóżka.

Uśmiechnął się do mnie.

– Cześć. Zdaje się, że ci powiedziałem: „Nie ma bohaterów!”.

Uśmiechnęłam się również, oszołomiona i zawstydzona z powodu tych wszystkich rurek i monitorów.

– Najpierw przekażę ci dobrą nowinę: lekarze stwierdzili, że jesteś zdrowa. Musisz zostać tu jeszcze przez parę godzin, ale nie będą cię już męczyć badaniami. Na zewnątrz czeka na ciebie tłum reporterów.

– A ta zła nowina? – spytałam ze ściśniętym gardłem.

– Ktoś będzie ci musiał doradzić, co powinnaś na siebie włożyć na seans zdjęciowy.

Zmusiłam się do uśmiechu.

– Czy muszę być modnie ubrana?

Zauważyłam, że ma ze sobą płaszcz przeciwdeszczowy i włożył granatowy garnitur w jodełkę, ten sam, który miał na sobie w dniu, kiedy go poznałam. To był bardzo elegancki garnitur i doskonale na nim leżał.

– Wiceprezydent wraca do zdrowia, a ja lecę wieczorem do Waszyngtonu.

Nie pozostało mi nic innego, jak przyjąć to do wiadomości.

– W porządku…

– Nie. – Potrząsnął głową, przysuwając się bliżej. – To nie jest w porządku, bo ja wcale nie chcę wracać do Waszyngtonu.

– Oboje wiedzieliśmy, że tak będzie – odparłam, starając się grać rolę twardej. – Masz swoją pracę, swoich stażystów…

Zmarszczył gniewnie brwi.

– Potrafisz rzucić się na człowieka, który trzyma w ręce pojemnik ze śmiercionośną trucizną, a nie umiesz bronić własnych pragnień.

Poczułam, że w kąciku oka zbiera mi się łza.

– W tej chwili sama nie wiem, czego bym pragnęła.

Molinari odłożył płaszcz, przysunął się jeszcze bliżej i otarł łzę z mojego policzka.

– Myślę, że potrzeba ci trochę czasu. Kiedy się uspokoisz, będziesz musiała zdecydować, czy w twoim życiu jest miejsce dla drugiej osoby, Lindsay. Czy jesteś gotowa na związek z kimś. – Ujął moją dłoń i dodał: – Dla ciebie jestem Joe… nie żaden Molinari czy zastępca dyrektora. Mówię teraz o nas. Wiem, że kiedyś zostałaś zraniona, poza tym niedawno straciłaś najbliższą przyjaciółkę. Takie rzeczy wywołują rozgoryczenie, Lindsay, ale ty masz prawo być szczęśliwa. Chyba wiesz, co mam na myśli. Nazwij mnie staroświeckim, jeśli chcesz. – Uśmiechnął się do mnie.

– Jesteś staroświecki – odparłam, robiąc dokładnie to, co mi zarzucał, czyli żartując, kiedy powinnam być poważna. Coś się we mnie zacięło, jak zwykle, kiedy chciałam powiedzieć coś z głębi serca. – Więc jak często będziesz tu bywał?

– Przy okazjach prelekcji, konferencji na temat bezpieczeństwa… i oczywiście kryzysów na ogólnokrajową skalę…

Roześmiałam się.

– Nie potrafimy przestać żartować.

Molinari westchnął.

– Powinnaś się już zorientować, że nie jestem jednym z tych dupków, od których uciekasz, Lindsay. To, co ci proponuję, ma ręce i nogi. Następny krok należy do ciebie. Musisz się zdecydować, czy zechcesz spróbować. – Wstał i pogłaskał mnie po głowie. – Lekarze zapewnili mnie, że to niczym nie grozi. – Uśmiechnął się, pochylił nad łóżkiem i pocałował mnie w usta. Moje wargi, spierzchnięte i suche, przywarły do jego warg, wilgotnych i miękkich. Starałam się okazać, co do niego czuję, bo wiedziałam, że nigdy mu tego nie powiem.

Molinari wstał i zarzucił sobie płaszcz na ramię.

– To zaszczyt dla mnie, że mogłem cię poznać, pani porucznik Boxer.

– Joe… – szepnęłam, nie chcąc, żeby odszedł.

– Wiesz, gdzie mnie znaleźć.

Patrzyłam, jak idzie ku drzwiom.

– Nigdy nie można być pewnym, czy u dziewczyny nie wystąpi kryzys na ogólnokrajową skalę…

– Oczywiście. – Odwrócił się i uśmiechnął do mnie. – Ale ja jestem facetem od zażegnywania takich kryzysów.

ROZDZIAŁ 109

Po południu tego samego dnia przyszedł do mojego pokoju lekarz, który mi zakomunikował, że w moim organizmie niczego nie wykryto i parę kieliszków wina z pewnością mi nie zaszkodzi.

– Ktoś przyjechał do ciebie i chce cię już stąd zabrać – dodał.

W drzwiach stały Cindy i Claire.

Zawiozły mnie do domu wystarczająco wcześnie, żebym mogła wziąć prysznic, przebrać się i popieścić Marthę. Kiedy przyjechałam do ratusza, każdy chciał mnie mieć dla siebie. Później miałam się spotkać z dziewczynami U Susie. Koniecznie musiałam z nimi porozmawiać, było to dla mnie bardzo ważne.

Najpierw na schodach ratusza nagrałam spoty dla wiadomości. Potem Tom Brokaw przeprowadził ze mną wywiad za pośrednictwem łącza wideo.

Choć było już po wszystkim, to jednak opowiadając o tym, jak wytropiliśmy Danka i Hardawaya, nadal czułam przebiegające mi po plecach dreszcze. Jill nie żyła, Molinari wyjechał, a ja wcale nie czułam się bohaterką. Telefony będą dalej dzwoniły, nadal się będą zdarzały zabójstwa, życie potoczy się dawnym trybem. Wiedziałam jednak, że nigdy już nie będzie tak jak przedtem.

Koło wpół do piątej przyjechały po mnie dziewczyny. Kiedy na nie czekałam, pisałam raporty. Ogarnęło mnie przygnębienie. Choć Jacobi i Cappy przechwalali się, że mają najlepszego porucznika w policji, czułam pustkę i osamotnienie. Oczywiście dopóki nie przyjechały moje przyjaciółki.

– Przestań się smucić – powiedziała Cindy, machając mi przed twarzą meksykańską chorągiewką koktajlową. – Margarity czekają już na nas.

Zabrały mnie do Susie. Kiedy byłyśmy tu ostatni raz, towarzyszyła nam Jill. Dwa lata temu przyjmowałyśmy ją tu do naszej wielce obiecującej grupy. Usiadłyśmy w naszym narożnym boksie i zamówiłyśmy kolejkę margarit. Opowiedziałam im o moich wczorajszych śmiertelnych zapasach w pałacu, o telefonie od prezydenta, o dzisiejszym wywiadzie z Brokawem i spotach dla wieczornych wiadomości.