– Wobec tego dobrze trafiłaś. Jestem facetem od zażegnywania kryzysów.
– Nie mam prywatnego życia – powiedziałam. – Mam tylko miłego psa… i przyjaciół… i moją pracę. Jestem w niej dobra. Ale nie mam prywatnego życia.
– A czego byś chciała w tym prywatnym życiu? – spytał Molinari, zbliżając się do mnie.
Miał dobre, wybaczające oczy. Błyszczała w nich radość – radość z pokonania dystansu, który nas dzielił – ta sama radość, którą ja miałam w sercu.
– Ciebie – odpowiedziałam. – Chcę ciebie. I odrzutowiec.
Znów się roześmiał, tym razem stojąc już przede mną.
– Skłamałam – potrząsnęłam głową – chcę tylko ciebie. Nie mogłam pozwolić ci odlecieć, dopóki tego nie powiem. Jakoś sobie poradzimy z tym, że mieszkamy na innych wybrzeżach. Powiedziałeś, że bywasz tu na konferencjach i przy okazji narodowych kryzysów. A ja… bywam od czasu do czasu w Waszyngtonie. Ostatnio dostałam zaproszenie do Białego Domu. Byłeś w Białym Domu, prawda? Możemy…
– Szszsz… – Położył mi palec na wargach, pochylił się i pocałował mnie. Byłam zaskoczona samą sobą, tym, że pierwszy raz w życiu zdecydowałam się otworzyć. Połknęłam resztę słów, wyprostowałam się i kiedy mnie objął, poczułam, że tak właśnie powinno być. Zacisnęłam dłonie na jego ramionach i przytuliłam się do niego z całej siły.
Kiedy odsunęliśmy się od siebie, uśmiechnął się łobuzersko.
– Zostałaś zaproszona do Białego Domu, tak? Zawsze marzyłem o tym, żeby się przespać w Sypialni Lincolna.
– Marz dalej – odparłam i roześmiałam się, patrząc w jego niebieskie oczy. Potem wzięłam go pod rękę i poprowadziłam z powrotem do wyjścia z lotniska. – W Kapitolu jest także biurko, panie zastępco. Myślę, że ono jest bardziej interesujące…
James Patterson
Andrew Gross