Выбрать главу

– Nie mogę, mamo.

– Nie możesz? Nie mam czasu, żeby ci w tym pomagać, młoda damo. Ściągnij rajstopki, usiądź na sedesie i siusiaj.

– Nie mogę, mamo. Zobacz sama.

Lucille westchnęła. Ten, kto powiedział, że czas jest po stronie rodziców, z pewnością nie miał bliźniaków. Rzuciwszy krótkie spojrzenie w lustro, znów westchnęła. Ani sekundy dla siebie! Postawiła Marcusa na podłodze i poszła do kabiny Cherisse.- O co chodzi, kochanie? – spytała. Dziewczynka nie odrywała wzroku od sedesu.

– Boże! – Lucille aż zatkało z wrażenia. Na pokrywie muszli stał koszyk, w którym leżało owinięte kocykiem niemowlę.

ROZDZIAŁ 22

Od czasu do czasu, choć rzadko, bywają w tym zawodzie momenty, że wszystko się układa. Odnalezienie dziecka Lightowerów w McDonaldzie było niewątpliwie jednym z takich momentów. Czuło się, że cały ratusz odetchnął z ulgą.Połączyłam się z Cindy i poprosiłam ją o wyświadczenie mi przysługi. Powiedziała, że z najwyższą przyjemnością zaaranżuje naciski na X/L.Gdy kończyłam rozmowę, do pokoju zapukał Charlie Clapper.- Masz ładny biust, Boxer.

– To zbyt seksistowska uwaga, nawet jak na ciebie – odpowiedziałam z uśmiechem.

Clapper zaśmiał się. Widać było, że jest zmęczony. Jego zespół zużył większą część poprzedniego dnia na przeszukiwanie miejsca eksplozji.

– NDTO, kochanie – powiedział, ruchem głowy sygnalizując mi, że mam za nim pójść. – Najpierw dla twoich oczu. One są znacznie bystrzejsze niż oczy Tracchia.

– Czymś w końcu zasłużyłam na złotą odznakę.

Zaprowadził mnie do swojego biura. W jego starym drewnianym fotelu siedział Niko z grupy saperów i wyciągał coś z chińskiego pojemniczka na żywność.

Charlie podsunął mi krzesło.

– Odtworzyliśmy schemat urządzenia bombowego. – Na tablicy narysowany był plan domu Lightowerów. – We wszystkich pomieszczeniach znaleźliśmy ślady C-cztery. Ćwierć kilograma tego materiału wystarczy, żeby strącić odrzutowiec, a siła wybuchu każe przypuszczać, że w tym domu było go pięć razy więcej. Sprawca wszedł do środka z czymś takim… – pokazał nam czarny sportowy plecak firmy Nike – i podrzucił to w jednym z pokojów.

– Skąd wiemy, że tak właśnie było?

– To proste. – Clapper uśmiechnął się i wyjął kawałek czarnej tkaniny nylonowej z emblematem Nike. – Znaleźliśmy to na ścianie.

– Jest szansa, że znajdziecie na plecaku jakieś odciski palców?

– Przykro mi, moja droga – zarechotał Clapper. – To wszystko, co z niego zostało.

– Bomba została zdetonowana zdalnie, za pomocą bardzo zmyślnego urządzenia – wyjaśnił Niko. – Użyto detonatora sprzężonego z telefonem komórkowym.

– C-cztery wcale nie tak trudno zdobyć. Powinniśmy sprawdzić, czy nie było kradzieży na jakiejś budowie albo w którymś z magazynów wojskowych – powiedział Clapper.

– Lubisz dziewczynki, Charlie?

– Jeśli mają osiemnaście lat lub więcej – odparł, szczerząc zęby. – Czemu pytasz? Czy w końcu zaczęło cię swędzić?

Gdyby Clapper był wyższy, dwadzieścia kilogramów lżejszy i nie był od trzydziestu lat żonaty, może pozwoliłabym sobie któregoś dnia na mały romans z nim.

– Niestety ta jest znacznie młodsza.

– Masz na myśli córeczkę Lightowerów? – zapytał.

Skinęłam głową.

– Chcę, żeby przeprowadzono badania daktyloskopijne, Charlie. Dziecko, kocyk, koszyk. Wszystko, co się da.

– Ostatni raz zmieniałem pieluszki trzydzieści lat temu westchnął z obrzydzeniem Clapper. – Hej, byłbym zapomniał… – Spod sterty papierów na biurku wyjął opatrzony numerem woreczek na dowody rzeczowe. – W tym samym korytarzu, co sypialnia dziecka był pokój, w którym ktoś nocował.

Ktoś, kogo dotąd nie braliśmy pod uwagę. Opiekunka do dziecka, pomyślałam.

– Nie podniecaj się – mruknął Charlie i wzruszył ramionami. – Wszystko było spalone na popiół. Przy łóżku znaleźliśmy tylko to.

Podał mi plastikowy woreczek. Wewnątrz był mały zniekształcony zbiorniczek długości jakichś ośmiu centymetrów. Obejrzałam go. Nie miałam pojęcia, do czego mógł służyć.

– Reszta pewnie się stopiła – powiedział Clapper.

Pogrzebawszy w marynarce, wiszącej na oparciu krzesła, wyjął coś, co wyglądało bardzo podobnie.

– To proventil, Lindsay. – Zdjął wieczko ze swojego urządzenia i dwukrotnie nacisnął przycisk. W powietrze wyleciały dwa obłoczki pyłu, a wieczko pasowało dokładnie do znalezionego zbiorniczka.

– Osoba, która spała w tym łóżku, miała astmę.

ROZDZIAŁ 23

Jill Bernhardt siedziała w swoim zaciemnionym biurze jeszcze przez długi czas po wyjściu wszystkich pracowników.

Przed nią leżała otwarta teczka z aktami sprawy. W pewnym momencie uprzytomniła sobie, że od dziesięciu minut wpatruje się w tę samą stronę. Kiedy Steve nie był w podróży lub nie pracował do późna, zaczęła od pewnego czasu zostawać w biurze do wieczora, nawet gdy nie przygotowywała się do rozprawy. Starała się mieć z nim jak najmniej do czynienia. Jill Meyer Bernhardt. Superprawnik. Alfa i omega dla wszystkich.

Bała się wrócić do domu.

Rozmasowała sobie najświeższy siniak na kręgosłupie. Dlaczego tak się zachowuje? Dlaczego cierpi w milczeniu, jednocześnie występując w imieniu kobiet, które znajdowały się w takiej samej sytuacji jak ona? Po jej policzku potoczyła się łza. To dlatego, że straciłam dziecko, pomyślała. Wtedy to wszystko się zaczęło.Ale w głębi duszy wiedziała, że było inaczej. Kłopoty ze Steve’em zaczęły się znacznie wcześniej, kiedy była świeżo po studiach prawniczych, a on kończył MBA. Najpierw poszło o to, jak się powinna ubierać. Chodziło o stroje, które mu się nie podobały albo nie ukrywały jej sińców. O przyjęcia, podczas których wygłaszał autorytatywne, megalomańskie opinie na wszelkie możliwe tematy – także na temat jej zawodu. O zachowywanie pozorów, że to z jego zarobków dokonali przedpłaty na domek jednorodzinny Beemera.„Nie wolno ci tego robić, Jill”. Słyszała to od czasu, gdy go poznała. Jezu Chryste! Wytarła oczy przegubami dłoni. Była pierwszym zastępcą prokuratora okręgowego w tym mieście. Czego jeszcze można od niej żądać?Kiedy zadzwonił telefon, aż podskoczyła. Czyżby to był Steve? Już na sam dźwięk jego głosu zaczynało jej się robić niedobrze. Ten przyprawiający o gęsią skórkę, pozornie troskliwy ton: „Kochanie, co robisz? Wróć do domu. Pobiegamy razem”.

Z ulgą stwierdziła, że numer, który ukazał się na wyświetlaczu, należy do zastępcy prokuratora okręgowego w Sacramento. Dzwonił z zawiadomieniem o zwolnieniu jednego ze świadków z aresztu. Nie podniosła słuchawki, pozwalając, by wiadomość została zarejestrowana przez pocztę głosową.Zamknęła grubą teczkę. To już ostatni raz, przysięgła sobie. Zacznie od opowiedzenia wszystkiego Lindsay. Bolało ją, że nie była wobec niej szczera. Lindsay i tak uważała, że Steve jest kutasem. Nie była głupia.

Gdy chowała akta do szafki, telefon zadzwonił ponownie. Tym razem była pewna, że to on.

Nie odpowiem, postanowiła. Kiedy była w połowie drogi do drzwi, coś sprawiło, że zawróciła i podeszła do aparatu. Spojrzała na wyświetlacz. Widniał na nim dobrze jej znany numer. Poczuła suchość w ustach. Powoli podniosła słuchawkę.

– Tu Bemhardt – wyszeptała, przymykając oczy.

– Kochanie, znów pracujesz do późna? – Głos Steve’a przejął ją grozą. – Gdybym cię nie znał, mógłbym pomyśleć, że boisz się wrócić do domu.

ROZDZIAŁ 24

Tego wieczoru George Bengosian był w doskonałym nastroju.