Выбрать главу

Podziękował za tę owację przesadnie niskim ukłonem i szerokim uśmiechem.

Stał się teraz jednym z nich. A może raczej należałoby powiedzieć: byli sobie równi.

7

Miguel nie szczędził wysiłków, by umocować linę jak najbezpieczniej. Chciał teraz wywrzeć wrażenie na swych towarzyszach. To również było dla niego całkiem nowe uczucie. Często zerkał na drugi brzeg rzeki, choć sam nie bardzo wiedział, dlaczego tak robi. Jakby chciał się upewnić, że wszyscy tam są. Że nikogo nie brakuje.

Oni zaś ze swej strony robili, co mogli, by jak najmocniej napiąć linę, tak aby za bardzo się nie zmoczyć przy przedostawaniu się na drugi brzeg.

W końcu Miguel dał znak Sissi, że może zaczynać. Już wcześniej zdążył zrozumieć, że dziewczyna jest niezwykle sprawna.

I że się nie boi.

Sissi oplotła linę rękami i nogami i zaczęła posuwać się naprzód, zawieszona nad szumiącymi głodnymi falami, które próbowały jej dosięgnąć i opryskać najbardziej jak mogły.

Miguel powitał ją, choć bardzo oszczędnie.

– Niezła jesteś.

– Dziękuję – odparła. – Kto teraz?

– Unni. Potrzebowałem twojej pomocy, żeby przyjąć ją i resztę słabeuszy. Dziękuję ci za ten twój krzyk strachu, ale nawet przez chwilę nie byłem w niebezpieczeństwie.

– Unni na ogół nie jest słaba.

– Wiem o tym, ale potrzebne jej miękkie lądowanie.

– Wiesz, że jest w ciąży?

– Tak. Ona i Jordi powiedzieli mi o tym. Chociaż nie rozpływał się w słowach, ton jego głosu świadczył o dumie z okazanego mu zaufania.

Dał znak Unni, że ma się przygotować.

Udało jej się przedostać na drugą stronę względnie łatwo. Zmoczyła tylko pupę.

Na drugim brzegu odetchnęła z ulgą.

– Powiem, jak pewna dama cierpiąca na chorobę morską w drodze na Gotlandię statkiem jeszcze przed nastaniem epoki samolotów: „Bez względu na to, ile to będzie kosztować, do domu wracam lądem”. My chyba nie będziemy wracać tą samą drogą?

– Chyba mamy nadzieję, że tak właśnie będzie.

– No tak, oczywiście – przyznała Unni przygnębiona. Zaraz jednak jak zwykle się ożywiła. – Miguelu, wyglądasz jak przytopiony kot!

– Tak to już bywa, kiedy trzeba być człowiekiem. Skinął ręką na Juanę, która właściwie była gotowa do startu. Bracia Vargasowie zdążyli już zorientować się w zamysłach Miguela: najpierw Sissi, by mogła pomóc mu po drugiej stronie, a obaj bracia na samym końcu. Na każdym brzegu rzeki miały być po dwie silne osoby. Linę bowiem należało przez cały czas napinać, tak aby przejście sprawiało jak najmniej kłopotu, a to wymagało siły.

Dzień był pogodny, przejrzysty, niebo bezchmurne, przynajmniej na tyle, na ile mogli to stwierdzić pochłonięci wymagającym niezwykłej koncentracji zadaniem i poprzez zasłonę z drobin piany, unoszących się nad wodą. Zorientowali się, że wyżej zerwał się wiatr, w dolinie jednak panował względny spokój.

Unni obserwowała Miguela w czasie, gdy Juana przeprawiała się na drugą stronę. Brak doświadczenia i treningu w posuwaniu się na rękach to jedno, a kiedy na dodatek wisi się nad szalejącą rzeką, to może być za dużo jak na jeden raz. Juanie przeprawa sprawiała wiele trudu, widać to było wyraźnie po ostrożnym, powolnym tempie, w jakim posuwała się naprzód. Na twarzy Miguela malowało się napięcie i ogromna koncentracja, gdy razem z Sissi napinał linę.

I to ten, który twierdzi, że jest całkowicie pozbawiony jakichkolwiek uczuć dla innych, pomyślała Unni. Może rzeczywiście to dopiero stadium wstępne, ale doprawdy jest na dobrej drodze!

Chyba że to narzucona mu ludzka skóra przydaje mu większej elastyczności. I gdy zmieni skórę, na powrót stanie się brutalnym Tabrisem.

Juanie jedna noga zsunęła się z liny, na co wszyscy zareagowali okrzykiem przerażenia. Miguel wyglądał tak, jakby już chciał rzucić się jej na pomoc, na szczęście jednak dziewczyna odzyskała równowagę i wkrótce potem trzy pary pomocnych rąk wyciągnęły ją na właściwy brzeg.

Była tak przerażona swoim „wypadkiem”, że spontanicznie rzuciła się na szyję mokrusieńkiemu Miguelowi.

– Zmoczysz się – powiedział sztywno, odsuwając ją od siebie, lecz w jego ruchu nie było zwykłej dotychczas niechęci.

Na przeciwległym brzegu Morten, będąc świadkiem wypadku Juany, podjął decyzję.

– Zostaję tutaj! Nie ma sensu, żebyście ciągnęli mnie ze sobą dłużej. Tylko wam zawadzam.

Ale wtedy Antonio wpadł w złość.

– Nie mamy czasu na żadne bzdury! W pojedynkę tutaj nie dasz sobie rady, pod żadnym względem. Prześladowcy depczą nam po piętach, a poza tym sam nigdy w życiu nie zdołałbyś odnaleźć powrotnej drogi, gdybyśmy stamtąd nie wrócili.

Głos Jordiego brzmiał łagodniej, lecz i w jego słowach przebijała stanowczość:

– Czy to nie ty swego czasu byłeś taki dumny ze swoich silnych rąk? Jeśli nie zdołasz utrzymać nóg w górze, przedostaniesz się na drugą stronę, posuwając się na samych rękach.

Morten ze zgrozą patrzył, jak nisko nad wodą wisi lina, a w myślach czuł już, jak prąd ciągnie go za nogi, zmuszając, by się puścił „mostu”.

– Owszem, mam bardzo silne ręce – powiedział w nagłym przypływie odwagi. – Gdybyście tylko mi pomogli założyć nogi na linę i napięli ją mocno jak wszyscy diabli, to rzucę się do tej rzeki z pogardą dla śmierci.

– Właśnie tak trzeba myśleć, Mortenie! I staraj się po drodze odpychać od siebie wszelkie wątpliwości.

Wy nie wiecie, że płacz ściska mnie w gardle, pomyślał chłopak, łapiąc linę. Boże, jaka ona cienka i śliska! Przyjaciele pomogli mu skrzyżować nogi.

Wszystkie trzy dziewczyny dały sobie radę, pomyślał niemal z rozpaczą. Nawet Juana. Nie mogę teraz okazać się żałosnym Mortenem, który robi w majtki przy każdej najdrobniejszej nawet okazji.

Lina nieprzyjaźnie się opuściła i do połowy znalazł się w wodzie. Woda wpadła mu do gardła! Nie wolno się puścić nogami, pomocy!

– Naprężcie linę! – krzyknął spanikowanym falsetem, ale ostatnia sylaba zniknęła w plusku pod wodą.

Przyjaciele robili co mogli, lecz dla Mortena przeprawa okazała się rzeczywiście niezwykle mokra. Już przy samym brzegu nogi odmówiły mu posłuszeństwa i zawisł na samych tylko rękach. Sissi czekała w gotowości, by rzucić mu się na pomoc, lecz Miguel stwierdził:, Ja już i tak jestem mokry”, po czym wskoczył do wody, jedną ręką trzymając się liny, i chwycił Mortena za ramię. Chłopak unosił się już na wodzie porywany prądem, a teraz popełnił okropny błąd, bo puścił linę i zamiast niej złapał się Miguela. Gdyby dziewczęta nie przystąpiły do akcji i nie wyciągnęły ich obu na brzeg, i Morten, i Miguel odpłynęliby w nieznaną dal, niesieni wartkim prądem.

Jordi, silniejszy od młodszego brata Antonia, miał przeprawić się jako ostatni. Antonio, dosyć ciężki, również nie uniknął kąpieli. W końcu na drugim brzegu znalazł się i Jordi, przemoczony, lecz zdaniem Unni jeszcze przez to piękniejszy.

Przejrzeli bagaże. Najważniejsze rzeczy zapakowali w plastik, więc nic wielkiego się nie stało, zresztą z pewnymi stratami zawsze trzeba się liczyć.

– Powiedziałeś mi to samo, Jordi, kiedy ja miałam przechodzić na drugą stronę – śmiała się Unni. – Ale tym razem się udało.

– I bardzo dobrze – uśmiechnął się Jordi, obdarzając ją mokrym uściskiem.

– Nie odwiązałeś liny? – spytał zdziwiony Morten.

– Przecież mamy nadzieję, że będziemy tędy wracać – odparł cierpko Jordi.

– Ale to znaczy, że pomożemy wrogom!

– Starałem się jak mogłem, żeby ukryć linę po tamtej stronie. To samo zrobimy tutaj i opuścimy ją do wody. Jeśli mimo to ją zobaczą, trudno, nic na to nie poradzimy. No, ruszamy dalej! W stronę orła.