Выбрать главу

Usiedli przed nim, a on patrzył na nich spode łba.

– Wspaniały, wielki, zły czarnoksiężniku – przypochlebiali się. – My wiemy, kto zniszczył twój piękny las.

Wamba wiedział, że tych tutaj widział już wcześniej. To oni obudzili go do życia, a potem napuścili na niego jakiegoś szaleńca z mieczem.

– Czego chcecie? – mruknął niewyraźnie.

– Wielki, wspaniały, przebiegły czarnoksiężniku, twój czas już nadszedł. Ci głupcy, którzy mają odszukać twój szlachetny skarb, znajdują się teraz w lesie. Ześlij na nich grzmot i błyskawicę, o ty, niezwyciężony! My zaś będziemy cię wspierać, jeśli tylko zechciałbyś nam wyświadczyć maleńką przysługę.

Przekrzywili łyse głowy, patrząc na niego pochlebnym wzrokiem.

– Uff – sapnął Wamba.

Potraktowali to jako zachętę. Ten, który przemawiał w ich imieniu, stwierdził błyskawicznie:

– Wystarczy jeden ruch twojej ręki, a przywrócisz nam naszych dziewięciu nieszczęsnych braci. To dla ciebie drobnostka.

Wamba wstał. Czterej mnisi odskoczyli.

– Gdzie są ci, którzy mają znaleźć dla mnie skarb? – ryknął i zaczął schodzić w dół.

– To bagatelka. Już mówiliśmy. Obiecaj nam powrót naszych braci, a wskażemy ci tych łotrów.

Wamba machnął potężnym ramieniem. Kaci uznali, że lepiej zniknąć.

Troje nieznajomych nie spało już od dwóch dni. Leżeli teraz wycieńczeni atakiem pasożytniczych pędów i nie mogli dojść do siebie nawet na tyle, żeby usiąść. Stan nieprzytomności bez żadnych przeszkód nieuchronnie przeszedł w sen.

Na szczycie pasma wzgórz Emmę i jej trzech kawalerów tak wystraszył widok zmieniającego się lasu, iż czym prędzej biegiem wrócili na szczyt, postanawiając, że tam rozbiją obóz na noc. Wybrali dokładnie to samo miejsce, w którym jeszcze kilka godzin wcześniej odpoczywała ścigana przez nich grupa.

Pogoń więc na pewien czas ustała. O tym jednak nie wiedział ani Jordi, ani żaden z jego towarzyszy, wędrujących dalej.

– Antonio! – zawołała Unni, kiedy starali się odnaleźć drogę w zapadającym zmierzchu. – Przeoczyliśmy wejście do wąwozu!

Antonio się zatrzymał.

– Wiem, ale ścieżka prowadzi nas dalej.

– Dokąd? Przecież nie ma żadnego innego przejścia.

– Wydaje mi się, że powinniśmy słuchać wskazówek drzew – wtrącił Jordi.

Miguel oświadczył:

– Pobiegnę pod górę, przyjrzę się temu wąwozowi.

– Dobrze.

Z niecierpliwością czekali na jego powrót. Nieobecność Miguela się przedłużała.

Jordi tonem lekkiej desperacji powiedział:

– Wiecie, zastanawiałem się nad tym, że chyba nie ma drugiej osoby do tego stopnia skazanej na śmierć co ja.

– O co ci chodzi? – spytał Morten. Jordi zaczął obliczać na palcach:

– To mnie pisane jest pozostanie w dolinie. Tabris planuje zabicie nas wszystkich, włącznie ze mną. A na dodatek mogę już za kilka tygodni umrzeć jako trzydziestolatek. W jaki sposób miałbym zdążyć dokonać tego wszystkiego? Zwłaszcza że już jestem uważany za bardziej umarłego niż żywego!

Chociaż mówił o sprawach bardzo poważnych, to jednak nikt nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Jordi także.

– Zatroszczymy się o to, żebyś mógł obchodzić trzydzieste urodziny, a potem następne – oświadczyła z mocą Sissi.

– Na nas też możesz liczyć – zawtórowali wszyscy inni Oni również byli skazani na śmierć, chociaż nie w tak zadziwiającym stopniu jak Jordi. Miguel wreszcie wrócił.

– Musiałem iść dalej, niż liczyłem, żeby móc porządnie się rozejrzeć – wyjaśnił. – Wąwóz prowadzi donikąd. Jest ślepy.

– Dead end - stwierdziła Unni.

– Mówisz, że musiałeś iść daleko? – spytał Antonio.

– Tak, biegłem.

A z doświadczenie wiedzieli, że Miguel potrafi biegać niewiarygodnie szybko.

– Biegłeś wąwozem?

– Tak, daleko w głąb, kilka razy zakręcał.

– No cóż – wzruszył ramionami Jordi. – Drzewa wiedzą, co robią. Będziemy więc dalej iść ścieżką, którą nam wytyczają. Lecz jeśli ten wąwóz zakręca… to może w najlepszym razie oznaczać, że nasi prześladowcy dadzą się złapać w pułapkę i będą szukać tam.

– Miejmy nadzieję, że tak właśnie się stanie.

– No, cudowne dzieci inkwizycji z pewnością doniosą o wszystkim Emmie – przypomniała Sissi.

– Śmierć cudownym dzieciom – syknęła Unni przez zęby.

– A więc zdecydowane – oświadczył Antonio. – Idźmy dalej, zanim zrobi się całkiem ciemno.

– Czy nie zauważyliście czegoś dziwnego? – spytała w pewnej chwili Sissi. – Ścieżka się za nami zamyka.

Obejrzeli się w tył.

– Doskonale – ucieszył się Antonio.

Unni zwróciła się do Jordiego szeptem, by Miguel jej przypadkiem nie usłyszał:

– Myślisz, że jest tu Urraca?

– Na pewno nie ma jej w pobliżu, ale z pewnością gdzieś tu krąży – odparł Jordi.

Przystanął, żeby zaczekać na Miguela. Unni również się zatrzymała, lecz Jordi najwyraźniej nie chciał, by była świadkiem tej rozmowy, bo podszedł do Miguela. Unni, widząc to, ruszyła naprzód, lecz nie starała się dogonić przyjaciół.

– Mam do ciebie prośbę, Miguelu – powiedział Jordi. – Wiem, że twoim obowiązkiem jest zabić nas, gdy będzie już po wszystkim. Ale chciałbym cię prosić, żebyś oszczędził Unni.

Miguel nie odpowiedział.

Jordi mówił dalej, uśmiechając się z wysiłkiem.

– Mój czas pod każdym względem dobiega końca. Ale ty otrzymałeś rozkaz zabicia tylko sześciu osób. Dziecko, którego spodziewa się Unni i z którym wiążemy tak wielkie nadzieje, nie podlega twojej umowie z Ciemnością. Pozwól Unni żyć tak, by dziecko mogło zobaczyć świat.

– Wciągasz mnie teraz w jakieś niezwykle skomplikowane konstelacje. Jak miałbym sobie z tym poradzić?

Jordi uniknął odpowiedzi, ponieważ przywołał go Antonio, i teraz Unni czekała na Miguela. Sprawiał wrażenie zdezorientowanego, jakby pełnego wahania, szedł, ciągnąc nogę za nogą, jakby nie miał już dłużej ochoty być z nimi.

– Co się stało, Miguelu? Zerknął na nią z ukosa.

– Wiele różnych rzeczy – odparł krótko.

Unni czekała. Szli obok siebie, w pewnym oddaleniu od reszty.

– Unni, ty jesteś taka mądra…

Doprawdy, pomyślała. Postanowiła jednak mimo wszystko wystrzegać się jakichkolwiek głupich uwag.

– Co mam zrobić z Juana? – spytał.

– Czy ona ci dokucza?

– Nie, wcale nie, raczej wprost przeciwnie. I właśnie przez to jestem taki niespokojny.

Ach, przyjacielu, masz przed sobą daleką drogę!

– Nie chcę wcale jej zasmucać, ale tak jak jest, jest źle. Wszystko jest źle.

– Rzeczywiście można tak powiedzieć – odparła Unni, ale teraz ich słowa się mijały.

Mówili o zupełnie różnych rzeczach.

– Jordi nas wzywa! – zauważył nagle Miguel. – Najwyraźniej coś znaleźli.

Znaleźli? Tu, w tej dolinie, nie zapowiadało to niczego dobrego.

12

Wyglądało jednak na to, że obawy były nieuzasadnione. Ich towarzysze zatrzymali się przy gęstych krzakach, rosnących przy górskim zboczu, zamykającym dolinę.

– Tutaj ścieżka się kończy – oznajmił ucieszony Morten.

– Sissi wczołgała się pod krzaki i znalazła jaskinię. Możemy w niej spędzić noc.

– Świetnie! – powiedziała Unni. – Nikt nas nie zobaczy.

Miguel przenosił wzrok z Sissi na Mortena. Najwyraźniej uważał, że chłopak sam mógł się czołgać, zamiast pozostawiać wszystko przyjaciółce. Mruknął jednak tylko: