– Kolejna jaskinia?
– Czyżbyś i ty nabawił się grotofobii? – zażartowała Unni.
– Nie, wprost przeciwnie – odparł Miguel. – Okazuje się, że ten kraj posiada niezwykłe bogactwo systemów grot, z czego możemy się tylko cieszyć. To prawdziwe błogosławieństwo.
– To dzięki wapieniowi – zauważył rzeczowo Antonio. Ucieszeni ze znalezionej kryjówki, jedno po drugim pełzli na czworakach między krzakami, które zaraz się za nimi zamykały. Byli bezpieczni.
– Dziękujemy ci, lesie! – zawołała Unni. – Albo tobie, Urraco – dodała już ciszej.
Wejście do jaskini było o wiele wyższe, niż się tego spodziewali. A w samej grocie mogli poruszać się wyprostowani. Ale Unni nagle zatrzymała się jak wryta i usiłowała zawrócić.
– To nie jest dobre miejsce – oświadczyła prędko. Zatrzymał ją jednak Miguel, idący tuż za nią.
– Masz rację, ale dla nas nie jest niebezpieczne. Jordi, który już był w środku, odwrócił się i wyciągnął rękę.
– Chodź, Unni. Jakoś to wytrzymamy. Pozostała czwórka niczego nie zauważyła.
– Cóż za wspaniała jaskinia! – powiedział Morten z podziwem.
Grota była rzeczywiście wysoka i rozległa. W świetle kieszonkowej latarki dostrzegli ślady ludzi, którzy kiedyś już musieli tu nocować. Tu i ówdzie posadzka była pobrudzona sadzą, w kącie na stosiku odpadków leżały szczątki kości, taki śmietnik z epoki kamiennej.
Antonio podniósł z ziemi niedużą kostkę i przyjrzał się jej uważnie.
– W dolinie były kiedyś zwierzęta – skonstatował. – Lecz było to z pewnością, zanim Wamba zaczął dławić dolinę.
Unni szczękała zębami. Rzeczywiście w grocie panował chłód, lecz raczej nie dlatego skuliła się i ciaśniej owinęła kurtką. Trzymała się blisko Jordiego i nie chciała patrzeć na ściany. Tego jednak trudno było uniknąć, przecież otaczały ją ze wszystkich stron.
– Mogło się tu ukrywać wielu ludzi, i to z końmi – stwierdził Antonio. – Ale nie będziemy rozpalać dziś wieczorem ogniska. Lepiej nie ściągać na siebie niczyjej uwagi.
Mieli kilka latarek i zapasowe baterie, ale postanowili używać tylko jednej, żeby oszczędzać światło. Nie wiedzieli przecież, co jeszcze ich czeka, i jak długo będą musieli pozostawać na pustkowiu.
– Wygląda na to, że nasi prześladowcy udali się na spoczynek – powiedziała Sissi.
– No cóż – zamyślił się Jordi, który umościł posłanie dla siebie i dla Unni pod jedną ze ścian na wolnym miejscu, za co dziewczyna była mu bardzo wdzięczna. Cieszyła się, że Jordi widzi to samo co ona. – Nie jestem tego wcale taki pewien, z zewnątrz dobiegają jakieś dźwięki.
– Co za dźwięki? – spytała wystraszona Juana.
– Nie wiem. Jakiś odległy ryk, powarkiwanie i jęki. Nasłuchiwali. Z początku panowała zupełna cisza, potem jednak rozległo się coś, co z powodu dużej odległości pozostało tylko nieartykułowanym dźwiękiem, lecz z tonu głosu można było wnioskować, że jest to chyba nieprzyjemne przekleństwo.
– Wydaje mi się, że odgłosy dochodzą z tej wysokiej góry, która wznosi się pośrodku doliny – stwierdził Miguel, obdarzony wyjątkowo dobrym słuchem.
– Czyżby Alonzo uwierzył w historie o skarbie ukrytym we wnętrzu góry i próbował się na nią wdrapać? – uśmiechnął się Jordi kącikiem ust.
– Nie – zaprotestował Miguel. – Ten głos jest zbyt mocny, niesie za daleko. Z pewnością nie należy do ludzkiej istoty.
– Masz na myśli trolla? – spytał Morten słabym głosem.
– Już raczej tak.
– Och, nie strasz nas!
– „Stwór może zabić”.
Wszystkim po plecach przeszedł dreszcz. Ile z tej baśni było prawdą?
– Jutro postaramy się to zbadać – zdecydował Antonio. – I spróbujemy się zorientować, gdzie może być wejście do ukrytej doliny. Czy wszyscy znaleźli już sobie miejsce do spania?
Owszem, lecz tak naprawdę tylko Antonio powoli zapadał w sen.
Unni kurczowo ściskała Jordiego za rękę, on więc nie miał najmniejszych szans na spanie. Przesunął w końcu ramię tak, by Unni mogła się do niego przytulić, a głowę oprzeć na jego barku. Dopiero gdy poczuła oddech ukochanego na piersi i pulsowanie jego żyły na szyi na własnych wargach, trochę się uspokoiła.
– Dlaczego oni tu leżą, Jordi? – szepnęła nieszczęśliwa. – I tak strasznie dużo krwi!
– Przyjrzałem im się bliżej – odszepnął. Kiedy mówił, lekkie drgania jego skóry przenosiły się na jej twarz i Unni nareszcie mogła przymknąć oczy, ogarnięta szczęściem, że Jordi istnieje i żyje.
Tylu tu było umarłych.
– Jest ich ośmiu – powiedział Jordi cicho.
– Wiem o tym.
– Schronili się tu, chcieli się ukryć i poderżnięto im gardła we śnie.
– Ale nie pozostały po nich żadne szczątki.
– Prawdopodobnie zwłoki wyniesiono stąd i gdzieś ukryto. Ale zamordowano ich dokładnie tutaj.
– Są ubrani w proste stroje z piętnastego wieku. Chłopi albo rzemieślnicy, tak mi się przynajmniej wydaje. Naiwni, lojalni…
– O tym nic nam nie wiadomo.
– Ależ tak! Patrzą prosto na nas, Jordi! Po ich oczach można poznać, że niczego nie rozumieją. Nie mam siły dłużej tu być.
– Ciemno już. Nie pali się żadna latarka, w której blasku byłoby ich widać.
– Czy ciemność jest bezpieczniejsza?
Jordi przyciągnął ją jeszcze mocniej do siebie.
– Przestałam już lubić naszych przodków rycerzy – szepnęła Unni.
– Nie wiemy przecież, czy to oni. W każdym razie nie zrobili tego własnoręcznie.
– Marna pociecha. Miguel też ich widzi. Mam na myśli tych umarłych.
– Wiem. Zdolność jasnowidzenia to przekleństwo, Unni – Oczywiście, chociaż czasem potrafi być i błogosławieństwem.
– Ale nieczęsto. Postaraj się teraz zasnąć.
– To będzie trudne. Słyszysz? Jeszcze ktoś szepcze.
– Tak, ale na szczęście nie możemy się słyszeć.
– Sissi i Morten leżą na jednym z tych zabitych.
– Zauważyłem, ale nie chciałem nic mówić.
– Ja też. Jordi, bez względu na to, co się dalej stanie, to kocham cię.
– Twoje uczucie jest odwzajemnione, wiesz o tym.
– Dziękuję. Powiedz mi, co jest z tym Miguelem?
– Och, całe mnóstwo. To chodząca zagadka. Spij już, kochana Unni.
– Tak, ale w ostatnich dniach był jakiś bardzo poirytowany. A jednocześnie odnosił się do Juany z wielką życzliwością.
– Czy nie tego właśnie chciałaś?
– Nie wiem. Mam przeczucie, że coś tu jest nie tak. Ale dobrze, nie będę już więcej mówić. Dobranoc – Dobranoc, kochana.
Jordi, obejmując ją mocno, nasłuchiwał okropnych wrzasków, dobiegających spoza groty. Teraz rozlegały się jeszcze bliżej.
Również inni nie mogli zasnąć.
Juana i Miguel, leżący w pewnym oddaleniu od siebie, kiedy latarka zgasła, a Antonio tuż obok zasnął, usie dli w końcu i szeptem prowadzili rozmowę. Sissi i Mor ten ułożyli się pod przeciwległą ścianą wielkiej groty.
– Jak to jest? – spytał szeptem Miguel. – Czy ludzie, którzy połączyli się w pary, pozostają razem na całe życie?
– Nie, niestety, nie. Dawniej zdarzało się to znacznie częściej, lecz przede wszystkim dlatego, że kościół i prawo stanowiły, że tak ma być. Obecnie małżeństwo trwające do końca życia staje się coraz większą rzadkością.
– Dlaczego?
– Ludzie nudzą się sobie i ich drogi się rozchodzą w różne strony. Wielu zakochuje się w nowych osobach – Ale Unni i Jordi się nie rozstają?
– No właśnie. I powinni mieć szansę na przeżycie małżeństwa, które trwałoby całe życie.
– Powinni dostać szansę?