Выбрать главу

– Niestety, długie życie nie będzie im dane.

– No tak, to prawda.

Miguel przez chwilę milczał, najwyraźniej o czymś rozmyślał.

– A Sissi i Morten?

– Oni? Wydaje mi się, że nie mają nawet romansu.

– Co chcesz przez to powiedzieć?

– Że nie sypiają ze sobą. Nie kochają się. Są po prostu przyjaciółmi. Przynajmniej na razie. Ale może tylko tak mi się wydaje.

– Myślisz, że coś między nimi będzie?

– Nic o tym nie wiem. Sądzę, że nie za bardzo do siebie pasują.

– A ty też nie znalazłaś sobie jeszcze mężczyzny. Unni tak powiedziała.

– Rzeczywiście. A dlaczego o to pytasz?

– Próbuję pojąć, jak to jest być człowiekiem.

– Rozumiem. Rzeczywiście musisz zaczynać od zera. Jesteś jak pierwszy neandertalczyk. Albo picanthropus erectus czy człowiek z Jawy. Nie wiem, co mówią najnowsze badania o tym, który z nich był pierwszy. Tak czy owak, wszystko jest dla ciebie nowe.

Juana zdawała sobie sprawę, że mówi bardzo prędko, ale tak bardzo się bała, że Miguel zechce przerwać tę rozmowę, a ona mogła przecież być przełomowa. Nie wolno jej przerywać.

– Tak – powiedział zamyślony. – A najtrudniejsze jest to, że nie mam żadnych środków do pomocy, że wszystkiego muszę dowiadywać się sam. Uważam, że wy, ludzie, naprawdę doskonale sobie radzicie.

– To trochę trwało, nim osiągnęliśmy ten stan. Miguel prychnął.

– Cóż znaczy kilka milionów lat?

– Jesteś starszy?

Po jego głosie poznawała, że siedzi ze spuszczoną głową.

– Nawet nie pytaj.

Ojej! Teraz sama coś przerwała. Bardzo niemądre z jej strony, że zadała takie pytanie. Gorączkowo usiłowała nawiązać wątek i w końcu pozwoliła sobie na zbytnią śmiałość:

– Ale teraz jesteś taki jak my. Nie widzisz, Miguelu, że ty i ja jesteśmy do siebie podobni?

– Nie. Ja nie jestem człowiekiem.

– Ależ tak, teraz nim jesteś. Bardzo bym chciała lepiej cię poznać, Miguelu. Pozostał nam do spędzenia ze sobą bardzo krótki czas. Przez całe swoje życie robiłam tak, jak kazali mi rodzice. Teraz chcę być wolna!

Nie odpowiedział.

A Juana w jeszcze większym podnieceniu ciągnęła:

– Nie mogę powiedzieć ci tego wyraźniej. Nie mogę. Miguel niespodziewanie się podniósł.

– Stawiasz mnie w kłopotliwej sytuacji, Juano. Odszedł i położył się w pewnym oddaleniu. Juana jednak uznała to za zwycięstwo. „Stawiasz mnie w kłopotliwej sytuacji”. On jest wspaniały, szlachetny! To prawdziwy dżentelmen. Nie mógł dłużej być blisko niej, jeśli miał ją chronić.

Szczęśliwa, z mocno bijącym sercem, ułożyła się do snu. „El amor brujo”. Miłość to czarodziejska moc.

Jakiż on wspaniały, ten jej Miguel!

Pod przeciwległą ścianą Morten, leżący za plecami Sissi, objął ją ramieniem. Dziewczyna życzliwie, lecz zdecydowanie je odsunęła.

– Ale przecież jesteśmy przyjaciółmi – powiedział Morten odrobinę urażony.

– Właśnie dlatego, Mortenie – odparła Sissi, obracając się na plecy. – Jesteśmy przyjaciółmi i nigdy nie będziemy nikim więcej.

– Co ty znów opowiadasz? Wiem dobrze, że starasz się unikać takich intymnych sytuacji, ale sądziłem, iż to dlatego, że nie masz w tym względzie żadnego doświadczenia.

– Do diabła, dawno już tak nie jest! Ale dla nas dwojga to i tak bez znaczenia. Nigdzie nie zajdziemy.

– Myślałem, że jesteś we mnie zakochana. Sissi westchnęła.

– Rzeczywiście na początku mnie zafascynowałeś. Byłeś kimś nowym, kimś z miasta i kimś naprawdę zabawnym.

Nie przyznała się, że bardzo prędko się przekonała, iż jego opowieści o własnych dokonaniach są bardzo przesadzone. I że gdy spotkała braci Vargasów, to cała pozłota Mortena z niego opadła. Zamiast tego powiedziała:

– Wiesz, Mortenie, bardzo cię lubię i wiele bym dała, abyś pozostał moim przyjacielem, ale, ja się przy tobie nie rozpalam. A ty przy mnie, jak sądzę.

Morten na chwilę zaniemówił.

– Ja… Rzeczywiście, nie jesteś ani trochę w moim typie – powiedział prędko, wyraźnie urażony. W końcu jednak się uspokoił. Usiadł, śmiejąc się z pewnym zakłopotaniem. – Oczywiście, że pozostaniemy przyjaciółmi. Masz zupełną rację. Próbowaliśmy z wielkim wysiłkiem udawać miłość. Lepiej, że wszystko sobie wyjaśniliśmy.

Sissi w duchu westchnęła z ulgą.

– Tak, to dobrze, Mortenie. Nagle zaburczało mu w brzuchu.

– Muszę wyjść.

– To rzeczywiście gwałtowna reakcja – odparła Sissi cierpko, podnosząc się i opierając na łokciu. – Ale ja cię ostrzegałam. Mówiłam, żebyś nie jadł tyłu owoców naraz.

– Przecież były takie pyszne. A ja czułem okropny głód. Zaraz wracam.

Nie spieszy się, pomyślała Sissi, kładąc się z powrotem. Leżała, wpatrując się w ciemność, dopóki nie usłyszała dochodzącego z doliny niezwykłego ryku.

Morten w pośpiechu wrócił do groty.

– Do diabła, teraz to już było blisko!

– Co?

– Troll, oczywiście.

Sissi znów westchnęła. Cicho, z rezygnacją, nie bez współczucia. Biedny Morten. Ta wyprawa to nie dla niego.

13

Miguel naprawdę próbował spać i może nawet zdrzemnął się na chwilę. Nie mógłby przysiąc, że tak nie było.

Zdawał sobie jednak sprawę, że przechodzi poważny kryzys, i to nawet kryzys podwójny. Tymczasem nie miał nikogo, z kim mógłby porozmawiać, nikt by go i tak nie zrozumiał. Nawet ta bystra, obdarzona jasnością widzenia Unni nie pojęłaby, z czym się zmagał.

Gorąco pragnął oderwać się od tej grupy, przez którą czuł się rozdarty na strzępy. Tęsknił za domem, chociaż wiedział, że nie ma domu i że nigdy go nie miał. Nigdy jeszcze nie zbliżył się do nikogo tak bardzo jak teraz, a ci, do których się zbliżył, byli tylko ludźmi. Jak więc mógł mieć z nimi coś wspólnego?

„Duch wolnej woli”. Przecież sam nie wiedział, czego tak naprawdę chce. Jak więc miałby próbować tak wpłynąć na innych, by robili to, czego pragnął?

Miguel znów usiadł. Gęste krzaki przesłaniające wejście do jaskini nie pozwalały mu się zorientować, jaka to może być pora nocy. Postanowił jednak trzymać straż, w dolinie bowiem coś krążyło. Coś albo ktoś, kto również nie mógł zaznać spokoju.

Ten ktoś czy to coś znajdowało się już teraz bardzo blisko nich. Miguel wychwytywał odgłosy węszenia, mogące świadczyć o tym, że wokół nich krąży zwierzę. To „zwierzę” jednak potrafiło formułować słowa, chociaż niezrozumiałe. Nieznana istota przez chwilę stała przy krzakach, potem usiłowała się przez nie przedrzeć i wpadła we wściekłość, ponieważ jej się to nie udało. Była bardzo niezgrabna, niezdarna, poruszała się wolno i z wysiłkiem. Miguel zastygł w bezruchu i miał jedynie gorącą nadzieję, że nikt z jego towarzyszy nie obudzi się nagle ani nie poruszy. Gdyby był Tabrisem, bez wahania wyszedłby, żeby się zmierzyć z tym potworem. No tak, to musiał być potwór. Nic innego nie wchodziło w grę.

Lecz Miguel nie był już Tabrisem. Jakie to przykre! Jakie gorzkie!

I znów poczuł wewnętrzne rozdarcie. Pragnął na powrót stać się Tabrisem, lecz nie chciał wracać do Ciemności. Zetknął się z czymś, czego nie zaznał nigdy wcześniej, z przyjaźnią. Z akceptacją swojej skomplikowanej natury. Ale przyjaźń z ludźmi? Przecież ich nie znosił!

Był jeszcze jeden problem, o którym nie chciał ani nie mógł dyskutować z nikim innym, nawet z Unni czy też z tymi życzliwie usposobionymi braćmi o silnym charakterze. A już z całą pewnością nie z Juana.

To oczywiste, że nie zrozumieliby tej walki, którą toczył na wielu frontach. Sam przecież jej nie rozumiał.

Podniósł głowę. Grota wydała mu się nagle jakaś nowa, jak gdyby w pewnym sensie oczyszczona, lecz nie potrafił powiedzieć, co tak naprawdę się zmieniło.