Juana, chociaż bardzo lubiła Sissi i obie odnosiły się do siebie bardzo przyjaźnie, stwierdziła teraz, że powinna chyba przeprowadzić poważną rozmowę z młodą Szwedką.
Przecież takim zachowaniem nie zdobędzie się serca żadnego mężczyzny. Mężczyzny nigdy nie wolno w niczym przewyższać, a tak właśnie się stało w relacjach Sissi z Mortenem. Nic dziwnego, że czasami chodził z kwaśną miną i pokazywał kolce. Najwyraźniej cierpi na kompleks niższości. Chyba muszę coś zrobić, żeby przywrócić mu odrobinę męskiej dumy, mówiła do siebie w duchu Juana.
Trzeba jednak być ostrożną, tak żeby Miguel się w niczym nie zorientował. Może wszystko źle zrozumieć i jeszcze będzie mu przykro.
Posłała Mortenowi życzliwy, wyrozumiały uśmiech, lecz chłopak odczytał go jako drwinę. Kolejny ciepły uśmiech posłała Miguelowi, ten jednak był zbyt zajęty rozmową z Antoniem i Jordim, jego spojrzenie tylko ją omiotło, jak gdyby jej twarz była nieciekawą stroną w gazecie. Najwidoczniej jednak nie chciał z niczym się zdradzić przy tamtych dwóch.
– No, musimy ruszać dalej – stwierdził Antonio. – Miguelu, zechcesz sprawdzić, czy droga wolna?
To wyrażenie musiał wytłumaczyć mu dokładniej. W końcu jednak Miguel stwierdził, że rozumie, i spełnił prośbę. Noc, a przynajmniej jej początek, była przecież bardzo niespokojna, z zewnątrz dobiegało dziwne burczenie i sapanie. Ktoś bez powodzenia usiłował przedrzeć się przez krzaki i strasznie się zdenerwował, że nie jest w stanie tego zrobić.
W dodatku nikt nie wiedział, jak daleko zdołały zawędrować dwie pozostałe grupy. Od dawna już nie mieli żadnych wieści od bandy Emmy ani też od trojga nieznajomych. Ci ludzie mogli być wszędzie.
Miguel jak wąż prześlizgnął się przez zarośla. Prędko powrócił, kompletnie zdezorientowany.
– Nie mam pojęcia, co to za potwór, ale on tam ciągle jest. Jordi, pójdziesz ze mną, żeby go zobaczyć? Tylko musisz być ostrożny!
– Nikt tak nie potrafi wtopić się w otoczenie jak Jordi – powiedziała Unni.
– Czy to był ten troll? – dopytywał się Morten. Miguel odwrócił się w wejściu do jaskini.
– Chyba rzeczywiście można tak powiedzieć.
– Ratunku! – westchnął Morten.
Reakcja Jordiego była podobna, kiedy wyjrzał spoza gałęzi, prześlizgnąwszy się na brzuchu przez zarośla.
– Ach, nie! – mruknął bliski rozpaczy.
Potworna istota siedziała oparta o kamień przed grotą, pogrążona w półśnie, bo ciężka, wstrętna głowa opadła jej na piersi. Potwór ubrany był w szczeciniastą, na pół zjedzoną przez robactwo skórę i chociaż Jordi nie miał pojęcia, czym mógł się odżywiać ten stwór, to był on równie ciężki i gruby jak ostatnio.
Zachowując wszelką ostrożność, wycofali się i powrócili do groty. Czekały tu na nich pytające spojrzenia.
– Wamba – oznajmił krótko Jordi.
– Ale czy ty mu nie odrąbałeś głowy? – zdziwiła się Juana.
– Wcielił się w Leona. Przejął jego ciało. Po Leonie nie zostało już ani śladu.
– Jak długo on tam zamierza siedzieć? – spytał Morten.
– Może siedzieć do sądnego dnia. Ja nie mam zamiaru wychodzić i znów z nim walczyć. Nigdy w życiu!
To akurat wszyscy rozumieli doskonale.
– Czy nie dałoby rady przekraść się jakoś bokiem i go wyminąć? – spytała Sissi.
– Nie ma na to szans. Siedzi za blisko. Unni w geście bezradności rozłożyła ręce.
– No to jak, na miłość boską, mamy wyjść stąd i iść dalej w prawo?
– A ty skąd wiesz, że mamy iść w prawo? – zdziwił się Antonio.
– Przecież Urraca tak powiedziała.
– Urraca? Rozmawiałaś z Urracą?
– Ojej, nie, rzeczywiście, to był tylko sen. Zapomnijcie o tym.
Jordi jednak zdecydowanie chwycił Unni za kołnierzyk kurtki.
– Co powiedziała Urraca? To ważne. Chyba rozumiesz.
– No tak – odparła Unni onieśmielona. – Pojawiła się dlatego, że we śnie trzymałam w ręku gryfa Asturii. A prawdę mówiąc, to nie zrozumiałam, co ona mówiła, bo posługiwała się jakimś nieznanym mi językiem.
– Starohiszpańskim. Poza tym Urraca pochodziła właśnie stąd, z północy Hiszpanii, a tu jest wiele różnych języków i dialektów. Może przypomnisz sobie jakieś słowa?
– Wiem, że coś mi pokazywała. Na prawo. Wyciągnęła rękę i pokazała, przez cały czas intensywnie się we mnie wpatrując.
Jordi puścił jej kołnierzyk Chyba sam nie zauważył, jak mocno go ściskał.
– Czy w tym śnie znajdowałyście się gdzieś poza grotą?
Unni zmieszała się.
– Tego… nie… wiem.
Zaraz jednak oprzytomniała.
– Nie, byłyśmy tu, w środku. Widziałam skalne ściany.
– A słowa, Unni, jak one brzmiały? Dziewczyna pokręciła głową.
– Nie pamiętam. Coś jak „lota”, „kalfatar”. Ale nie, to chyba nie to.
– Gdzie ona stała? Pokaż dokładnie.
Unni czuła się nieszczęśliwa. Wszyscy się na nią patrzyli, oczekując inteligentnej odpowiedzi dotyczącej snu! Zamknęła oczy i spróbowała się skupić.
– Widziałam wejście do groty. Tak, tak właśnie było. Kątem lewego oka. A Urraca stała dokładnie naprzeciwko mnie.
– To znaczy, że wskazywała na wyjście z groty?
– Och, nie, wcale nie! Zaczekajcie! Może mogłabym to jakoś odtworzyć.
Unni zaczęła chodzić w kółko po wielkiej jaskini. W końcu stanęła mniej więcej pośrodku.
– Stałam tutaj. Sissi, czy mogłabyś być Urracą? Jesteś wprawdzie bardzo jasną blondynką, ale… O tak, właśnie tak! Odsuń się kawałek! A teraz wyciągnij prawą rękę, bardziej do tyłu. Teraz!
Jordi natychmiast wychwycił kierunek.
– Ona nie wskazywała na wyjście z jaskini. Ale to może oznaczać jakieś miejsce głębiej w dolinie.
Juana wyraźnie się nad czymś zastanawiała.
– Unni, czy słowo „lota” może mieć jakiś związek z kamienną płytą? Losa?
– Możliwe, we śnie przecież tak marnie słychać. I było jeszcze „kalfatar”.
– Czy to mogło być apartar? „Odsuwać w bok”? Unni zastanowiła się.
– Bardzo możliwe.
Jordi już obmacywał ściany. Przyłączył się do niego Miguel.
– Spójrz tutaj! – powiedział nagle. – Tuż nad podłogą. Tam jest jakaś szczelina. A pod nią jakieś drobne kamienie.
Jordi obmacał brzegi.
– Część ściany to płyta i być może da się ją przesunąć po tych kamieniach, jeśli… Chodźcie, chłopcy!
Sissi najwyraźniej sama się do nich zaliczała. Unni nie chciała się zanadto wysilać z uwagi na dziecko, za to Juana dość niezdarnie stanęła przy Miguelu. Stwierdziła jednak, że tylko przeszkadza, i w końcu się poddała.
Gdy wreszcie udało im się ustalić, w którą stronę należy pchać płytę, rozległ się zgrzytliwy głuchy odgłos, a przed nimi z wolna otworzył się korytarz. Dostatecznie wysoki, by do środka dało się wprowadzić konie.
– Juano, jesteś genialna!
– Wiem, wiem – roześmiała się. – Ale moim zdaniem wszyscy mamy w tym swój udział.
– Oczywiście – przytaknęła jej Unni. – A najmilsze ze wszystkiego jest to, że nie musimy wychodzić do trolla!
15
Stali w oślepiającej ciemności.
Zrobili, co mogli, żeby popchnąć kamienną płytę z powrotem na miejsce, by uniknąć prześladowców, lecz od środka nie było to łatwe, więc mieli pewne obawy, czy im się to udało.
Teraz trzeba było zapalić kilka latarek naraz. Ich światło rozjaśniło zdumiewający naturalny korytarz, wyżłobiony przez wodę w wapiennej skale przed milionami lat. Nigdzie nie dostrzegli nic, co mogłoby stanowić przeszkodę dla koni, najwyraźniej przez cały czas można było iść w pozycji wyprostowanej, przynajmniej tak daleko, jak teraz widzieli.