– Unni – rzekł Antonio z powagą. – Jak to właściwie było z tymi twoimi wizjami, gdy towarzyszyłaś rycerzom i Urrace w ich dramatycznej podróży, kiedy wieźli swych najdroższych do ukrytej wioski? Nie wspominałaś wtedy o żadnych korytarzach w skale, a przecież tutaj musieliśmy pokonać wiele, i to długich!
– „Drogą rycerzy nie można podążać” – przypomniał Jordi, który zawsze i wszędzie gotów był bronić Unni. – Być może oni jechali inną drogą niż ci, którzy wieźli skarb.
Unni usiłowała przypomnieć sobie tamte koszmarne wizje.
– Nie, wtedy chodziło o długą podróż rycerzy z miasta Leon. To tamtą drogą nie można podążać. Nie, nie pamiętam żadnych korytarzy w skale. Przypomina mi się jedynie, że księżyc od czasu do czasu znikał, wtedy robiło się ciemno, a odgłos kopyt uderzających o podłoże brzmiał jakoś głucho. Nie wiązałam tego z żadnymi grotami, ale tak musiało być, zwłaszcza pod koniec.
– Aha. W każdym razie znów jesteśmy w grocie. Miejmy nadzieję, że nie jest to jedna z tych wypełnionych wodą jaskiń, na których punkcie szaleją spragnieni przygód grotołazi.
– Nie, nie, my nie mamy czasu na żadne szaleństwa. Nie przypuszczam jednak, żeby zmuszali konie do brnięcia przez wodę.
– Cóż, nie pozostaje nam nic innego, jak iść dalej i przekonać się, dokąd prowadzi ten korytarz. Wygląda przynajmniej na to, że wiedzie w górę.
Ruszyli. W miarę upływu czasu marsz pod górę stał się bardzo męczący i tu, w tym zamkniętym skalnym korytarzu, zaczęło brakować im tchu. Kiedy więc Juana oznajmiła: „Kamień wpadł mi do buta”, Jordi zaproponował chwilę odpoczynku. Usiedli pod ścianą, a Jordi rozdzielił po kawałku chleba. Spożywanie samych owoców przynajmniej dla niektórych stało się zbyt jednostajne.
– Miejmy nadzieję, że woda płynęła tędy dawno temu – powiedział Morten. – Pomyślcie tylko, co by było, gdyby teraz nastąpił potop?
– Rzeczywiście – roześmiał się Antonio. – Gdyby nadciągnęła wielka woda, porwałaby nas i zaniosła z powrotem do tej kamiennej płyty.
– Rozwaliłaby ją i cisnęła do jaskini – dokończyła Unni. – A tak w ogóle to zgaście latarki. Jeść możemy przecież po ciemku.
Otoczyła ich atramentowa ciemność. Unni przysunęła się do Jordiego. Nigdy przecież nie wiadomo, jakie zbłąkane dusze mogą się pojawić w tych dotkniętych nieszczęściem korytarzach.
– A propos prawdziwego potopu – odezwała się Sissi. – Podobno w związku z nim dokonano nowych, bardzo interesujących odkryć. Ale o tym możemy porozmawiać kiedy indziej.
– Nie, nie – powiedział Jordi. – Od całych tygodni i miesięcy koncentrujemy się na tej jednej jedynej sprawie. Przyda nam się krótka chwila wytchnienia, niech nasze mózgi choć na trochę zajmą się czymś innym. Opowiadaj, Sissi!
– Wiecie chyba, że w różnych religiach istnieje mit o wielkim potopie, który zalał całą ziemię, to znaczy tę część ziemi, która znana była danemu ludowi. W Biblii jest mowa o Noem i jego arce, w babilońskim eposie o Gilgameszu występuje Utnapisztim, odpowiednik Noego, tyle że w imieniu ma więcej liter i pojawia się już na tysiące lat przed Chrystusem. W mitologiach i religiach innych ludów są podobne opowieści. W każdym razie naukowcom udało się znaleźć ostatnio coś bardzo interesującego. Basen Morza Śródziemnego był kiedyś zupełnie suchy, to jeszcze dawniejsze dzieje. W końcu jednak Atlantyk przedarł się przez Gibraltar, który oczywiście był wtedy połączony z Afryką. Powstał największy w historii świata wodospad, o wiele, wiele wyższy i szerszy niż Niagara. Woda płynęła nim przez około pięciu tysięcy lat, aż w końcu utworzyło się Morze Śródziemne. Morze Czarne było w tamtych czasach zaledwie małym jeziorkiem wielkości zwyczajnego stawu, w końcu jednak Morze Śródziemne przelało się z kolei przez Bosfor i w przerażająco krótkim czasie zalany został cały olbrzymi obszar, będący dzisiaj Morzem Czarnym.
– Jak im się to udało stwierdzić? – spytał Jordi, gdy Sissi zakończyła swoją opowieść i na chwilę zapanowało milczenie. Było to jednak przyjemne milczenie. Dawało się w nim wychwycić więzy, które ich łączyły. Stanowiło chwilę wytchnienia po wszystkich ciężkich próbach, przez które musieli przejść wspólnie. Sissi odpowiedziała:
– Do odkrycia przyczyniła się nowoczesna technika, sondy głębinowe. Słynny kapitan Ballard, ten, któremu wśród innych licznych dokonań udało się zlokalizować „Titanica”, brał udział w tych poszukiwaniach. Stwierdzono, że na dnie Morza Śródziemnego leży kilometrowej grubości warstwa soli i dlatego woda w nim jest taka słona. A potem spuszczono się do Morza Czarnego w okolicach jego południowych wybrzeży na głębokość czterystu metrów.
– Jak tam zeszli? – spytała Juana.
– Najpierw zastosowali magnetograf czy sonar magnetyczny, nie pamiętam, jak to się nazywa, potem echosondę. Następnie posłali na dół miniaturowe łodzie podwodne z kamerami wideo. Na dnie tego morza wewnątrz lądu znaleziono ślady osadnictwa wzdłuż całego wybrzeża i sięgające daleko w głąb morza. Nie zbadano jeszcze całego Morza Czarnego, ono jest przecież wielkie. Ma taką powierzchnię jak prawie cała Finlandia. I właśnie to przelanie się Morza Śródziemnego przez Bosfor, w wyniku czego powstało Morze Czarne, było biblijnym potopem. Nikt nie zdążył przed nim uciec.
– Prawdziwa kara za grzechy – stwierdził Morten.
– Tak. Zginął cały lud, zalane zostały bardzo żyzne ziemie. Zresztą góra Ararat leży całkiem niedaleko stamtąd. A w Biblii przecież nie jest powiedziane, skąd pochodził Noe.
– Mój ty świecie! – westchnęła Juana. – To dopiero historia!
– Skąd ty to wszystko wiesz, Sissi? – dopytywał się Miguel.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego trochę niepewnie.
– Widziałam w telewizji, w domu, na którymś z kanałów przyrodniczych. Discovery, National Geografie czy jakiś Travel. Nie pamiętam już, na którym.
W głosie Unni zabrzmiała nostalgia.
– W domu… telewizor… Jak to strasznie daleko! Zapadła cisza. Nagle poczuli, jak bardzo oddalili się od współczesności.
Unni westchnęła drżąco. Oczy jej błyszczały.
– Tak bardzo was wszystkich lubię – powiedziała nieswoim głosem. – Nigdy nie miałam lepszych przyjaciół od was.
– Tak samo jak ja – zawtórowała jej Juana. – Wydaje mi się, że to taka przyjaźń, która przetrwa całe życie.
– Z całą pewnością – syknął Antonio przez zęby. – Zwłaszcza jeśli to Tabris będzie o tym decydował.
Po chwili milczącego napięcia odezwał się Jordi.
– Na razie jednak dobrze jest nam razem. Sissi, jak to możliwe, żeby takie stare ślady osadnictwa się zachowały?
– Tak samo jak w Morzu Bałtyckim. Nie dochodzi tam tlen.
– Teraz ja muszę coś powiedzieć – oświadczył Morten. – Czytałem niedawno, że Arka Przymierza, mam na myśli nie tę menażerię Noego, tylko arkę, w której przechowywane są Mojżeszowe tablice z przykazaniami, wciąż istnieje.
– Naprawdę? – zdziwiła się Unni. – To dlaczego jeszcze jej nie pokazali?
– Bo nikt nie może się do niej zbliżyć. Arka znajduje się w Aksum, w niewielkiej wiosce w Etiopii. Wiecie, królowa Saby, która, jak się przypuszcza, pochodziła z Etiopii, przybyła w dziesiątym wieku przed Chrystusem do króla Salomona do Jerozolimy. Po powrocie do domu urodziła syna, Menelika. Pierwszego z rodu, który władał Etiopią przez trzy tysiące lat. Menelik jako nastolatek został wysłany na dwór swego ojca, króla Salomona. Ale nie ułożyło mu się tam najlepiej. W grę wchodziła zazdrość i podobne rzeczy. Odesłano go więc z powrotem do domu wraz z wielkim orszakiem kapłanów. Nie pamiętam dokładnie dlaczego, ale właśnie ci kapłani potajemnie skradli ze świątyni Salomona Arkę Przymierza.