Выбрать главу

– Mówcie pojedynczo! – przykazała surowo. Nie mogła sobie pozwolić na utratę kontroli nad nimi.

– Jesteśmy blisko celu. Wyczuwamy to. I dlatego, o piękna, nasza siła i moc się zwiększa, osiąga niemal ten sam poziom, jaki mieliśmy u siebie, w Santiago de Compostela.

– Doskonale, ale gdzie jest ten cel, do pioruna…

– Cicho, cicho, najmilsza! Jeszcze tego nie wiemy. Nie naszą sprawą jest szukanie tego miejsca, to zadanie innych!

– Ach, idźcie do diabła! – syknęła Emma.

Było to niezwykle trafne wyrażenie. Machnięciem ręki odprawiła cztery strachy na wróble i poprowadziła swoich trzech żywych kawalerów dalej przez czarodziejski las.

Zatrzymali się właśnie, żeby odpowiedzieć na pytanie, czy powinni zagłębiać się w jedyny widniejący na horyzoncie wąwóz, gdy coś się wydarzyło. Tommy wprawdzie już raz wcześniej upierał się, że zauważył coś, co mogło przypominać tylną część ciała człowieka, ukrywającego się w krzakach, rosnących nieco dalej, ale pozostali go wyśmiali, stwierdzając, że dość już mają jego wymysłów.

Teraz jednak Emma straszliwie pobladła, a jej kompani znieruchomieli, stali jak wryci.

Nieopodal z lasu obiegł głuchy, upiorny szept.

– Eeeeemmmmmmmmmmaaaaa!

– O, nie! – oświadczyła krótko, jak gdyby sądziła, że jednym słowem uda jej się odepchnąć całe to zdarzenie. Tak się jednak nie stało.

– Eeeeemmmmmmmmmmaaaaa!

– Wydaje mi się, że poznaję ten głos – powiedział Alonzo pobielały na twarzy.

– Nie poznajesz, nie możesz go poznawać! – zawołała Emma, rzucając się na niego z pięściami. – Chodźcie, uciekamy!

Było już jednak za późno. Z lasu wyłonił się niewiarygodny potwór. Krocząc ciężko, kierował się w stronę dziewczyny.

– Emmo, czekałem na ciebie – rozległ się ochrypły głos, przypominający głos jej dawnego kochanka, zaginionego Leona. – Emmo, boli mnie, strzelali do mnie!

– Rzeczywiście, słyszeliśmy strzał – przyznał Tommy, ze strachu dławiąc się słowami, i schował się za Kenny’ego.

– Alonzo, ochraniaj mnie! – wrzasnęła Emma. – A ty, Leon, uciekaj! Już cię tu nie ma! Alonzo i ja jesteśmy…

– Milcz! – wrzasnął zrozpaczony Alonzo. – Ja nie mam z tobą nic wspólnego! Zresztą jak możesz twierdzić, że ta bestia to Leon!?

– Skarb! Skarb należy do mnie – warknął przerażający potwór ochrypłym głosem. – El tesoro. Mio. Skarb. Mój. Czekałem. Czekałem tak długo. Urraca go ukryła. Oddajcie mi go!

Emma na próżno starała się uwolnić. Wamba złapał ją za długie jasne włosy i trzymał je teraz obrzydliwymi brudnymi rękami. Oczy, małe i z przekrwionymi białkami, nie chciały się od niej oderwać, ledwie widoczne spod plątaniny ohydnych włosów, w których aż kłębiło się od rozmaitych żyjątek. Tommy w końcu się poddał. Na czworakach, zmuszając się do wymiotów, usiłował pozbyć się strachu, lecz ponieważ tego dnia prawie nic nie jedli, nawet to mu się nie powiodło.

Alonzo stał, a na spodniach tworzyła mu się coraz większa ciemna plama. Kenny natomiast przynajmniej usiłował coś zrobić. Sięgnął po nóż i obciął włosy Emmy. Dziewczyna, nieprzygotowana na to, upadła na ziemię, a Wamba zamachnął się na Kenny’ego. Ruchy miał wprawdzie powolne, lecz posiadał olbrzymią siłę. Usłyszeli trzask, Kenny krzyknął z bólu. Miał rękę złamaną w barku. Zwisała mu bezwładnie, gdy osuwał się na ziemię.

Lecz gniew Leona – Wamby był tak naprawdę skierowany przeciwko Alonzowi, który ośmielił się skraść kobietę Leona.

– Uciekajmy! – histerycznie krzyknęła Emma. – Tommy, czy jesteś pewien, że ktoś znikał w tych krzakach?

Nie czekając na odpowiedź, już się tam kierowała, pozostawiając mężczyznom zajęcie się Kennym. Wamba, który nie zdołał uderzyć Alonza, spieszył za nimi, aż ziemia dudniła.

Tommy pomimo strachu zaśmiał się głośno. Miał przed sobą Emmę, która najszybciej jak tylko potrafiła pełzła przez krzaki. Myślał o tym, że Kenny z pewnością nieźle oberwie za to, że zrobił jej taką fryzurę, jeśli oczywiście ujdą z tego z życiem.

– Ratunku, ach, Boże, ratunku!

Kenny chwiał się na nogach i nie pozwalał nawet dotknąć się do ręki, ogromnie trudno więc było mu pomóc. Alonzo wreszcie się ruszył i pędem rzucił się ku krzakom, lecz nie schylił się dostatecznie nisko. Ojej, to musiało zaboleć, pomyślał Tommy. Został teraz z Kennym sam, a z tyłu już zbliżała się bestia. Tommy poczuł nieodpartą ochotę, by wpełznąć w krzaki jako pierwszy, Kenny jednak podjął decyzję za niego: położył się na brzuchu, zagradzając mu drogę, i półprzytomny usiłował się posuwać, pomagając sobie jedną tylko ręką. Tommy dostrzegł olbrzymią stopę tuż koło siebie i w panicznym lęku bezwzględnie pchnął wyjącego z bólu Kenny’ego w krzaki. Poczuł, że wstrętna łapa chwyta go za kurtkę, czym prędzej więc ją zrzucił. W końcu i on znalazł się wśród chroniących go zarośli – bez kurtki, nękany mdłościami, lecz stosunkowo bezpieczny.

Dla Wamby bowiem było zbyt ciasno w przejściu pod krzakami. Parskając jak rozwścieczony byk, zaczął wyrywać zarośla z korzeniami.

Czwórka ludzi ze współczesnych czasów z ogromnym zdumieniem stwierdziła, że znajdują się w wielkiej jaskini rozpościerającej się za krzakami.

– Do stu diabłów, to dopiero! – powiedziała Emma wolno. – A więc to tutaj oni zniknęli.

– Tommy, twierdziłeś, że wpełza tu jakaś osoba. Gdzie ona mogła się podziać?

Emma, podobnie jak inni, sądziła, że Tommy zauważył kogoś z grupy Jordiego.

Już wkrótce mieli się przekonać, że jest inaczej.

19

Siedmioro przyjaciół zauroczonych widokiem dawno zapomnianej doliny stało przy skalnych wrotach, przez które przeszli. Niejedno z nich odczuło ściskanie w gardle na myśl o ludziach, którzy kiedyś, przed wieloma stuleciami, tu mieszkali. Później dolina odeszła w niepamięć. Zatarła się w ludzkiej świadomości.

Było tak, jak powiedziała Unni. Istniało inne wyjście, prawdopodobnie prawdziwa droga prowadząca z tej maleńkiej doliny na pustkowiu do zamieszkanych traktów. Dostrzegli zawalisko, które ją zamknęło.

Zastanawiali się, jak by to mogło wyglądać z samolotu. Czy wyglądało jak odizolowana dolina, w której nigdy nie stała żadna ludzka osada, czy jak gęsta plama lasu wśród gór? Czy to możliwe, by tamto wzniesienie było kościołem, całkowicie porośniętym bluszczem? Rzeczywiście wszystko zdawał się porastać bluszcz i inne pnącza, innego rodzaju jednak niż tamte złe rośliny, królujące w sąsiedniej dolinie. To były najzwyklejsze rośliny.

I jeżeli nawet w wysokim, pokrytym gęstym listowiem wzniesieniu pośrodku doliny naprawdę krył się kościół, to nie istniały żadne ślady innych domostw. A jeśli kiedyś wiodła droga lub ścieżka ku dolinie z miejsca, w którym teraz stali, przy wyjściu z tunelu skalnego, to w tej chwili była całkowicie zarośnięta. Zdawali sobie sprawę, że sami będą musieli ją wytyczyć, jeśli postanowią zejść w dolinę.

A to właśnie musieli zrobić.

Wahali się jednak. Wahali się, ponieważ wśród nich znajdował się ten, który pokazał, że ma również drugą stronę.

Miguel.

Bali się jego świecących na zielono oczu. Bali się wyrazu jego twarzy, zdradzającego coś, czego dotychczas w niej nie było… Jak to nazwać? Pełną wyczekiwania żądzą niszczenia?

To doprawdy straszne odkrycie.

Sissi, zrób, co w twojej mocy. To Unni próbowała przesłać dziewczynie myślą ten nakaz. Zrób coś, żeby miał do ciebie jeszcze większą słabość. Mnie on także w pewnym sensie lubi, i ja też będę się bardzo starać. Juana natomiast może go niepotrzebnie zirytować, niech się lepiej trzyma Mortena.