Juana najwyraźniej się z nią zgadzała, bo przykleiła się do Mortena jak znaczek, a chłopakowi bardzo się to spodobało. Czyżby zrozumiała taktykę? Unni raczej w to wątpiła, o kobiecych intrygach ta zajmująca się pracą naukową dziewczyna wiedziała naprawdę bardzo niewiele.
Sissi jednak sprawiała wrażenie osoby rozumiejącej powagę sytuacji. Najwyraźniej zdawała sobie sprawę, że balansują teraz na krawędzi przepaści, a w związku z tym dozwolone są wszelkie środki.
Unni postanowiła rozładować napiętą atmosferę.
– Czy my musimy ciągnąć ze sobą cały ten sprzęt? – spytała beztrosko. – Nie możemy tego gdzieś tu po prostu rzucić?
Antonio zastanowił się.
– Rzeczywiście, mamy ciężki bagaż. Spakujcie to, co absolutnie konieczne, upchnijcie po kieszeniach albo w lekkich plecakach. Zabierzcie latarki, noże i lekarstwa… I oczywiście wszystko to, co ma jakikolwiek związek z zagadką. Na przykład notatki. Same, waszym zdaniem, najpotrzebniejsze rzeczy. Czy wszyscy mają gryfy? Świetnie! Wobec tego całą resztę, owoce i pozostałe jedzenie, zostawiamy, łącznie ze zbędnym ubraniem, zapasowymi butami i kocami. Czy komuś nie podoba się ten pomysł?
Wprost przeciwnie, wszyscy z ulgą przyjęli możliwość pozbycia się ciężaru.
No bo przecież będą wracać. Zresztą zawsze mogą tu przyjść i zabrać to, co nagle okaże się niezbędne.
Unni zauważyła, że Sissi jak wiele razy wcześniej doskonale współdziała z Miguelem. Pomagali sobie nawzajem w sortowaniu i oddzielaniu rzeczy istotnych od nieistotnych, rozmawiając przy tym i śmiejąc się. Jeśli nawet Sissi zauważyła zmianę, jaka zaszła w Miguelu, to najwyraźniej ani trochę się nią nie przejęła.
Tak, tak, Sissi doskonale rozumiała swoją rolę.
Podobnie zresztą jak Juana. Została pocieszycielką Mortena, a jej poświęcenie, nawet jeśli rzeczywiście było prawdziwym poświęceniem, zostało dobrze przyjęte.
– Czy wszyscy są gotowi? – spytał Jordi, który wcześniej zajmował się bagażem Unni. – Kto pójdzie pierwszy i wskaże drogę?
– Ja pójdę – zapalił się Morten. – Ostatnio bardzo rzadko do czegoś się przydawałem.
Unni miała wrażenie, że chłopak chce się przed kimś popisać. I rzeczywiście, Juana spoglądała na niego z wielkim podziwem.
– Dobrze, możesz być pionierem – zgodził się Jordi. Unni schodziła w dół pomiędzy braćmi Vargasami.
– A więc to tutaj mamy rozwiązać zagadkę rycerzy, przez co uwolnimy i ich, i siebie od przekleństwa. Tyle tylko, że nie pojmuję., w jaki sposób mamy to zrobić. Antonio odwrócił się i rozejrzał na wszystkie strony.
– Rzeczywiście, trudno to zrozumieć, ale gotów jestem duszę dać za to, że jesteśmy we właściwym miejscu.
– Tutaj uważaj na swoją duszę – ostrzegła Unni. – Ale zgadzam się z tobą. Rzeczywiście właśnie tę dolinę widziałam. Dotarliśmy do celu. Tylko że ona wygląda tak zwyczajnie. Jedynie tam, na górze, poczułam, że ma jednak niezwykłą atmosferę. Daje się w niej jakby wyczuć tchnienie duchów zmarłych. A teraz po prostu wędrujemy przez całkiem zwyczajny las.
Zadarła głowę i zawołała do kruka, który nagle zaniósł się ochrypłym krzykiem wśród chmur:
– Przestań wykrzykiwać te swoje złowróżbne proroctwa! – A zaraz potem powiedziała: – O czym to ja mówiłam? Aha, że właśnie teraz mamy udowodnić swoją inteligencję. – Odetchnęła głęboko. – Czuję się wprost przytłoczona tak wielką odpowiedzialnością.
– To prawda – przyznał Jordi, naginając jakieś młode drzewko, żeby Unni mogła przejść. – Właściwie to dziwne, że tak wysoko w górach jest taka bogata roślinność.
– Nie jesteśmy już wcale tak wysoko – stwierdził Antonio. – A dolina jest osłonięta. Na pewno kiedyś panowały tu dobre warunki do życia, było dużo pastwisk, ale teraz oczywiście wszystko zarosło.
– To prawda, w mojej wizji las nie rósł aż tak gęsto – przyznała Unni. – Lecz dolina była opuszczona. Po domach, o ile zdołałam się zorientować, zostały jedynie resztki, fundamenty. Ale jak to możliwe, żebyśmy byli nisko? Nie pojmuję. Przecież ten ostatni tunel wyraźnie się wznosił.
– Owszem, ale teraz gwałtownie spuszczamy się w dół. Zastanów się też, jak było wcześniej. Bezustannie wspinaliśmy się na wzgórza i schodziliśmy w doliny. Lecz gdybyśmy wszystko podsumowali, okazałoby się, że jednak powoli przemieszczamy się coraz niżej.
– Może i tak. Uf, straszna tu gęstwina! W takich zaroślach łatwo stracić orientację. Przyznam się, że ja już nie wiem, gdzie jesteśmy.
– Miejmy nadzieję, że Morten wie – mruknął Jordi. – Bo jeszcze wyprowadzi nas na bezdroża.
– Znając jego zdolność do popełniania głupstw, możemy liczyć na najgorsze – powiedział Antonio z ponurą miną.
Miguel i Sissi zawrócili nagle i przyłączyli się do nich.
– Gdzie Morten? – spytał zaraz Jordi.
– Nie mam pojęcia – odparła Sissi. – Pognał przodem razem z Juana, ale my musieliśmy zawrócić, bo coś się stało.
W mrocznym lesie na Miguela ledwie dało się patrzeć. Niewiele człowieczeństwa pozostało w jarzących się oczach i ściągniętej twarzy.
– Zarena mnie wzywa – oświadczył, a wtedy okazało się, że jego głos również nabrał owego głuchego podźwięku, jaki zapamiętali z chwili, gdy był Tabrisem. – Za nic w świecie nie chcę jej tu ściągać. Co robimy?
– Nie możemy prosić o radę Urraki – stwierdziła Unni krótko – bo wtedy ty ją pochwycisz. A rycerze nie mogą nam już więcej pomagać.
Gorączkowo usiłowali znaleźć jakieś rozwiązanie. Pomysł! Skąd wziąć jakiś dobry pomysł?
20
Zarena, żeński demon, nareszcie była już po wszystkich „reperacjach”. Niestety nie odzyskała poprzedniej mocy, gdyż w Ciemności, w klinice zmaltretowanych, zniszczonych demonów musieli, przytrzymując za nogi i głowę, rozciągać ją jak harmonię, a potem łączyć ze sobą właściwe kawałki kości, co, niestety, nie bardzo się udało.
Twarz jednak i inne istotne części zostały jako tako naprawione.
Zarena nie posiadała się ze złości na Tabrisa, który winien był jej upokorzenia, a poza tym udaremnił możliwość przybycia do Mistrza jako pierwszej z informacją, czego tak naprawdę szukają ci przemądrzali ludzie. Bardzo potrzebna jej była teraz noc spędzona z Mistrzem, a potrzebę tę odczuwała już od dawna. Podczas jej nieobecności i choroby zaspokajał na pewno jej nędzne rywalki, chociaż w porównaniu z nią nie były nic warte. Może powinna złożyć mu wizytę, skusić go swoimi wdziękami? Najwyższy na to czas, zbyt długo już czeka.
Mistrz jednak zajęty był innymi sprawami, przyjął ją, siedząc przy przesadnie wielkim biurku. Nigdy nic przy nim nie pisał, widział jednak, jak to wygląda w świecie ludzi i postanowił ich naśladować.
W pokoju czuć było żądzę. Kobiecą. Zarena wykrzywiła się ze wstrętem. Ogromnie jej to było nie w smak.
– Tabris odzyskuje swą demonią postać – oznajmił jej Mistrz podniecony. – Wyczuwam znów jego istnienie. Wkrótce dotrze do celu. Już niedługo Urraca będzie moja!
– Pluj na Urracę! – odparła Zarena wulgarnie. – Nie widzisz, że znów jestem piękna? Nie chcesz, żebym dała ci taką noc, bez jakiej dawno już musiałeś się obchodzić?
Mistrz jednak całkiem niedawno zaspokoił swoje żądze z innymi demonami i warknął niezadowolony, gdy Zarena w całej swej okazałości, naga, odsunęła jego krzesło od biurka i stanęła przed nim na szeroko rozstawionych nogach.
– Wracaj na ziemię i pilnuj Tabrisa! – nakazał jej Mistrz z kwaśną miną. – Twierdziłaś przecież, że nie wolno mu ufać. Mówiłaś, że zaprzyjaźnia się z tymi ludźmi. Nie wolno ci do tego dopuścić. A jeśli to ty wrócisz do domu z Urracą, to awansuję cię na swoją… – zastanowił się i po namyśle zmienił zdanie: – Po prostu cię awansuję.