Выбрать главу

Unni również swego czasu eksperymentowała ze swoim wyglądem. Od urodzenia brunetka tleniła czarne jak noc włosy na złoty blond. W końcu jednak ten kolor jej się znudził i ostatnio znów była sobą, miała włosy czarne jak Indianka. W kwestii kolorów kobiecych fryzur Morten wykazywał nieoczekiwanie duży liberalizm i uważał, że dokładnie tak, jak mężczyźnie raz w życiu wolno spróbować, jak wygląda z brodą, tak i kobietom wolno się trochę zabawić.

Uf, kiedy wreszcie dojdą na górę! Czuł się niewiarygodnie zmęczony. Nigdy nie uda mu się dotrzeć do celu.

Po pewnym czasie strumień po prostu zniknął. Wyglądało na to, że wypływa z usypiska głazów. Teraz musieli już przedzierać się przez gęstwinę zarośli wzrostu człowieka, splątanych jak pradawna puszcza, a składających się głównie z brunatnych zwiędłych paproci, pokrzyw i długich ciernistych pnączy, których nie umieli nazwać. Tu i ówdzie z tej gęstwiny wyrastały drzewa.

Wszyscy wędrowali zatopieni we własnych czarnych myślach, co ani trochę nie ułatwiało mozolnej wspinaczki.

– To chyba droga do samego piekła – stwierdził Morten.

Nie wiedział, jak mało się myli.

2

Mortenowi ciążyły wyrzuty sumienia. Nieznośne bóle w krzyżu, biodrach i udach stłumiła nieco tabletka, lecz jego męska godność ogromnie cierpiała, ponieważ czuł się jak zbędny balast. Tym jednak przejmował się najmniej. O wiele dotkliwsza była świadomość, że chociaż naprawdę chciał w czymś pomóc i do czegoś się przydać, to działo się wprost przeciwnie. Z początku Sissi torowała mu drogę i podtrzymywała go w marszu, lecz Antonio prędko zorientował się, że taka sytuacja jest udręką dla obojga. Jednemu z powodu poczucia bezwartościowości, drugiemu przez nieludzki wysiłek i świadomość, że oto role płci się odwróciły. Antonio czym prędzej więc nakazał Sissi pomóc trochę Unni, sam zaś wziął na swoje barki „ciężar” Mortena. Tak przynajmniej odczuł to Morten.

Wielokrotnie żałował, że nie powrócił wraz z Gudrun i Pedrem do cywilizacji, bo gdy coś boli, znika żądza przygód. A ta wyprawa zmieniła się w istny koszmar, tak straszny, że Morten był bliski płaczu. Poza tym gdyby wtedy zawrócił, to mógłby uniknąć śmierci z rąk straszliwego demona…

W tym momencie jednak wziął się w garść. Dlaczego ani trochę nie pomyśli o swoich towarzyszach? Czyżby chciał, żeby oni zginęli, a sam miałby się wykręcić? O nie, doprawdy, posunął się zbyt daleko!

Nieuważnie stąpnął w dziurę między kamieniami, stracił równowagę i poleciał w przód. Antonio w ostatnim momencie uratował go przed upadkiem. Morten poczuł się o wiele bardziej żałośnie upokorzony niż kiedykolwiek.

Tymczasem Antonio wcale o nim nie myślał. Jego również dręczyły wyrzuty sumienia i poczucie, że sprawia komuś zawód. Chodziło mu o Veslę. Cóż on, na miłość boską, robi w tym niemożliwym do przebycia wąwozie, tak daleko od wszelkiej cywilizacji, i to w czasie, gdy osoba, którą kochał najmocniej na świecie, tak bardzo go teraz potrzebuje? Próbował do niej dzwonić, lecz wąwóz coraz bardziej się zwężał, a skalne ściany wznosiły się wyżej i wyżej, nie docierały tu więc już żadne sygnały.

Ogromnie pragnął usłyszeć teraz jej głos. Dowiedzieć się, że wszystko jest w porządku, opowiedzieć o swojej tęsknocie, o swym lęku o nią i o miłości, która nigdy nie przygaśnie.

Sissi rozmyślała o własnym życiu. Pierwsze spotkanie z Mortenem wywróciło jej świat do góry nogami. Wszystko się zmieniło. Pojawiła się informacja, że umrze w wieku dwudziestu pięciu lat. Możliwość uniknięcia strasznego losu, gdyby udało im się rozwiązać zagadkę. Podziw dla Mortena. Podniecenie przygodą, jakie odczuwała przez samo tylko dołączenie do tej grupy.

Teraz przestało już być tak fantastycznie.

Starając się odegnać strach, Sissi zapamiętale pokonywała niezliczone przeszkody, które pojawiały się na drodze. Rozrywała i rozgarniała rośliny, ogarnięta wściekłą złością, odrzucała na bok kamienie.

Swoją siłą i wytrzymałością przerażała nieco Mortena, lecz akurat w tej chwili mało ją to obchodziło. Jej myśli zajmował ktoś inny. Cóż, niewiele lepszy wybór…

Unni i Jordi, nie zdając sobie z tego sprawy, myśleli o tym samym: Jordi musi przeżyć. To było dla nich najważniejsze.

Jordi pragnął doczekać narodzin swego dziecka, żyć razem z Unni, tworzyć z nią rodziną jeszcze przez wiele, wiele lat. Nie może spocząć w grobie gdzieś tu, w tej położonej na odludziu dolinie, którą nikt nigdy nie chodzi.

Którą nikt nie chodzi?

Jak dawno temu wypowiadał te słowa!

A teraz tu był. Przepowiednia zaś mówiła, że nigdy stąd nie wyjdzie.

Czuł, jak chłód strachu rozprzestrzenia mu się po rękach, dociera aż do koniuszków palców.

Unni miała w głowie tylko jedną myśclass="underline" Jordi nie może umrzeć. Nie może umrzeć. Jeśli tak się stanie, zostanę tu razem z nim.

Ale… Czy wolno mi tak postąpić? Czy to kruche życie, które po nim pozostanie, nie ma prawa ujrzeć światła dnia? Przecież to dziedzic Jordiego!

Nie, jemu nie wolno umrzeć! To się nie może stać, nie może!

O groźbie Miguela nie myślało żadne z nich. Brakło na nią miejsca wśród lęku o to, że Jordi miałby zostać tu na zawsze.

Już od momentu, gdy Miguel oświadczył, że wszyscy będą musieli zginąć, Juana popadła w milczenie. Nie była w stanie rozmawiać, szła teraz, trzymając się z tyłu, pozwalając, żeby inni torowali drogę i uprzątali przeszkody.

W głowie miała mętlik.

On jest teraz Miguelem, człowiekiem. I tak będzie, dopóki nie dotrzemy do celu. Ach, gdyby tylko teraz zwrócił na mnie uwagę! Gdyby zainteresował się mną, dopóki jeszcze jest Miguelem! Mam teraz szansę. Ale nie zaliczam się do kobiet narzucających się mężczyznom. On już i tak wie, że mam do niego słabość. Wie o tym doskonale. Tak, mam do niego taką słabość, że zaakceptowałam jego demonią postać. Budził przerażenie, lecz jednocześnie był bardzo pociągający. Mój romans z Tabrisem jest najzupełniej niemożliwy i wcale go zresztą nie pragnę, ale on przecież jeszcze przez jakiś czas będzie Miguelem.

Najświętsza Panno Maryjo, niechże on teraz zwróci na mnie uwagę! Później, gdy znów stanie się Tabrisem, wszystko się skończy. Pod każdym względem.

A jeśli nie zmieni się w Tabrisa? Może bym jakoś zdołała temu zapobiec? Doprowadzić do tego, że nie odnajdziemy celu? I gdyby on pozostał Miguelem, którego serce udałoby mi się być może podbić?

Cóż za wstrętne myśli! Przecież to by oznaczało, że Jordi, Unni, Sissi i Morten zmarliby przed upływem trzech łat, a rycerze, mnisi, królewskie dzieci i Urraca musieliby krążyć po wymiarach jako nieczyste dusze.

Czy naprawdę właśnie tego chcę? Czy jestem do tego stopnia egoistką, że gotowa byłabym poświęcić ich wszystkich dla odrobiny własnego szczęścia z Miguelem? O ile dobrze zrozumiałam, to on pozostałby człowiekiem przez całe ludzkie życie, a potem umarł ze starości jak my wszyscy.

Czy by mnie za to nienawidził?

Pewnie tak.

Juana podniosła oczy na zgrabną postać idącego przed nią Miguela.

Ale przecież ja go tak bezgranicznie kocham! To wielka miłość mojego życia. Nie sądziłam, że będzie mi kiedykolwiek dane poczuć, co to znaczy kochać kogoś. Teraz już wiem i sprawia mi to niewypowiedziany ból. Cudowny, niesamowity, dławiący ból!

Przedmiot jej uwielbienia czul się bezsilny. Rozpaczliwie, gorzko bezsilny.

Stracił wszystko. Wcześniej, będąc Miguelem, mógł wykorzystywać przynajmniej część nadprzyrodzonych talentów Tabrisa, mógł stawać się niewidzialny, szybko i skutecznie atakować ofiarę, korzystać z czarodziejskiej mocy, widzieć więcej niż inni. Teraz nie mógł zrobić nic, nie był w stanie wykorzystać żadnej ze swych niesamowitych umiejętności.