Выбрать главу

Pani Ødegård telefonowała jednak co wieczór i wcale nie po to, żeby dowiedzieć się, jak się czuje córka. Przez cały czas wylewała z siebie potok zarzutów, oskarżając Veslę o niewdzięczność, o to, że nie odwiedza biednej matki, skarżąc się, że nie może znaleźć żarówek, których zresztą nie umie zmienić i musi po omacku przechodzić przez korytarz, no bo przecież nie może sama wejść na stołek, gdyż to mogło być zbyt niebezpieczne, a poza tym przydałaby jej się butelka czerwonego wina do niedzielnego befsztyka, lecz nie wystarcza jej na to z emerytury…

Skargi brali na siebie Inger lub Atle, gdyż „Vesla spała lub nie czuła się zbyt dobrze albo właśnie wyszła na spacer”. Cały czas tłumaczyli natarczywej kobiecie nieobecność Vesli, próbując ją jednocześnie uspokoić. Nie zapraszali jej jednak do siebie, ponieważ raz spróbowali i wizyta zamieniła się w koszmar.

Dla Vesli cudownie było mieszkać wśród takiej troskliwości.

Rano w dniu, w którym Antonio i jego przyjaciele rozpoczęli Wędrówkę przez długi skalny korytarz w stronę doliny rycerzy, Vesla obudziła się z uczuciem, że w łóżku jest ciepło i mokro.

To za wcześnie, uświadomiła sobie z przerażeniem. Ponad miesiąc za wcześnie! Wprawdzie nie była to katastrofa, bo w obecnych czasach w szpitalu łatwo o pomoc, ale bardzo chciała donosić ciążę, tak przecież o wiele lepiej dla dziecka.

Gdy jednak zobaczyła, że leży we krwi, ogarnęła ją trwoga. Popatrzyła na zegarek. Państwo Karlsrudowie na pewno jeszcze nie wyjechali do pracy. Zaczęła wołać i Inger zaraz przybiegła.

Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Vesla w rekordowym czasie została odwieziona do szpitala, gdzie zajęli się nią lekarze i pielęgniarki, natychmiast przeprowadzając badania.

Vesla nie pozwoliła Karlsrudom dzwonić do Antonia. Wiedziała, że rozpoczęła się już końcowa faza poszukiwań i nie chciała go obarczać dodatkowymi troskami.

Inger jednak mimo wszystko próbowała dzwonić, lecz bez rezultatu, bo Antonio wędrował wtedy przez skalny korytarz. Nie odpowiadał również telefon Unni.

Inger poważnie się zaniepokoiła, lecz nie powiedziała o niczym Vesli, którą pozostawiono w szpitalu na obserwacji. Jej lekarz w pełni kontrolował sytuację, nie było więc powodów do lęku, tak przynajmniej twierdził. Personel szpitala jednak był gotów do natychmiastowej interwencji, gdyby zaszła nieoczekiwana zmiana w niewłaściwym kierunku. Teraz pozostawało tylko czekanie.

Tak właśnie wyglądała sytuacja, gdy Inger nareszcie nawiązała kontakt z Antoniem.

Prędko się przekonała, że być może postąpiła źle. Antonia słowa lekarza wcale nie uspokoiły.

Tymczasem pobyt w szpitalu miał dla Vesli całkiem nieoczekiwane konsekwencje…

Prędko stwierdzono, że cierpi na wyraźną anemię i właściwie dobrze by było przeprowadzić transfuzję.

Okazało się jednak, że Vesla ma dość rzadko spotykaną grupę krwi i szpital ma jej zbyt mało w zapasie. Spytano ją natychmiast o bliskich krewnych.

Vesla miała tylko matkę. Pani Ødegård była jednak najprawdopodobniej właściwą osobą, Vesla bowiem znała grupę krwi swego ojca, bo przecież pielęgnowała go przez tyle lat.

Powiedziała jednak lekarzowi, że matka raczej nie zgodzi się na transfuzję.

Doktor był upartym człowiekiem i mimo wszystko zadzwonił. I zaraz usłyszał płomienną tyradę z ust pani Ødegård.

O nie, w żadnym wypadku, ona nikomu nie odda swojej krwi. Sama potrzebuje jej o wiele bardziej, jest przecież słaba, chora i delikatna, a poza wszystkim ma krew zupełnie innej grupy niż Vesla, A plus, tak jak jej mąż.

– To niemożliwe – wyjaśnił lekarz. – Chyba że ojcem Vesli był tak naprawdę inny mężczyzna.

– Zarzuca mi pan niewierność? O, doprawdy, posuwa się pan za daleko…

I z ust pani Ødegård popłynęła cała historia. Kobieta nie życzyła sobie żadnych tego typu oskarżeń i przestała zważać na słowa.

Z całej jej długiej przemowy dotyczącej głównie nieludzkich cierpień, jakie musiała znosić – a których w rzeczywistości trudno było się doszukać – lekarz wyciągnął jedną istotną informację: Otóż pani ta poślubiła Ødegårda, wdowca z maleńką córeczką, niemowlęciem, ponieważ miał on bogatego brata, który wciąż żył, a Ødegård miał odziedziczyć po nim wszystko, było to napisane czarne na białym. Ojciec Vesli zmarł jednak, nie zdążywszy odziedziczyć czegokolwiek. Jego choroba i śmierć były bardzo trudne, lecz Vesla została jedyną spadkobierczynią, a pani Ødegård zostanie spadkobierczynią po Vesli, prawda? Jeśli córka umrze pierwsza. No, tak, bo gdyby nie ten spadek, nigdy nie poślubiłaby Ødegårda, wdowca z maleńkim dzieckiem. Jeśli nic nie odziedziczy, cała jej ofiara pójdzie na próżno!

Lekarz nie bardzo mógł pojąć, jaki związek z transfuzją ma cała ta opowieść. Udało mu się jednak zakończyć rozmowę z panią Ødegård, gdy musiała na moment umilknąć, żeby zaczerpnąć oddechu. W myślach podjął decyzję, że tej kobiecie należy jak najprędzej zapewnić pomoc psychiatryczną, gdyż tak będzie najlepiej dla wszystkich.

Krew udało się sprowadzić z innego szpitala. Tymczasem lekarz jednak, człowiek o gorącym sercu, opowiedział Vesli o wszystkim, a ona rzuciła mu się na szyję, płacząc z radości, że nie jest jednak rodzoną córką upiornego babska, z którym męczyła się przez całe życie.

Lekarz uściskał ją ze słowami: „Uratujemy dziecko i ciebie, o nic nie musisz się bać. Ale zatrzymamy cię tu aż do porodu. W ostatnich miesiącach i tak miałaś już za dużo kłopotów”.

Vesla usiłowała dodzwonić się do Antonia, ale połączenie okazało się niemożliwe.

Tego samego dnia później po południu poczuła się źle i tym razem sytuacja stała się naprawdę poważna. Tak prędki rozwój wypadków zaskoczył nieco personel szpitalny, przez pewien czas zastanawiano się nawet nad cięciem cesarskim, postanowiono jednak zwlekać jak najdłużej.

W końcu wszystko rozwiązało się samo.

Wieczorem przyszło na świat dziecko Vesli i Antonia. Śliczny chłopczyk o czarnych włosach, takich jak miał jego ojciec. Pomimo licznych prób nie udało się nawiązać kontaktu z Antoniem. Wielka szkoda, bo Vesla bardzo chciała powiadomić go o narodzinach syna. Inger Karlsrud uspokajała ją jednak, że Antonio wraz z całą grupą znajduje się teraz w dolinie otoczonej wysokimi górami. Rozmawiała przecież z nimi wcześniej tego dnia, a rozmowie towarzyszyły nieustanne zakłócenia. Vesla nie musiała więc się martwić, że Antoniowi przydarzyło się coś złego, po prostu znajdował się na obszarze, „na którym nie ma zasięgu”, jak informował głos automatycznej sekretarki.

Chłopczyka natychmiast umieszczono w inkubatorze, lekarz jednak twierdził, że to silny, rwący się do życia malec i że niedługo będzie go można stamtąd zabrać.

Vesla śmiała się, lecz ze łzami w oczach.

– Na wszelki wypadek… proszę mu nadać imię! Już o nim zdecydowaliśmy. Mały będzie się nazywał Jordi.

Przynajmniej jeden Jordi Vargaś zostanie na ziemi, pomyślała ze smutkiem. Antonio bowiem powiedział jej, który z braci ma nie wrócić do domu.

Nie wspominał natomiast, że Tabris i tak zamierza zabić wszystkich.

23

Morten chciał iść w jednym kierunku, Juana w drugim. Ponieważ jednak była uległą osobą, poszła za nim. Morten posuwał się przed nią miękkim krokiem, tropiąc jak Indianin, i był ogromnie dumny z tego, że wynajduje najłatwiejszą do przebycia drogę. Nie obchodziło go najwyraźniej wcale, że nigdzie nie widać żadnego kościoła. Najważniejsze, że był tropicielem.

– Nie zaczekamy na resztę? – spytała Juana.

– Jak się odłączą, to zadzwonią.

– No tak. Czy to nie ty masz „Toccatę i fugę d – moll” Bacha jako dzwonek w komórce?