– Nie, zmieniłem ją na „Dzikość serca”.
Juana nie była przekonana, że ten sygnał akurat najlepiej pasuje do Mortena. Lepsza byłaby „Dzikość głowy”. Morten ciągnął z przekonaniem:
– Zresztą na pewno pójdą po naszych śladach. Zostawiam im znaki, ułamane gałązki i strzałki narysowane czubkiem buta. Robiliśmy tak w harcerstwie.
Juana już chciała zauważyć, że nie jest to żaden harcerski bieg, ale milczała. Wiedziała, że Morten nie najlepiej czuje się teraz w grupie, uważa, że nikogo nie obchodzi, przecież nawet Unni tak mówiła. Nie chciała więc czynić mu żadnych wyrzutów.
Najbardziej potrzeba mu otuchy.
– Chyba świetnie się na tym znasz – powiedziała ciepło. – Potrafisz mnóstwo praktycznych rzeczy.
Morten zastanowił się, czy jest tak naprawdę. Nie był o tym do końca przekonany. Często wydawało mu się, że wiele potrafi dokonać i że jest obdarzony talentem praktycznym i technicznym, ale właściwie ze wszystkiego powstawał w końcu tylko bałagan. A Antonio się złościł.
Ale od słów Juany cieplej zrobiło mu się na sercu. To rzeczywiście niegłupia dziewczyna. I ładna, chociaż ciemnowłosa. Trochę bezradna i bezbronna, taka jak powinna być jego dziewczyna. Nie świetna we wszystkim tak jak… Nie, nie, nie trzeba wracać do przeszłości, tylko myśleć w przód!
Przystanął, żeby zaczekać na Juanę, i po przyjacielsku objął ją za ramiona.
– Co ty właściwie widzisz w Miguelu? – spytał. Juana też już zaczęła zastanawiać się nad tym samym.
– To oczywiste, że on jest fascynujący – przyznała – ale o wiele lepiej byłoby, gdyby był prawdziwym mężczyzną. Unni ma rację, twierdząc, że jakikolwiek romans z nim byłby z góry skazany na niepowodzenie. I to nawet jeszcze zanim by się zaczął. Utemperowałam więc swój entuzjazm. Okej, przyznaję, że pierwszy raz w życiu się zakochałam, ale moje uczucie było do tego stopnia nieodwzajemnione, że natychmiast ochłodło. Naprawdę tak się stało – zakończyła ze zdumieniem, bo teraz rzeczywiście zdała sobie z tego sprawę. W ostatnich dniach nie interesowała się tak bardzo Miguelem, a Morten to przecież bardzo sympatyczny chłopak. A że stale coś mu się nie udaje, to wyłącznie przez to, iż jest taki młody.
W tym momencie Juana jak większość innych w grupie zapomniała, że Morten ze swymi prawie skończonymi dwudziestoma pięcioma latami zalicza się do najstarszych wśród nich. Zatrzymała się nagle.
– Gdzie my właściwie jesteśmy? I gdzie jest reszta? Morten w końcu zorientował się, że chyba zabłądzili.
– Hm – mruknął, próbując udawać, że nie wywarło to na nim żadnego wrażenia. – Wygląda na to, że mamy przed sobą ten drugi wąwóz, ten, który się zawalił. Chyba nie tam należałoby szukać kościoła, prawda?
– Raczej nie – zgodziła się z nim Juana.
Czyż nie ustalili, że kościół znajduje się raczej gdzieś pośrodku doliny? Że kryje się w tym zielonym, porośniętym bluszczem wzgórzu? Jak oni, na miłość boską, zdołali zawędrować aż tutaj? Morten nie mógł oprzeć się wrażeniu, że to on ponosi winę za ten błąd.
– To znaczy, że powinniśmy iść teraz w lewo – oświadczył mężnie. – Tym razem to powinien być właściwy kierunek.
Juana nie zdążyła wyrazić swego zdania, bo nagle ktoś brutalnie wykręcił im obojgu ręce do tyłu, prędko je związał, a usta zakleił im taśmą.
Stanęła przed nimi Emma. Jej jasnoszare oczy jaśniały w poczuciu triumfu, ą zmaltretowane włosy sterczały na wszystkie strony, przyciągając uwagę utlenionymi jasnymi koniuszkami.
– Mamy więc parę zakładników, wałęsających się we dwoje. Wpadli prosto w pułapkę – powiedziała głosem słodkim jak miód, a zaraz potem lodowatym tonem dodała: – Zasłońcie im oczy, chłopcy!
Zdążyli jeszcze zobaczyć Alonza w za krótkich, jakby dziecinnych spodniach, na których w dodatku widniała z przodu plama, nie dająca się pomylić z niczym innym, Kenny’ego, trzymającego się ręką za spuchnięty lewy bark, z grymasem bólu na twarzy, i Tommy’ego bez kurtki, chociaż wiał chłodny górski wiatr.
Żałosna gromadka, nieprzygotowana do trudnych górskich przepraw.
Potem światło dnia zgasło dla Juany i Mortena, bo zasłonięto im oczy.
Zadzwoniła komórka Mortena. Emma prędko wyłuskała mu ją z kieszeni i czym prędzej wyłączyła.
24
Było już po południu. Antonio i jego przyjaciele siedzieli na kamieniu wśród gęstego lasu i zastanawiali się, jak sobie dadzą radę bez jedzenia. I gdzie podział się Morten z Juana? Zadawali sobie też pytanie, czy pomylili doliny i czy cała ta historia z rycerzami nie jest od początku do końca czyimś wymysłem.
Unni wyczuła, że siedzący obok niej Miguel chciałby coś powiedzieć, lecz że ma kłopoty z wyduszeniem tego z siebie.
Bardzo nie podobały jej się zmiany zachodzące stopniowo w jego wyglądzie. Ten, który siedział koło niej, nie był już urzekająco przystojnym Miguelem, nawet jego ręce zaczęły się zmieniać, paznokcie się wydłużyły, kostki zaczęły ostrzej rysować się pod skórą, a ścięgna były napięte jak struny.
Bała się, do czego to może doprowadzić. Czy jednak da się temu zapobiec?
– Co się stało, Miguelu?
– Czy moglibyśmy porozmawiać na osobności? Unni natychmiast wstała, odeszli na bok tak, żeby nikt ich nie słyszał. Drzewa odgrodziły ich od towarzyszy.
Miguel czy też już Tabris, trudno było stwierdzić, z kim Unni ma do czynienia, westchnął niecierpliwie i wziął się w garść. Głos również mu się odmienił, brzmiał teraz głęboko i ochryple.
– Unni… nie mogę zapobiec temu, co się stanie w przyszłości. Muszę ci to powiedzieć, nim będzie za późno. Chciałbym tylko podziękować i prosić was o przebaczenie. Czy przekażesz to wszystko pozostałym? Chodzi mi przede wszystkim o Sissi. To bardzo boli, Unni, jesteście tacy…
Więcej powiedzieć nie zdołał.
Unni wyjątkowo ośmieliła się go uściskać. Miguel przyjął ten gest i również ją objął, wtulając policzek w jej włosy.
Unni serce mocno waliło w piersi. To była, doprawdy, dziwaczna sytuacja i dziewczyna doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Niezwykłe było poczuć go tak blisko, zwłaszcza teraz, gdy powoli odzyskiwał demonią postać.
Szepnęła:
– Przekażę to innym, ale uważam, że Sissi sam powinieneś powiedzieć.
Miguel natychmiast od niej odskoczył.
– Nie, nie mogę, ona nie wie, że…
– Ależ wie, wie! Sissi! – zawołała. – Czy mogłabyś tutaj przyjść?
– Och, nie! – jęknął Miguel przerażony.
– Ależ tak! – odparła Unni, odchodząc, gdy tylko zobaczyła zdziwioną Sissi.
– Powiedz mu coś miłego – szepnęła jej w przelocie. Miguel stał zaskoczony i nagle nie mógł znaleźć słów. Całym jego ciałem targała zachodząca w nim przemiana. I ze wszystkich sił musiał walczyć, by powstrzymać to, co się działo.
Z rozpaczą popatrzył za Unni.
Sissi natychmiast zrozumiała, że musi mu być trudno. Zdawała też sobie sprawę, iż jest jedyną osobą, która, być może, jest w stanie ich ocalić od wyroku śmierci wydanego na nich przez Tabrisa. Tylko jak to zrobić?
Miała przecież do czynienia z niezwykłymi mocami!
– Miguelu, bardzo chciałabym ci podziękować za wszystko, co dla nas robisz. Spędziliśmy razem naprawdę miłe chwile.
Miguel przełknął ślinę.
– Ale ty niczego nie rozumiesz.
– Ależ tak, wiem, że musisz wykonywać rozkazy, które ci wydano. I jest nam z tego powodu ogromnie przykro, bo przecież chcemy żyć.
Przeklęta Unni, która wciągnęła mnie w tę sytuację, pomyślał Miguel. Mocno nabrał powietrza, jakby ze szlochem.
– Nie wiem, co mam robić, Sissi. Nie chcę być człowiekiem. Nie chcę utracić wszystkich swoich zdolności demona. Ale nie chcę też wracać do Ciemności. Chciałbym być demonem na ziemi, a to niemożliwe.