Był teraz przerażającym demonem Tabrisem. Sissi patrzyła na niego, a w jej oczach malował się strach, lecz nie jego się bała. Oczy po prostu błagały go o pomoc.
Cudowna Sissi! Tak długo zwlekał. Ukrywał przed wszystkimi swoje zauroczenie, sądził bowiem, że ta dziewczyna należy do Mortena.
Zarena roześmiała się drwiąco.
– Po co się tak wysilasz, przecież ona i tak niedługo umrze!
– Ale przynajmniej nie z twojej ręki.
Tabris był tak wściekły i zrozpaczony, że nawet nie widział wyraźnie.
– Teraz wyrwę jej wszystkie włosy – zaśmiała się Zarena ochryple. – Czy może mam najpierw urwać jej palec, rozszarpywać ją kawałek po kawałku? Czyż to nie będzie cudowne? Nie, nie, nie zbliżaj się, bo złamię jej kark! Ściągaj ubranie, głupia dziewucho!
Twardymi przypominającymi szpony palcami zerwała z Sissi kurtkę, spodnie i buty. Wystarczyły jej do tego dwa ruchy.
Tabris stał nieruchomo, zbierał siły. Był duchem wolnej woli, a przez to posiadał moc, z której nigdy dotychczas jeszcze nie korzystał. Nawet Zarena nie wiedziała o jej istnieniu.
Tabris potrafił ingerować w wolną wolę innych. Zmuszać, by szli za głosem swego najgorętszego pragnienia.
Jakie mogło być największe życzenie Zareny? Myśl prędko, Tabrisie! Zemsta na nim? Nie, to dla niej drobiazg, zresztą uważała zapewne, że już właściwie tego dokonała.
Wypowiedział swoją myśl na głos.
– Czy to nie ciebie nasz Mistrz zamierzał uznać za swą stałą partnerkę? Będziesz musiała się pospieszyć, bo właśnie wybierają Siserę, demona żądzy, na władczynię. Podczas twojej nieobecności Mistrz zwrócił oczy właśnie na nią.
Oczy Zareny zmieniły się w tryskające zielonym światłem fontanny.
– Kłamiesz! Kłamiesz! Od bardzo dawna nie byłeś już w Ciemności!
– Wcale nie muszę tam latać, żeby wiedzieć, co się tam dzieje. Potrafię wykorzystać swoje kontakty.
Zarena wydała z siebie ryk gniewu i zniecierpliwienia. Przenosiła wzrok z Sissi na Tabrisa i rozglądała się dokoła. A potem diabeł w nią wstąpił, widać to było wyraźnie po jej oczach.
– Mogłabym zgnieść tę dziewczynę, ale taka zemsta jest zbyt prosta. Dostaniesz ją. Będziesz ją miał, dopóki będzie żyła. A później zostaniesz sam. Sam, słyszysz?
Jak błyskawica pomknęła ku wyżłobieniu u stóp góry, zbyt niskiego, by dało się go nazwać grotą czy jaskinią. Było to ot, takie sobie zagłębienie pod skałą. Tam właśnie cisnęła Sissi, wcześniej mocno ją uderzając.
Tabris natychmiast pospieszył do dziewczyny. Wiedział, że nie zmieści się w skalnym zagłębieniu w postaci demona, więc czym prędzej przeobraził się z powrotem w Miguela i wtoczył do środka.
Ale Zarena nie ustąpiła. Zobaczyła, że Tabris uklęknął przy Sissi, i w tym momencie wykonała kilka ruchów. Przypominała przy tym pająka tkającego sieć. I właśnie kamienna sieć zamknęła wyjście ze skalnej wnęki.
– Można ją otworzyć tylko z zewnątrz! – zawołała triumfalnie i zniknęła.
Podskoczyła wysoko, a opadając, wbiła się nogami w ziemię. W sekundę zniknęła Tabrisowi z oczu.
Wiedział, że Zarena nigdy więcej już tu nie wróci.
Szarpał kamienną kratę, lecz została ona wyczarowana przy użyciu magicznej mocy i teraz ani drgnęła. Udało mu się jednak ocucić Sissi i zająć się jej obrażeniami na tyle, by nie okazały się katastrofalne w skutkach. Trzymał ją teraz w ramionach i czuł się całkowicie bezsilny. Zarena odniosła zwycięstwo. Miała zupełną rację: Sissi prędzej czy później umrze, on natomiast będzie żył tu, w tej skalnej dziurze, przez całą wieczność.
W to miejsce raczej nie zapuszczają się turyści, jest zbyt niedostępne, a zresztą co mógłby zrobić turysta? Chyba tylko się na niego gapić.
Nie, tu nikt nie przyjdzie. Zarena naprawdę świetnie wybrała miejsce.
Sissi poruszyła się, jęknęła lekko.
Tabris musnął jej skórę delikatnymi palcami, ukradkiem i w poczuciu winy. Takie zachowanie nie było godne demona.
Jej policzek był taki miękki, całkiem inny od przypominającej rybią łuskę skóry demona.
Tabris zawstydzony przyciągnął rękę do siebie.
– Sissi – szepnął. – Nie śpisz?
Tabris cofał wszystko, co wcześniej myślał i mówił o ludziach, o tym, że są słabi, nijacy i nudni… Drgnął, gdy dziewczyna otworzyła oczy.
– Miguel? Znów jesteś sobą. Pięknym, przystojnym chłopakiem, Miguelem.
Tabris aż zachrypł z wrażenia.
– Tak, ale to raczej nie jestem ja.
– Tak, tak, wiem. Gdzie my jesteśmy, nie pamiętam… Ojej, boli!
– To zrozumiałe. Ona cię uderzyła za mocno, ale wydaje mi się, że wydobrzejesz.
Tylko po co, pomyślał z goryczą. Po to, żeby zdać sobie sprawę z beznadziejnej sytuacji? By umierać powolną głodową śmiercią?
– Teraz już pamiętam. Byliśmy na płaskowyżu. Ale tutaj jest tak ciemno. Czy ja widzę jakiś wzór ze światła?
Tabris uznał, że najlepiej będzie wyjaśnić jej całą sytuację. Prędzej czy później Sissi i tak zrozumie ich dramatyczne położenie.
Gdy dziewczyna usłyszała prawdę, skuliła się w jego objęciach jak dziecko. Czuł jej oddech na szyi. Wzruszyło go to tak bardzo, że aż osłabł.
Mógł ją teraz zabić. Dla jej własnego dobra. Nie potrafił jednak tego zrobić.
– Potrafię czytać w twoich myślach, Miguelu – powiedziała Sissi, uśmiechając się lekko. – Poznaję je po tym urywanym oddechu, po dłoniach, które to się otwierają, to zaciskają. Ale proszę, byś zaczekał. Nadzieja to prawdziwy dar, przyjmijmy go więc!
– Sissi… ty wiesz, że uległem waszym wpływom, prawda? Zrodziło się we mnie współczucie dla innych. Trudno to było zaakceptować, ale moje uczucia do ciebie są zupełnie odmienne, bardzo silne. Nie potrafię ich wyjaśnić, są dla mnie całkiem nowe. Nie rozumiem, co się w mnie dzieje. Nie potrafię o tobie nie myśleć. Nie znosiłem Mortena, ponieważ jemu wolno było być blisko ciebie, a mnie nie. A ja nie mogę bez ciebie żyć.
Przygarnął ją do siebie w poczuciu bezradności.
Sissi uśmiechnęła się.
– Moje pytanie brzmi: czy wiesz, że ja też nie mogę żyć bez ciebie?
Jego dłoń, którą trzymał na jej głowie, opadła. Sissi przyjęła to z ulgą, gdyż głowa bolała ją, jakby pękła na tysiąc kawałeczków.
Miguel popatrzył na nią badawczo.
– Naprawdę?
– Tak, od dawna już tak jest. I byłam okropnie zazdrosna o Juanę.
– O Juanę? A kto to taki? – spytał i oboje się uśmiechnęli. – Ona się cały czas mnie czepiała, a ja starałem się jak mogłem być dla niej uprzejmy, bo to ładna i miła dziewczyna, ale brutalność Tabrisa, którą w sobie mam, nie przestawała na nią źle reagować. Nie chcę się z nią bliżej wiązać. A ty byłaś zajęta.
– Ależ skąd! Morten nigdy mnie nie tknął! Rozmowa utknęła w martwym punkcie. Stała się zbyt intymna, zbyt skomplikowana. Tabris podniósł głowę i westchnął.
– Gdybym tylko wiedział, jak stąd wyjść!
Sissi o własnych silach usiadła tuż obok niego. Nie było miejsca, by zachować większą odległość.
Ręka Miguela gładziła ją po nodze i Sissi uświadomiła sobie, jak cienko jest ubrana.
– Wiem, że przed chwilą zmieniłeś się w Tabrisa, a kiedyś mówiłeś, że gdy się to stanie, nie będzie już drogi odwrotu. Tymczasem znów jesteś Miguelem. Jak to możliwe?
Tabris uśmiechnął się do niej.
– Jesteśmy teraz poza tą przeklętą doliną. A nazywając ją przeklętą, mam na myśli to, że ktoś naprawdę rzucił na nią przekleństwo.
– Wiem o tym, powinniśmy tam teraz być. Pomagać innym.
– Masz rację. Sissi… naucz mnie!
– O co ci chodzi?
– Naucz mnie, jak ludzie się… kochają. Czy nie tak to nazywacie?