Выбрать главу

A jeśli to się nigdy nie stanie? Jeśli na zawsze już będzie musiał pozostać człowiekiem?

To straszna myśl. Naprawdę przerażająca!

4

– A co to za straszliwe narzekanie! – syknęła Emma. – Tak się boicie pokrzyw?

– Nie moglibyśmy się zatrzymać? – poprosił Tommy. – Ciemno już, nic nie widać.

– Zatrzymać się? Na tych nierównościach? Przecież tutaj wszędzie są same tylko kamienie. Masz ochotę na nich spać?

Światło latarek padło na niegościnną okolicę.

– Dwudziesty raz ci powtarzam, Emmo – powiedział wyraźnie zniecierpliwiony Alonzo. – Oni nie mogli wejść tutaj.

– Widzieliśmy przecież połamane gałęzie. Ty sam je zauważyłeś.

– Jakie znaczenie ma kilka gałęzi? Tu na pewno są kozice i niedźwiedzie, i…

– Niedźwiedzie?

– Z całą pewnością!

Emma przystanęła. Zastanawiała się, czy nie zawrócić. W końcu jednak zdecydowała:

– Znajdźcie jakieś miejsce, gdzie będziemy mogli się przespać! Przenocujemy tutaj.

– Nie mamy nic do jedzenia – poskarżył się Kenny.

– O tym wiem aż za dobrze. Możecie ssać łapę.

– Niedźwiedzią łapę.

W odpowiedzi usłyszała wściekłe parsknięcie.

Dla Tommy’ego i Kenny’ego ta przygoda dawno już przestała być zabawna i emocjonująca. Wszystko stało się zbyt trudne i kłopotliwe.

Znaleźli niedużą polankę wśród zarośli. Emma i Alonzo, rzecz jasna, zajęli najlepsze miejsca.

– Posłuchaj, Alonzo! – oświadczył gniewnie Kenny. – Teraz moja kolej, żeby znów spać z Emmą.

– Albo moja – odezwał się groźnie Tommy. – Od ostatniego razu minęło już bardzo dużo czasu.

– Znów? – wrzasnął Alonzo. Oczy pomimo ciemności aż pociemniały mu z gniewu. – Co, u diabła, chcesz przez to powiedzieć. Znów?

Emma usiłowała wylać oliwę na wzburzone morze, ale w mężczyznach wezbrał gniew. Jej skoki w bok wyszły wreszcie na jaw. Nie zdołała temu zapobiec.

W powietrzu zaświstały ciosy. Na szczęście Alonzo zrozumiał, że dwaj Norwegowie znacznie górują nad nim siłą i zaproponował – lekko drżącym głosem – żeby tę rozprawę odłożyć na później.

– Bardzo chętnie – odparł Tommy ostro. – Nie ma się co bić o tę cholerną dziwkę.

Tego nie powinien był mówić. Emma stała z ciężkim plecakiem w ręku i uderzyła nim Tommy’ego tak mocno, że runął na ziemię.

– Przestańcie! – krzyknął Alonzo. – Nie możemy sobie teraz na to pozwolić. Ten, kto nie chce dłużej brać udziału w wyprawie i podzielić się skarbem, natychmiast wraca do domu!

Groźba podziałała. Alonzo jednak zatroszczył się o to, aby Emma zajęła miejsce pomiędzy nim a ciernistymi zaroślami. Obaj Norwegowie ułożyli się u jego drugiego boku.

Napięcie było wręcz namacalne.

W końcu jednak udało im się zasnąć. Pogrążeni we śnie nie słyszeli, że do wąwozu wchodzi ktoś jeszcze. Nie widzieli też snopów światła kieszonkowych latarek, omiatających skalne ściany i zarośla.

Również ci nowo przybyli nie zauważyli, że w ich pobliżu znajduje się czworo śpiących ludzi. W milczeniu parli dalej naprzód.

Unni zmarzła.

Zaspana uniosła się lekko na łokciu. Ognisko zmieniło się jedynie w kupkę żaru.

Była noc. Ale czy wysoko nad skałami nie pojawiła się delikatna jaśniejsza smuga?

Nie. Na razie jeszcze Unni nie była w stanie dostrzec nic szczególnego. Mogło jej się jedynie wydawać, że kontury skał rysują się w tej chwili wyraźniej niż wówczas, gdy przysiedli na nich mnisi.

Jordi mówił, że trzeba wyruszyć pomiędzy nocą a świtem. Czy to już teraz? Nie, nie mogli jeszcze iść. Na razie było za ciemno. Stanowczo zbyt ciemno.

Zobaczyła Miguela skulonego w swojej charakterystycznej pozycji przy ognisku. Wstała, podreptała do niego i usiadła przy nim.

– Tęsknisz teraz za swoimi skrzydłami? Mógłbyś się w nie owinąć. I schować.

Spojrzał na nią przelotnie i dołożył resztkę drewna – statyw, na którym suszyli buty – do ogniska. Na skalnej półce przez chwilę zrobiło się trochę jaśniej.

– Tęsknię za wszystkim – oświadczył chłodno. – A ty dlaczego nie śpisz?

– Zmarzłam. A poza tym z wąwozu dochodzą takie straszne hałasy.

– To prawda.

– Ty też to słyszysz? Słyszysz te jęki i skargi?

– Tak, tak samo jak ty i Jordi.

– Jak myślisz, co to jest?

– To jacyś jeźdźcy. Chyba rozpoznajesz uderzenia kopyt, prawda?

– Tak, ale oni coś do siebie wołają. Nie wiem, co. Te krzyki dochodzą z takiej oddali, takie głuche. No i nie rozumiem języka.

Miguel wsłuchał się.

– To stary hiszpański dialekt. Ci ludzie są bardzo rozgoryczeni, mówią o zdradzie.

– Ciekawa jestem, co to za zdrada – powiedziała Unni w zamyśleniu. – Czy chodzi o osobę, która zdradziła sprawę, czy też o świadomość, że oni sami wiedzą za dużo i muszą zginąć z rąk tych, którym przysięgli wierność.

Juana poruszyła się przez sen. Miguel zerknął na nią.

– To dziwne – mruknął, śmiejąc się nerwowo. – Była taka chwila, kiedy Juana na moment się od nas odłączyła, a ja się zaniepokoiłem, co się z nią mogło stać. – Prędko zaraz dodał: – To mój obowiązek trzymać was w jednej grupie.

– Oczywiście – przyznała Unni bez namysłu. Teraz linia horyzontu zrobiła się już zdecydowanie wyraźniejsza. Wciąż jednak było ciemno. Chwila pomiędzy nocą a świtem…

Bardzo niezwykłe było tak siedzieć obok Miguela w ludzkiej teraz postaci, lecz ze świadomością, że tak naprawdę jest on budzącym grozę demonem. Tymczasem żadna z jego zewnętrznych cech na to nie wskazywała.

Miguel znów spojrzał na Juanę i ze zdziwieniem pokręcił głową.

– Wy, kobiety ludzkiego rodu, jesteście takie małe i niepozorne. Ale z tobą mogę rozmawiać, bo ty posiadasz wielką moc. Pozostałe też są w pewnym sensie niepojęte… Nie wiem.

Stracił wątek.

– Bądź ostrożny z Juana – powiedziała cicho Unni.

– Dlaczego?

– Ona jest dziewicą.

– A co to znaczy?

– Że nigdy nie była z żadnym mężczyzną. To bardzo miła dziewczyna i pochodzi z dobrej rodziny. Nie chciałabym, żeby ktokolwiek wyrządził jej krzywdę. – Umilkła na chwilę, nim podjęła. – Ale nie wiem, jak mógłbyś uniknąć sprawiania jej przykrości, bez względu na to, co zrobisz.

Miguel zapatrzył się na skały.

– Nie wiem, czy dobrze cię rozumiem. Chcesz powiedzieć, że nikt nigdy w nią nie wszedł, tak jak się to dzieje, gdy samice się do tego wystawiają?

– Przyznam, że wyrażasz się dość obcesowo, ale tak, mniej więcej o to mi chodzi.

– To dziwne! Dziwne, że nikt tego do tej pory nie zrobił. Przecież ona nie jest wcale odpychająca. No, ale z wami nie może się mierzyć.

– Juana jest bardzo atrakcyjna. Przede wszystkim przez swój charakter.

– Tak – odparł nieobecny duchem. – Przestała mi deptać po piętach. To dobrze.

Unni już chciała spytać, dlaczego, ale zbudził się Jordi. Przyszedł teraz i okrył jej kocem ramiona. Podziękowała mu za troskliwość.

Miguel wciąż okazywał wielkie zdumienie na widok podobnych czułych gestów. Na twarzy malowało mu się niedowierzanie.

Chwilę potem podniosła się również Juana. Zaspana przysunęła się bliżej. Antonio, Sissi i Morten wciąż spali.

Miguel zrobił ruch, jak gdyby chciał okryć Juanę swoim pledem, ale prędko przyciągnął rękę do siebie.

Jordi podniósł wzrok na krawędź skały. Pozostali powiedli za jego spojrzeniem. Teraz horyzont z całą pewnością nie był już tylko fantazją. Czerń skały odcinała się od granatu nieba, chociaż Unni upierała się, że jest to wciąż tylko różnica pomiędzy ciemną czernią a jasną.