Выбрать главу

– Wiem, że na pewno jesteście bardzo głodni – powiedział Jordi. – Ale mamy mało czasu, poza tym musimy bardzo oszczędzać nasze skromne zapasy. Ale podzielimy się dwiema tabliczkami czekolady, a popijemy je wodą ze strumienia!

Szli w milczeniu. Dość męcząca była wędrówka w górę strumienia przy jednoczesnym jedzeniu czekolady. Rozmowa jako dodatek w ogóle nie wchodziła w grę. Nic tak bardzo nie nadweręża sił podczas wspinaczki jak właśnie mówienie.

Znajdowali się już teraz wysoko, zbliżali się do szczytu i…

– Ratunku! – powiedziała Sissi, zatrzymując się w miejscu.

Wszyscy stanęli jak wmurowani. I jak echo powtórzyli za nią:

– Ratunku!

Przed nimi rozpościerała się w poprzek płytka, porośnięta trawą dolina, której środkiem płynęła z głośnym szumem szeroka rzeka.

– Chyba” nie będziemy musieli przeprawiać się na drugą stronę? – spytała z lękiem Juana.

Nikt jej nie odpowiedział. Dopiero Miguel wskazał skalną ścianę na drugim brzegu. Na niej wyryty został trzeci orzeł.

CZĘŚĆ DRUGA. „EL AMOR BRUJO”

6

Chudy mężczyzna cisnął swoje pakunki na ziemię.

– Zgubiliśmy ich! Znowu!

– Cholernie jestem zmęczony – stwierdził Thore Andersen. – Nie spaliśmy już od dwóch dni.

– Wyśpisz się później. Teraz chodzi o to, żeby ich dogonić. I nie przeklinaj w mojej obecności, wiele razy już to ode mnie słyszałeś!

Oczy asystentki jarzyły się fanatyzmem.

– Musimy już być w pobliżu.

– Oni są bliżej – stwierdził kościsty przywódca.

– Gdyby nam się udało ich wyprzedzić! Niepotrzebni już nam są jako przewodnicy.

– Nie mów tak – stwierdził chudy. – My znamy tylko ukrytą wioską i jej tajemnicę. Nic nie wiemy o drodze, która do niej prowadzi. W tej plątaninie dolin, wąwozów i przełęczy łatwo zabłądzić.

Pozwolili sobie na półgodzinny odpoczynek w ponurym nastroju i znów podjęli pościg. Thore Andersen zasnął i trzeba go było budzić.

Oczy pozostałych dwojga zapadły się głęboko i jarzyły blaskiem. Nie potrafili odpocząć, chcieli przeć naprzód, skarb kusił i przywoływał. Thore Andersen podkradł trochę prowiantu, ale jego zwierzchnicy nawet nie zwrócili na to uwagi. Sił dodawała im wola zdobycia skarbu.

– Musimy mieć coś do jedzenia – stwierdziła Emma. – Kto nie dopilnował zabrania dostatecznej ilości zapasów?

– Na przykład ty – odparł Alonzo z pochmurną miną. W żołądku aż go ściskało z głodu.

– Ja? Czy ja doprawdy muszę pilnować wszystkiego? Wy nie macie mózgów i sami nie potraficie myśleć? Tommy, Kenny, tam jest jakieś jeziorko. Nałówcie ryb!

Dwaj Norwegowie zaprotestowali jak szaleni. Jak można łowić bez odpowiedniego sprzętu?

– Wejdźcie do wody i łapcie ryby rękami! – wrzasnęła Emma. Miała serdecznie dość wszystkiego, jak często się zdarza, kiedy człowiek porządnie zgłodnieje.

– Przeklęty babsztyl! – mruknął Kenny.

Sześcioro pomocników rycerzy – Miguela trudno było bowiem uznać za takiego – zeszło nad rzekę, która dziko toczyła z szumem swoje wody.

Z drugiego brzegu wabił znak orła.

– Nigdy w życiu nie zdołaliby przeprowadzić tędy koni – orzekł Morten.

– Z całą pewnością nie – potwierdził Jordi, który kilkakrotnie zdążył obejść brzeg. – Ale są tu ślady filarów starego mostu. Bardzo starego.

– Widocznie rzeka zerwała most już dawno temu – powiedziała Sissi. – Ciekawe, czy zbudowano go właśnie w celu wykorzystania tej drogi, prowadzącej do zapomnianej wioski.

– Może i tak – odparł Jordi. – A może zbudowali go mieszkańcy, którzy musieli opuścić wioskę, gdy zawaliło się tamto przejście?

– To pewnie było tak dawno temu, że oni nie umieli wznosić mostów – stwierdził Antonio. – Sądzę raczej, że most to dzieło ludzi rycerzy. Wioska musiała stanowić doskonałą kryjówkę dla skarbu.

– Tak wspaniałą, że nikt nie zdołał jej odnaleźć przez pięćset lat – zaśmiała się z rezygnacją Sissi.

– Tak czy owak nasza podróż dobiegła końca – oznajmił Morten z nadzieją w głosie. – Dalej już nie dotrzemy.

Nikt go jednak nie słuchał. Wszyscy rozważali możliwości. Owszem, mieli ze sobą długą linę, lecz po drugiej stronie nie było nic, na co dałoby się zarzucić lasso. Zawędrowali już na tyle wysoko, że nie rosły tu żadne drzewa.

Lecz gdyby tak ktoś zdołał przepłynąć na drugą stronę i umocować linę za pomocą kamienia zaklinowanego poprzecznie pomiędzy dwoma skalnymi blokami…

– Ja to mogę zrobić – oświadczyła Sissi. Miguel zdecydowanie zaprotestował:

– Nie, ja się tym zajmę. To nie jest zadanie dla kobiet ludzkiego rodu.

No tak, pomyśleli. Jeśli ktoś to potrafi, to chyba rzeczywiście tylko on.

Starannie umocowali linę na swoim brzegu rzeki, a drugim końcem mocno obwiązali w pasie Miguela. Rzucił się w nurt.

Natychmiast porwał go prąd, silnie uderzając nim o brzeg. Miguel znalazł się pod wodą, napił się jej, wciągnął do płuc. W końcu wielkim wysiłkiem wydostał się na powierzchnię i zaraz znów zniknął w odmętach.

W jednej chwili pojął, że jest człowiekiem w znacznie większym stopniu, niż mu się to dotychczas wydawało. Tabris przyzwyczajony był traktować podobne wyzwania jak zabawę. Teraz zaś okazało się, że wszystkie jego niezwykłe magiczne siły, wszystkie nadprzyrodzone zdolności zniknęły.

Odczuł to jako piekącą klęskę. Bark bolał go od uderzenia o kamienisty brzeg, prąd nie przestawał nim szarpać. Miał ogromne problemy z oddechem, trudno bowiem było utrzymać głowę nad powierzchnią wody, by zaczerpnąć powietrza. A jeśli lina pęknie? Rzeka porwie go i uniesie w dal w ciągu zaledwie kilku sekund.

Towarzysze, pozostający na brzegu, z przerażeniem obserwowali jego zmagania. Antonio rozważał już, czy nie wyciągnąć Miguela z powrotem, lecz Jordi go powstrzymał.

– Zaczekajmy. Starajmy się go nie upokorzyć – ostrzegł. – Przyjście mu z pomocą to ostateczne rozwiązanie.

Miguelowi udało się odetchnąć głębiej. Drugi brzeg…? Usiłował dostrzec go poprzez wodę. Dotarcie tam wydawało się niemożliwe.

Przeklęte, żałosne ludzkie ciało! Nie miał jednak zamiaru się poddawać. Wyszukiwał na dnie rzeki płaskie kamienie, od których starał odpychać się nogą. Za każdym razem prąd znów go porywał, lecz też i za każdym razem był bliżej celu. Teraz na szczęście nauczył się już, że musi mieć usta zamknięte.

I nagle pojawiła się w nim nowa, całkowicie nieoczekiwana reakcja – szacunek dla tych ludzi, którzy pomimo braku nadprzyrodzonych mocy zdołali przeżyć w twardym świecie, w dodatku czyniąc takie ogromne postępy techniczne i społeczne. To przecież… to przecież prawdziwy cud!

Owa nowa myśl wstrząsnęła nim tak mocno, że przestał się pilnować i prąd znów go porwał. Usłyszał czyjś krzyk strachu – ta osoba bała się o niego! I wiedział, kto krzyczy. Miguel poczuł w sercu jakieś ciepłe ukłucie. Nie rozumiał swojej reakcji. Nie pojmował, że wzruszyła go ta troska. Takie doznania bowiem były najzupełniej obce demonowi, nie potrafił sobie z nimi radzić.

Jeszcze raz padł ofiarą prądu, znalazł się pod wodą, przez moment najzupełniej bezradny.

I właśnie to poczucie bezradności wzbudziło w nim zdrowy, pełen oburzenia gniew. Nie mógł dłużej znieść swojej niezdarności i dzięki temu udało mu się odszukać pod wodą jeszcze jeden płaski kamień, od którego odepchnął się z siłą podwojoną przez wściekłość.

Dotarł wreszcie do poszarpanego brzegu po drugiej stronie, w który mocno się wczepił. Poobijany i wycieńczony, wydostał się na ląd przy wtórze radosnych okrzyków towarzyszy.