— Greebo od dwóch dni nie wrócił do domu — poinformowała Niania Ogg, gdy tylko dotarła na miejsce. — To do niego niepodobne. Nigdzie nie mogę go znaleźć.
— Koty umieją same o siebie zadbać — odparła Babcia Weatherwax. — Państwa tego nie potrafią. Muszę wam o czymś opowiedzieć. Rozpal ogień, Magrat.
— Mmm?
— Powiedziałam: rozpal ogień, Magrat.
— Mmm? Aha. Tak.
Dwie starsze kobiety przyglądały się, jak nieuważnie sunie przez wrzosowisko, z roztargnieniem ciągnąc za suche gałęzie krzaków. Magrat wyraźnie myślała o czymś innym.
— Nie jest sobą — zauważyła Niania Ogg.
— Owszem. To chyba lepiej — stwierdziła krótko Babcia i usiadła na kamieniu. — Powinna je rozpalić, zanim przyszłyśmy. W końcu to jej obowiązek.
— Ma dobre chęci… — Niania Ogg obserwowała w zadumie plecy Magrat.
— Też miałam dobre chęci jako dziewczynka, ale to nie powstrzymało ostrego języka Mateczki Filter. Najmłodsza czarownica musi swoje odsłużyć, sama wiesz najlepiej. W dodatku nie nosi kapelusza. Skąd ludzie mają wiedzieć?
— Coś cię dręczy, Esme — domyśliła się Niania. Babcia posępnie kiwnęła głową.
— Miałam wczoraj odwiedziny — wyznała.
— Ja też.
Mimo swych zmartwień, Babcia poczuła lekką irytację.
— Kto? — zapytała.
— Burmistrz Lancre i paru radców. Nie są zadowoleni z króla. Chcą mieć takiego, któremu można zaufać.
— Nie zaufałabym żadnemu królowi, któremu mógłby zaufać radca.
— Tak, ale przyznasz, że to nikomu nie wychodzi na dobre, tyle podatków i zabijanie ludzi. Nowy sierżant jest bardzo prędki, kiedy ma podpalić komuś dom. Stary Verence też to robił, owszem, ale…
— Wiem, wiem. Traktował to bardziej osobiście — przyznała Babcia. — Człowiek czuł, że mu zależy. Ludzie lubią, kiedy ktoś ich docenia.
— Felmet nienawidzi królestwa — podjęła Niania Ogg. — Wszyscy to mówią. Kiedy idą z nim porozmawiać, tylko na nich patrzy, chichocze, pociera dłoń i trochę się krzywi.
Babcia poskrobała się w podbródek.
— Stary król krzyczał na nich i kopniakami wypędzał z zamku. Mawiał, że nie ma czasu dla sklepikarzy i im podobnych — dodała z aprobatą.
— Ale był przy tym bardzo wielkoduszny. I…
— Królestwo się martwi — oznajmiła Babcia Weatherwax.
— Wiem. Przecież mówiłam…
— Nie chodzi o ludzi. Chodzi o królestwo.
Babcia wytłumaczyła. Niania przerywała kilka razy krótkimi pytaniami. Nie przyszło jej nawet do głowy wątpić w to, co usłyszała. Babcia Weatherwax nigdy nie zmyślała.
Po zakończeniu rzekła tylko:
— No tak.
— Jestem tego samego zdania.
— Coś podobnego.
— Właśnie.
— I co zwierzęta zrobiły potem?
— Odeszły. Ono je sprowadziło i ono wypuściło.
— Nikt nikogo nie zjadł?
— Nie zauważyłam.
— Zabawne.
— Zgadza się.
Niania Ogg spoglądała na zachodzące słońce.
— Nie sądzę, żeby wiele królestw tak postępowało — oświadczyła. — Widziałaś ten teatr. Królowie i różni tacy zabijają się przez cały czas. Ich królestwa jakoś sobie z tym radzą. Jak to możliwe, że to właśnie nagle się obraziło?
— Jest tu już bardzo długo — stwierdziła Babcia.
— Wszystkie są — odparła Niania tonem doświadczonego studenta. — Każde miejsce leży tam, gdzie jest, od czasu kiedy pierwszy raz tam trafiło. To się nazywa geografia.
— Nie chodzi tylko o ziemię. Ziemia to nie to samo co królestwo. Królestwo powstaje z różnych rzeczy. Idei. Lojalności. Wspomnień. Wszystko to istnieje równocześnie. A potem wspólnie tworzy rodzaj życia. Nie cielesnego, raczej żywą ideę. Zbudowaną ze wszystkich, co żyją, i wszystkiego, co myślą. I co myśleli ludzie przed nimi.
Wróciła Magrat i jak pogrążona w transie zaczęła układać drewno.
— Widzę, że dużo o tym myślałaś — stwierdziła Niania, bardzo wolno i wyraźnie. — Więc to królestwo chce mieć lepszego króla, tak?
— Nie. To znaczy tak… Posłuchaj… — Pochyliła się. — To nie jest tak, że ono lubi i nie lubi tego samego co ludzie. Zgadza się? Niania Ogg nie była pewna.
— No… Pewnie nie, prawda? — zaryzykowała.
— Nie obchodzi go, czy ludzie są dobrzy, czy źli. Nie sądzę, żeby w ogóle potrafiło to poznać, tak samo jak ty nie poznasz, czy mrówka jest dobrą czy złą mrówką. Ale spodziewa się, że król będzie się o nie troszczył.
— Tak, ale… — odpowiedziała niechętnie Niania. Błysk w oczach Babci zaczynał budzić w niej lęk. — Wielu ludzi zabijało, żeby zostać królem Lancre. Dokonywali różnych mordów.
— Nieważne, nieważne! — Babcia zamachała rękami. Potem zaczęła odliczać na palcach. — Popatrzmy… Po pierwsze, królowie ciągle zabijają się nawzajem, ale to wszystko wynika z przeznaczenia i nie liczy się jako morderstwo. I po drugie, oni zabijali dla królestwa. To jest najważniejsze. Ale ten nowy chce tylko władzy. Królestwa nienawidzi. A królestwo chce być lubiane.
— Zupełnie jak pies — zauważyła Magrat. Babcia spojrzała na nią groźnie, otwierając usta do odpowiedniej riposty… i nagle złagodniała.
— Bardzo podobnie — przyznała. — Psa nie obchodzi, czyjego pan jest dobry czy zły. Ważne, żeby lubił psa.
— No dobrze — zgodziła się Niania Ogg. — Nikt i nic nie lubi Felmeta. Co masz zamiar z tym zrobić?
— Nic. Wiesz, że nie wolno nam się wtrącać.
— Uratowałaś dziecko…
— To nie było wtrącanie!
— Jak tam chcesz. Ale może pewnego dnia on powróci. Znowu przeznaczenie. I kazałaś nam schować koronę. Wszystko tu wróci, zapamiętaj moje słowa. Pospiesz się z tą herbatą, Magrat.
— A co postanowiłaś z radą miejską? — zainteresowała się Babcia.
— Wytłumaczyłam im, że sami muszą znaleźć jakieś rozwiązanie. Jeśli raz użyjemy czarów, powiedziałam, nigdy się to nie skończy. Sama wiesz.
— Fakt — przyznała Babcia, ale w jej głosie zabrzmiała nuta żalu.
— Ale wiesz co? Wcale im się to nie spodobało. Burczeli coś, kiedy wychodzili.
— Znacie Błazna, który mieszka w zamku? — wyrzuciła z siebie Magrat.
— Taki mały z załzawionymi oczami? — spytała Niania zadowolona, że rozmowa wraca do normalnych tematów.
— Nie taki mały. Jak ma na imię, nie wiecie przypadkiem?
— Wołają na niego Błazen — wyjaśniła Babcia. — To nie jest praca dla mężczyzny, tak biegać z dzwonkami.
— Jego matka była z domu Beldame, mieszkała w stronie Czarnoszkła — przypomniała sobie Niania. Jej wiedza o genealogii Lancre była legendarna. — Za młodu nie byle jaka piękność. Niejedno złamała serce. Słyszałam chyba o jakimś skandalu… Ale Babcia ma rację. Kiedy dzień się kończy, Błazen zostaje Błaznem.
— Dlaczego chcesz wiedzieć, Magrat? — zaciekawiła się Babcia.
— No… jedna z dziewcząt we wsi mnie spytała — odparła Magrat, czerwona po uszy.
Niania odchrząknęła i uśmiechnęła się porozumiewawczo do Babci Weatherwax, która z godnością pociągnęła nosem.
— To stała praca — rzekła Niania. — Trudno zaprzeczyć.
— Aha — burknęła Babcia. — Mężczyzna, który przez cały dzień tylko dzwoni, nie nadaje się na męża, ot co.
— Ale zawsze byś… byś wiedziała, gdzie jest — zauważyła Niania, którą zaczynało to bawić. — Wystarczyłoby posłuchać.