Выбрать главу

Postawił nogę w kolejnej kałuży. Coś poruszyło się pod stopą. Błazen odskoczył na wielki grzyb.

— Posłuchaj, kocie — rzekł. — Musisz zejść ze mnie. Potem możesz poszukać drogi do domu, a ja pójdę za tobą. Koty dobrze widzą w ciemności i zawsze znajdują drogę — dodał z nadzieją.

Sięgnął nad głowę. Greebo zatopił pazury w jego ręku, co miało być przyjaznym ostrzeżeniem. Z zaskoczeniem odkrył, że przez kolczugę nie osiąga spodziewanego rezultatu.

— Dobry kotek. — Błazen postawił go na ziemi. — Idź, szukaj domu. Dowolnego domu.

Uśmiech Greeba niknął powoli, aż pozostał jedynie kot. Było to niemal równie niesamowite jak sytuacja odwrotna.

Greebo przeciągnął się i ziewnął, by ukryć zakłopotanie. Został nazwany „dobrym kotkiem” w samym środku swoich ulubionych terenów łowieckich. Mogło to poważnie zaszkodzić jego reputacji.

Zniknął w poszyciu.

Błazen wytrzeszczył oczy w ciemności. Zaświtało mu w głowie, że choć lubił lasy, jednak lubił je na odległość. Przyjemna była świadomość, że gdzieś są; niestety, lasy wyobraźni różnią się od lasów rzeczywistych, w których — na przykład — człowiek się zgubił. Rośnie w nich więcej potężnych dębów i mniej kolczastych krzaków. Ponadto przejawiają tendencję ukazywania się w świetle dnia, a drzewa nie mają groźnych twarzy i długich, ostrych gałęzi. Drzewa wyobraźni są dumnymi gigantami puszczy. Natomiast większość tutejszych drzew sprawiała wrażenie roślinnych gnomów, zwykłych podpórek dla huby i bluszczu.

Błazen przypominał sobie niejasno, że można wykryć, z której strony leży Oś, badając, która strona pni jest porośnięta mchem. Szybkie badanie pobliskich pni dowodziło, że wbrew klasycznym zasadom geografii, Oś leży wszędzie.

Greebo zniknął.

Błazen westchnął, zdjął osłonę z kolczugi i brzęcząc cicho ruszył na poszukiwanie jakiegoś wzniesienia. Wydało mu się to niezłym pomysłem. Ziemia, po której stąpał, wydawała się drżeć. Był pewien, że nie powinna tego robić.

* * *

Magrat unosiła się na miotle kilkaset stóp ponad obrotową granicą Lancre, spoglądając w dół na morze mgieł, skąd z rzadka sterczał czubek jakiegoś drzewa podobny do obrośniętej wodorostami skały w czasie przypływu. Wydęty księżyc sunął nad nią; pewnie znowu przybierał. Porządny wąski rogalik byłby lepszy. Bardziej odpowiedni.

Zadrżała. Zastanowiła się, gdzie jest teraz Babcia Weatherwax.

Miotła starej czarownicy była powszechnie znana i budziła lęk na niebie Lancre. Babcia dość późno poznała lot i po krótkim okresie nieufności polubiła go jak mucha gnijący rybi łeb. Problem jednak polegał na tym, że każdy lot Babcia pojmowała jako prostą linię łączącą punkty A i B; nie mogła pogodzić się z faktem, że inni użytkownicy powietrza też mają jakieś prawa; to proste zjawisko zmieniło trasy lotów migracyjnych na całym kontynencie. Przyspieszona ewolucja wśród miejscowego ptactwa stworzyła generację latającą na grzbiecie, by czujnie obserwować całe niebo.

Głęboka wiara Babci, że wszystko powinno schodzić jej z drogi, dotyczyła też innych czarownic, wysokich drzew, a czasem także gór.

Babcia zmusiła również żyjące pod górami krasnoludy, by z lęku o życie zwiększyły szybkość jej miotły. Wiele jajek zostało złożonych w powietrzu przez niczego nie podejrzewające ptaki, które nagle zauważyły pędzącą ku nim Babcię, spoglądającą groźnie znad kija miotły.

— Ojej — zmartwiła się Magrat. — Mam nadzieję, że nikogo nie trafiła.

Nocny wietrzyk obrócił ją wolno w powietrzu, niby kurka na dachu. Zadrżała lekko i spojrzała czujnie na oświetlone księżycowym blaskiem góry, wysokie Ramtopy, których ośnieżone granie i pokryte lodem wąwozy nie uznawały żadnego króla ani kartografa. Lancre otwierało się na świat jedynie z krawędziowej strony; pozostałe jego granice były zębate jak paszcza wilka i o wiele bardziej niedostępne. Z tej wysokości Magrat mogła objąć wzrokiem całe królestwo…

Coś zawarczało w górze, podmuch zakręcił nią znowu, a zniekształcony dopplerowsko głos krzyknął:

— Nie gap się, dziewczyno!

Ścisnęła kolanami gałązki i pchnęła miotłę wyżej.

Kilka minut zajęło jej zrównanie się z Babcią Weatherwax, która leżała niemal na swojej miotle, by zmniejszyć opór wiatru. Ciemne wierzchołki drzew migały w dole, gdy Magrat dogoniła ją wreszcie. Babcia odwróciła się do niej, przytrzymując ręką kapelusz.

— W samą porę — rzuciła. — W tej zostało najwyżej parę minut lotu. Podleć bliżej i do roboty.

Wyciągnęła rękę. Magrat również. Miotły dygotały i kołysały się w strumieniach aerodynamicznych. Czarownice się dotknęły.

Magrat poczuła mrowienie, gdy moc popłynęła po ramieniu[15]. Miotła Babci skoczyła do przodu.

— Zostaw mi trochę! — zawołała Magrat. — Muszę wrócić na dół!

— To nie będzie trudne! — Babcia Weatherwax przekrzykiwała wycie wiatru.

— Ale wrócić bezpiecznie!

— Jesteś czarownicą, prawda? Przy okazji, zabrałaś kakao? Tu, w górze, można zamarznąć!

Magrat pokiwała głową i wolną ręką przekazała kosz.

— Świetnie! — stwierdziła Babcia. — Dobra robota. Spotkamy się przy moście na Lancre.

Wyprostowała palce.

Magrat została w tyle, szarpana wiatrem, mocno ściskając miotłę, która — jak się obawiała — miała tyle siły nośnej co drewniane polano. Z pewnością zbyt mało, by wyrwać dorosłą kobietę z objęć grawitacji.

Opadając wolno w stronę lasu, Magrat pomyślała, że fakt, iż Babcia nie chciała się przejąć jej problemami, był jednak rodzajem komplementu. Sugerował, że jej zdaniem potrafi rozwiązać je samodzielnie.

Przyszedł czas na któreś z zaklęć Przemiany.

Magrat skoncentrowała się.

No cóż, chyba się udało.

Żaden śmiertelnik nie dostrzegłby zmiany. Magrat osiągnęła jedynie zestrojenie procesów psychicznych. Z oszołomionej, lekko przestraszonej kobiety, szybującej ku nieprzyjaznej ziemi, zmieniła się w kobietę aktywną, optymistyczną, myślącą pozytywnie, która panuje nad własnym życiem, bierze za nie pełną odpowiedzialność i ogólnie wie, skąd przychodzi. Niestety to, dokąd zmierza, nie zmieniło się wcale. Tyle że Magrat poprawiło się samopoczucie.

Wbiła pięty w gałązki i zmusiła miotłę, by w jednym krótkim zrywie zużyła ostatnie resztki mocy i poleciała zygzakiem kilka stóp nad koronami drzew. Kiedy znowu opadła i zaczęła ryć bruzdę wśród liści, Magrat skupiła się, wszystkich bogów lasu, którzy akurat słuchają, poprosiła o miękkie lądowanie i runęła w dół.

Na Dysku znanych jest około trzech tysięcy ważniejszych bogów, a uczeni teologowie co tydzień odkrywają nowych. Oprócz drobniejszych bóstw skał, drzew i wody, w Ramtopach działają dwa. Pierwszy, Hoki, półczłowiek, półkozioł i złośliwy żartowniś, został wygnany z Dunmanifestin za zrobienie Ślepemu Io, przywódcy bogów, starego dowcipu z wybuchającą jemiołą. Drugi, Herne Ścigany, to strachliwe i zalęknione bóstwo małych kudłatych zwierzątek, których przeznaczeniem jest zakończyć życie z chrupnięciem i krótkim piskiem…

Każdy z nich mógł być sprawcą niewielkiego cudu, jaki oto nastąpił. Albowiem — w lesie pełnym zimnych kamieni, ostrych pni i ciernistych krzewów — Magrat wylądowała na czymś miękkim.

Babcia tymczasem, na drugim etapie swej podróży, przyspieszała w stronę gór. Wypiła żałośnie letnie kakao i z właściwą sobie dbałością o czystość środowiska zrzuciła butelkę, przelatując nad górskim jeziorem.

вернуться

15

Prawdopodobnie pierwsza próba tankowania miotły w powietrzu.