Выбрать главу

— Na szczęście nijak — zgodziła się Grażyna. — Ale ma znaczenie zasada demokracji. Armine nie powiedziała, że jest przeciwna.

— Ale tak pomyślała.

— Jest zakochana. A ten chłopak czeka na nią. — Grażyna zlekceważyła tę cudzą miłość. Nawet w słowie „chłopak” zabrzmiała pogarda.

— Sądziłem, ż& Armine jest twoją przyjaciółką.

— Jest moją przyjaciółką. Zrobię dla niej wszystko, co w ludzkiej mocy. Ale też zawsze mówię prawdę w oczy. Gdyby nawet trzech czy czterech członków załogi opowiedziałoby się za powrotem, to krzyczałabym, biłabym się z nimi, udowadniała, że powinniśmy lecieć dalej. Dlatego, że tych, co myślą słusznie jest więcej.

— Nie wiem — westchnął Pawłysz.

— Nigdy nie będziesz wielkim człowiekiem. Nie potrafisz podejmować decyzji.

— Nie chcę być wielkim człowiekiem.

— Szkoda. Nawet w tej chwili masz nadzieję, że łączność zostanie przywrócona i wrócisz do siebie na czas. Jesteś wystraszony, ale wstydzisz się przyznać. Podobam ci się i nawet wymyśliłeś sobie romantyczną historię o tym, jak to się pożenimy i będziemy wieczorami siedzieli i wpatrywali się w gwiazdy w Ogrodzie Zewnętrznym. Ale tak naprawdę, to bardzo chcesz do domu.

— Dobrze, że nie jesteś kapitanem. Zawsze podejmowałabyś decyzje za innych.

— Właśnie po to wyznacza się kapitanów. Ja rozumiem sytuację „Anteusza”. Tu są teraz dwaj kapitanowie, powstała sytuacja niezwykła, której nie przewidywał żaden informator. Na dodatek żadna decyzja nie zagraża bezpośrednio ani statkowi, ani załodze. Zatem kapitanowie, zwykli przecież ludzie, stracili głowy.

— Nie odczułem tego tak.

— Znam pewnego mężczyznę. Już trzeci rok nie może się zdecydować, zadręczył i mnie, i inną kobietę, a najbardziej samego siebie. To tchórzostwo i głupota. Gdyby podjął decyzję od razu, ktoś by się pomęczył trzy tygodnie, a potem wszyscy odetchnęliby z ulgą. Ludzie niezdolni do podjęcia decyzji są przestępcami. Zgadzasz się ze mną?

Pawłysz wiedział, że jego odpowiedź nie jest Grażynie potrzebna. Dlatego powiedział:

— Byłaś wzorową uczennicą?

— To nie jest wcale skomplikowane, Sławku. Należy tylko w odpowiednim czasie odrabiać zadane lekcje. Nie odkładać ich na jutro.

— A wpisy do dzienniczka robisz codziennie?

— Oczywiście. Na szczęście w twoim glosie pobrzmiewa rozczarowanie. Stworzyłeś sobie obraz pięknej kobiety, ponieważ brakowało innych. Odmalowałeś sobie mnie taką, jaką chciałbyś, by była twoja ukochana. A ja nie chcę grać według twoich reguł. Jesteś więc rozczarowany. To druga niespodzianka w ciągu dwóch dób…

— Dość, nie wierzę ci. Kiedy człowiek ma pewność swojej racji, nie musi krzyczeć i złościć się.

— Odejdź — powiedziała Grażyna. — Odejdź i żebym cię więcej nie widziała! Jesteś żałosny!

Pawłysz wzruszył ramionami. Słowa Grażyny nie uraziły go, ponieważ rozumiał, że rozmawia w tej chwili nie z nim, a z tym mężczyzną, który został na Ziemi.

Zadziwiający człowiek ta Grażyna… Pawłysz obracał to słowo na języku jak groszek — Grażyna, Grażynka…

Cicho zamknął za sobą drzwi.

„Problemy — pomyślał. — Problemy… Wszyscy mają jakieś problemy, a statek leci do gwiazdy. I zupełnie nie wiadomo, co i kiedy jest ważniejsze…”

— Najważniejsze, wszelako, że statek leci.

20

Noc na statku, który zawsze leci w wiecznym mroku.

Jesteś cząstką ogromnego świata, jakkolwiek małym wydaje się on w przestrzeni.

Jarzą się światła w korytarzach, nieco niższa temperatura po-. wietrzą, cicho poskrzypuje plastik pod stopami — w dzień milczy. Ludzie spotykający się nocy na korytarzu mówią półgłosem, chociaż i tak nie da się w kajucie usłyszeć głosu z korytarza.

Pawłyszowi, jak i poprzedniej nocy, nie chciało się spać.

Szacunek dla kosmonauty, który potrafi zawsze zasnąć w czasie na sen przeznaczonym — to pierwsza zasada. Pawłysz złamał ją już dwukrotnie.

Zatrzymał się pod drzwiami kajuty Armine.

Nie chciał wchodzić. Wyobraził sobie, jak Armine zasnęła, wypłakawszy się. Jeśli Grażyna ma rację, to przecież aż trudno sobie wyobrazić powrót do ukochanego po ćwierćwieczu. Nawet jeśli będzie wiemy i będzie czekał, to już nie ten sam człowiek. Może lepiej, żeby nie czekał?

W kajucie paliło się światło.

Drzwi, jak zauważył Pawłysz, nie były szczelnie zamknięte.

— Armine — zawołał cicho, przycisnąwszy usta do szczeliny.

Jeśli Armine nie śpi, to wejdzie, postanowił. W tej chwili była znacznie mu bliższa i bardziej zrozumiała niż stalowa Grażyna, chociaż nie wierzył tak do końca i w niewzruszoność zasad, i samej Grażyny. Każdy nosi jakąś swoją maskę. A Armine jest człowiekiem bez maski.

Niechcący, a może i nie, trącił drzwi, a one uchyliły się.

Kajuta była pusta. Pościel na łóżku zmięta. Pawłysz nie przestąpił progu, to by było jak podglądanie.

Pomyślał nagle, że Armine musi być przy Ogrodzie Zewnętrznym, na basenie. Tam można zobaczyć i las, i wodę.

Tam samotność nie jest taka bezosobowa. I nie wolno jej zakłócać?

A może trzeba?

Pawłysz przymknął drzwi i poszedł korytarzem dalej.

Zdziwił się bardzo na widok wychodzącego ze sterówki Ka-pitana-2, wysokiego, smagłego mężczyznę, wyglądającego, jakby dopiero wczoraj zszedł z wysokich gór, opalonego przez takie wysokogórskie słońce.

— Nie możesz zasnąć? — zapytał.

— Zaraz idę spać — odpowiedział Pawłysz.

— Spij. Jutro masz wachtę. A od waszej pracy i dokładności wiele może zależeć.

Pawłysz nie chciał, by kapitan wiedział, w jakim jest humorze czy jak się czuje. Kapitan, na szczęście, o nic nie pytał. Stali po prostu jak ludzie, którzy po jakimś czasie spotkali się na ulicy, którym niezręcznie jest pożegnać się, ale też nie za bardzo jest o czym rozmawiać.

— Gdybyś chciał — powiedział nagle Kapitan-2 — pokażę ci jutro portrety moich synów. Jeden ma sześć, drugi dziewięć lat. Wspaniałe chłopaki. Chcesz?

— Chcę, dziękuję.

— No to dobrze. Dobranoc.

I Kapitan-2, stąpając bezszelestnie, oddalił się w kierunku swojej kajuty.

A Pawłysz ruszył dalej, do Ogrodu Zewnętrznego.

21

Drzwi do sekcji z basenem były zamknięte.

Dziwne, kto i po co je zamknął?

Na statku w ogóle nie było zwyczaju zamykania drzwi. W przypadku awarii automatyka i tak zadziała szybciej i niezawodnie.

Co prawda, wiele rzeczy mogło się wydarzyć — remont, profilaktyka, może zaciął się zamek. I gdyby nie łata w przeźroczystej ścianie, Pawłysz odwróciłby się i odszedł, ale postąpił inaczej.

Jego niepokój był niczym nieuzasadniony i najprawdopodobniej po prostu śmieszny. Naiwny. Pobiegł jednak do wnęki.

Znajdowała się na drugim poziomie, o dwie minuty biegu.

Pawłysz otworzył drzwi do wnęki i nałożył skafander.

To mu zajęto kolejne dwie minuty.

Wybiegł na korytarz i pomknął z powrotem.

Basen i Zewnętrzny Ogród były jedną sekcją. Jedną z dwudziestu trzech sekcji „Anteusza”. Między sekcjami, na wypadek awarii, znajdowały się łączniki. Można było posłużyć się łącznikiem, wyłączywszy automaty.