Kiedyś Pawłysz przyniósł Grażynie obiad.
Czytała książkę. Pawłysz odnotował — szósty odcinek „Podwodnego świata”. Odmówiła zjedzenia zupy, więc zapytał:
— Gdzie się podziała twoja żelazna wola?
— Nigdy jej nie miałam.
Pewnie powinien był wyjść, ale nie miał na to wielkiej ochoty.
— Rozmawiałem z mechanikami. Oni sądzą, że można podnieść granicę mocy przerzutu. Przynajmniej teoretycznie.
Grażyna machnęła ręką, jakby opędzając się od słów Pawłysza.
— Sam się oszukujesz — powiedziała. — Teoretycznie to można dolecieć w ciągu pięciu nawet minut.
Pawłysz wykorzystał ten ruch jej ręki, by włożyć w nią łyżkę. Przysunął bliżej talerz.
Grażyna zjadła dwie łyki zupy.
Odłożyła łyżkę.
— Słowo honoru, nie chcę.
— Poczekam. Jestem uparty.
— No to czekaj.
— Czytasz szóstą część „Podwodnego świata”?
— Tak sobie, przeglądałam…
— Tylko się nie łam. — Pawłysz chwycił łyżkę i podał ją Grażynie.
Grażyna nieoczekiwanie chwyciła Pawłysza za przegub.
Znieruchomiał.
— Nie mam tu nikogo prócz ciebie — powiedziała.
— Jest nas tu trzydzieści osób… I Armine.
— Tylko ty, Sławku — powiedziała Grażyna. — Armine jest teraz zupełnie obca.
— Poważnie?
— Jestem pozbawiona poczucia humoru. Przecież wiesz. Jej ręka odsunęła się. Pawłysz znowu podał jej łyżkę, nie udało mu się wymyślić nic lepszego.
— Powiedz, tylko szczerze, nie obrażę się. Zakochałeś się we mnie od pierwszego spojrzenia?
— W ogóle nie ma innej miłości poza tą od pierwszego spojrzenia — powiedział Pawłysz, — Bo inaczej, jaki by to miało sens? Po co przypatrywać się sobie przez pół roku? Co nowego można zobaczyć?
— To prawda?
— Mnie to się tylko tak przydarza.
— Jak, tak? — Grażyna aż usiadła na łóżku. Jej zielone oczy rozpaliło ostre panterze światło. — Natychmiast wyjdź stąd. Wszystkim to mówisz? Zawsze ze wszystkimi tak ci wychodzi?
— Jak skończysz zupę, to wyjdę. Nie wcześniej. Mogę czekać. Nawet dwadzieścia lat.
— Dziękuję, Sławeczku. Ale teraz już sobie idź, dobrze?
— Zgoda.
— Przyjdziesz jutro?
— Zastanowię się — powiedział Pawłysz, wstając.
— Nienawidzę cię — powiedziała Grażyna — bo ciągle sobie kpisz.
— Bo jestem zdezorientowany. Pod drzwiami dogonił go jej głos:
— Od pierwszego spojrzenia?
— Słowo honoru.
— A wcześniej coś takiego nie miało miejsca?
— Nigdy.
— Dobranoc.
24
Tej nocy Pawłysz zasnął niemal błyskawicznie. Dotarł tylko do swojej kajuty i położył się, żeby pomyśleć o Grażynie.
Ale zasnął.
A rano obudził się przepełniony poczuciem szczęścia.
To uczucie było tak przyjemne, czułe i spokojne, że Pawłysz nawet nie usiłował uprzytomnić sobie, co się właściwie stało? Potem sobie przypomniał.
I zrozumiał, że straszliwie tęskni do Grażyny.
Może podskoczyła jej temperatura?
Odezwał się gong wzywający na śniadanie. Oho, Pawłysz zaspał. Tego jeszcze tylko brakowało!
Poderwał się, pośpiesznie umył, ubrał i pognał do messy.
Zaraz weźmie jej śniadanie i zaniesie do kajuty. I nawet, jeśli Wargezi będzie sobie pokpiwał, to nie obrazi się. Niech sobie szydzi, on ma po prostu taki charakter.
Grażyna siedziała W messie.
Na obliczu Pawłysza odbiło się takie rozczarowanie, że aż ktoś się roześmiał.
— Co się stało? — zapytał Johnson. Ale Pawłysz nie zdążył odpowiedzieć. Patrzył w zielone oczy, a w zielonych oczach widniało pytanie.
— Zamierzał pędzić ze śniadaniem do chorej — powiedział Wargezi — a chora pozbawiła go tej przyjemności.
— Postanowiliśmy się pobrać — przyznał Pawłysz. Sekundę wcześniej nawet nie myślał o tym. Słowa uleciały z jego ust całkowicie nieoczekiwanie.
— To prawda? — zapytał Kapitan-2. Ale zapytał nie Pawłysza, a Grażynę. Kąciki jego ust drgnęły, jakby starał się nie uśmiechnąć.
Po raz pierwszy Pawłysz zobaczył, jak Grażyna się rumieni. Milczała.
— Nie złość się — powiedział Pawłysz.
— Nie złoszczę się — ze złością w głosie, ale spokojnie odparła Grażyna.
— Przepraszam, powinienem był cię zapytać.
— Nawet o tym nie rozmawialiśmy!
Scena może i wyglądała śmiesznie, ale nikt się nie roześmiał.
— Ja tak to zrozumiałem. — Pawłysz miał ochotę wyjść.
— To żart — powiedziała Grażyna, zwracając się do wszystkich obecnych. — Co tak stoisz? Śniadanie się kończy. Spóźnisz się na wachtę.
Pawłysz posłusznie usiadł. Bał się, że wszyscy będą mu się przyglądać, ale załoga zaczęła rozmawiać o innych sprawach. Tylko Armine zerknęła na niego i natychmiast odwróciła wzrok.
„No i jesteśmy kwita” — pomyślał Pawłysz.
25
— Mogłeś się mnie zapytać — powiedziała Grażyna, kiedy wyszli z messy.
— Nie zdążyłem. Zobaczyłem ciebie i pomyślałem, że nie będziesz się złościć.
— To jakieś przedszkole. Zatrzymali się pod jej drzwiami.
Grażyna stanęła na palcach i pocałowała Pawłysza w kącik ust.
— Spałeś w nocy? — zapytała.
— Jeszcze jak!
— Szkoda. Ja nie spałam. Idź.
Kiedy Pawłysz zbliżył się do centrum przedziału kabinowego, zebrali się tam już wszyscy jego koledzy. Swoi. Oni mogli o wszystkim gadać.
— Możemy mieć do czynienia z najdziwniejszym małżeństwem we Wszechświecie — oświadczył Wargezi. — Skutek stresu psychologicznego.
— Nic dziwnego — powiedział Johnson. — To się zdarza również na Ziemi.
— Ale urządzimy weselisko — powiedział Stanzo. — Dawno już nie bawiłem się na prawdziwym weselu.
A wtedy zapłonął sygnał gotowości na pulpicie odbioru.
Najpierw mrugnął. Zapłonął ponownie i najpierw nikt nie pojął, co się właściwie dzieje.
W ciągu ostatnich dni wszyscy przywykli już do braku sygnału gotowości.
Sygnał jarzył się wyraźnie i pewnie.
Stanzo wstał, główny pulpit zaczął działać. Johnson powiadomił mostek, że łączność z Ziemią została przywrócona.
Po dwudziestu minutach nadszedł grawigram z Ziemi. Krótki: „Czekajcie na przerzut”. Do tego niezbędne dane — dokładny czas, masa, specyfikacja.
26
Grażyna, jako jedyna na statku, nie wiedziała, co się dzieje. Znajdowała się w kajucie i miała odłączony wewnętrzny komunikator.
Pawłysz, gdy tylko znalazł okazję, pobiegł do niej.
Od chwili przyjęcia grawigramu minęło dopiero pięć minut i dlatego wszyscy byli tak zajęci w teleportacji, że nie zdawali sobie do końca sprawy, co się stało. Ale, oczywiście, ucieszyli się. I oczekiwali ciągu dalszego.
— Grażyna! — Pawłysz wpadł do kajuty. — Wiesz, co się stało?
— Łączność, tak? — Głos Grażyny zadrżał.
To, że domyśliła się od razu, było niesprawiedliwe.
— Jak się domyśliłaś?
— Myślałam o tym — odpowiedziała Grażyna. — Akurat w tym momencie myślałam o tym.
— Czekałaś na to? — I nagle Pawłysz zrozumiał, że nie wydarzyło się nic dobrego. Że życie, które niedawno ułożyło się tak dramatycznie, prawdziwe, niezwykłe życie, kończy się. Jak taśma wideo.