Выбрать главу

— Wspaniale! — ucieszył się Jefri Lion i klasnął w dłonie.

— To rzeczywiście może się udać — przyznał Kaj Nevis. — Masz konkretny plan?

— Sprawa byłaby znacznie prostsza, gdyby nie dość istotne braki w wyposażeniu — przyznał kupiec. — Co prawda dysponujemy czterema standardowymi skafandrami próżniowymi, ale tylko dwoma zestawami przyczepnych silniczków na sprężone powietrze. Na szczęście unquiński skafander ma własne źródło napędu. Oto, co proponuję: przywdzieję ten wspaniały strój bojowy i opuszczę „Róg Obfitości Znakomitych Towarów po Nadzwyczaj Niskich Cenach” w towarzystwie Riki Dawnstar i Anittasa, którzy zabiorą oba zestawy silniczków. Spróbujemy dotrzeć najkrótszą drogą do „Arki”. Jeśli nam się uda, wykorzystamy zdumiewające możliwości mego skafandra w celu sforsowania śluzy powietrznej. Podobno Anittas jest wysokiej klasy specjalistą od zabytkowych układów cybernetycznych i prastarych komputerów; to bardzo dobrze. Wdarłszy się do wnętrza, z pewnością zdołamy w krótkim czasie uzyskać kontrolę nad „Arką” i dokonać niezbędnych zmian w jej systemach obronnych. Jak tylko to nastąpi, Kaj Nevis zacumuje mój okaleczony statek przy „Arce” i w ten sposób niebezpieczeństwo zostanie zażegnane.

Na policzki Celise Waan wystąpiły krwistoczerwone rumieńce.

— Zostawiasz nas tutaj na pewną śmierć! — zaskrzeczała. — Nevis, Lion, musimy ich powstrzymać! Jak tylko dotrą na „Arkę”, rozwalą nas na kawałki! Nie możemy im ufać!

Haviland Tuf wzniósł oczy ku sufitowi.

— Dlaczego musze niemal bez przerwy cierpieć zniewagi ze strony osób wątpiących w moje zasady moralne? Jestem człowiekiem honoru. Nigdy nie zdobyłbym się na taki postępek.

— To dobry plan — stwierdził Kaj Nevis i zaczął ściągać skafander. — Anittas, Rica! Ubierać się.

— Zamierzasz bezczynnie stać i patrzeć, jak nas tu zostawiają? — zapytała Celise Jefriego Liona.

— Jestem pewien, że nie mają złych zamiarów — odparł Lion, skubiąc brodę. — Poza tym, nawet gdybym im nie ufał, jak, twoim zdaniem, miałbym ich powstrzymać?

— Przenieśmy unquiński skafander do śluzy — zwrócił się Tuf do Nevisa.

Kaj skinął głową i wraz z kupcem wziął się do roboty. W tym czasie Dawnstar i cybertech zakładali standardowe stroje próżniowe stanowiące wyposażenie „Rogu Obfitości”. Sapiąc i stękając, dowlekli wreszcie ogromną zbroję do głównej śluzy statku; Tuf natychmiast przysunął sobie stołek i zaczął pakować się do środka.

— Chwileczkę, Tuffy — powiedział Nevis, kładąc mu rękę na ramieniu.

— Szanowny panie, nie lubię być dotykany, jeśli nie jest to konieczne — oznajmił kupiec. — Byłbym wdzięczny, gdyby zechciał pan cofnąć rękę.

Odwrócił się i zamrugał ze zdziwienia, nie dalej jak centymetr od twarzy ujrzał bowiem drżące ostrze wibronoża, zdolne przeciąć nawet najtwardszą stal.

— To rzeczywiście znakomity plan — powiedział Kaj Nevis — ale wprowadzimy do niego drobną zmianę. Ja założę ten superskafander i polecę na „Arkę” w towarzystwie Anittasa i Riki, a ty zostaniesz tutaj żeby umrzeć.

— Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł — odparł Tuf. — Poza tym napawa mnie smutkiem fakt, iż pan także podejrzewa mnie o niecne zamiary. Zapewniam pana, że myśl o zdradzie ani przez chwilę zagościła w mojej głowie.

— Za to zagościła w mojej, spryciarzu — poinformował go z uśmiechem Nevis. — I w dodatku wydała mi się całkiem sensowna. Haviland Tuf wyglądał jak uosobienie urażonej niewinności.

— Pański podstępny plan spełzł na niczym — oznajmił. — Za pańskimi plecami stoją Rica Dawnstar i Anittas. Jak wiadomo, Rica została zatrudniona właśnie po to, by zawczasu udaremnić wszelkie działania podobne do tych, które pochopnie pan podjął. Będzie lepiej, jeśli od razu się pan podda.

Kaj Nevis dalej uśmiechał się lekceważąco.

Rica trzymała hełm pod pachą. Popatrzyła na Nevisa, przeniosła wzrok na Tufa, potrząsnęła ładną główką o krótko ostrzyżonych włosach i westchnęła głęboko.

— Widzisz, Tuf? Powinieneś był przyjąć moją propozycję. Uprzedzałam cię, że być może już niedługo nadejdzie pora, kiedy będziesz żałował, iż nie masz sojusznika. — Założyła hełm, sprawdziła szczelność skafandra i przypięła silniczki. — Idziemy, Nevis.

Przez szeroką twarz Celise Waan przemknął błysk zrozumienia. Tym razem otyła antropolog nie poddała się histerii, tylko błyskawicznie rozejrzała się w poszukiwaniu broni, a że nie znalazła niczego, co mogłoby odegrać taką rolę, więc niewiele myśląc, chwyciła siedzącego nieopodal Muchomora, który z zainteresowaniem śledził rozwój wydarzeń, i uniosła go oburącz nad głowę.

— Ty… ty… ty!!! — wrzasnęła, po czym cisnęła kotem w Nevisa, który jednak zdążył się uchylić. Kocur miauknął głośno i odbił się od Anittasa.

— Uprzejmie proszę, by zechciała pani powstrzymać się od rzucania moimi kotami — zwrócił się do niej Tuf.

Kaj Nevis doskoczył do Tufa i w nie wróżący nic dobrego sposób machnął mu przed oczami nożem wibracyjnym, w związku z czym kupcowi nie pozostało nic innego, jak się cofnąć. Nevis zaczekał, aż Haviland Tuf odsunie się na bezpieczną odległość, pochylił się, metodycznie pociął na strzępy jego skafander, potem zaś wskoczył do wnętrza unquińskiego skafandra bojowego. Rica Dawnstar zajęła się hermetyzowaniem stroju, Kaj Nevis natomiast pospiesznie zapoznawał się z przyrządami kontrolnymi. Po pięciu minutach bąblasty wizjer zapłonął złowróżbną czerwienią, potężne górne kończyny drgnęły, wyprostowały się i podkurczyły, zaraz potem zaś to samo uczyniły mniejsze, zakończone szczypcami. Anittas otworzył wewnętrzne drzwi śluzy Kaj Nevis ruszył pierwszy, za nim do śluzy wszedł cybertech, na końcu zaś Rica Dawnstar.

— Wybaczcie — powiedziała, przystanąwszy w progu. — Osobiści nic do was nie mam. Po prostu umiem liczyć, i tyle.

— Zaiste — odparł Haviland Tuf. — Odnoszę wrażenie, że najlepiej opanowała pani odejmowanie.

Haviland Tuf siedział w obszernym fotelu przed główną konsoletą. z wciąż obrażonym Muchomorem na kolanach, i obserwował wskazania przyrządów.

— Jak na razie, „Arka” nie ostrzelała naszych niedawnych towarzyszy — poinformował Jefriego Liona i Celise Waan.

— To wszystko moja wina! — jęknął po raz kolejny Lion.

— Nieprawda — warknęła Celise. — To jego wina! — Wskazała kciukiem Tufa.

— Nie potrafi pani docenić pozytywnych aspektów sytuacji — stwierdził z wyrzutem kupiec.

— Tak? A jakie one są, jeśli wolno spytać? Tuf splótł długie białe palce.

— Po pierwsze, Kaj Nevis zostawił nam jeden w pełni sprawny skafander próżniowy…

— Ale zabrał wszystkie przyczepne silniczki.

— Teraz, kiedy nasz stan zmniejszył się o połowę, powietrza wy starczy nam na dwa razy dłużej…

— Ale w końcu i tak go zabraknie.

— Nasi zdradzieccy towarzysze nie posłużyli się unquińskim skafandrem bojowym, żeby zniszczyć „Róg Obfitości Znakomitych Towarów po Nadzwyczaj Niskich Cenach”, chociaż mogli to uczynić.

— To dlatego, że Nevis skazał nas na powolną śmierć w męczarniach.

— Nie sądzę. Moim zdaniem, raczej pragnął zachować mój statek jako ostatnią deskę ratunku na wypadek, gdyby z jakichś powodów nie zdołał dostać się na pokład „Arki” — odparł Tuf. — Dzięki temu mamy dach nad głową, prowiant oraz możemy się poruszać, co prawda niezbyt szybko i na niewielkie odległości.