Выбрать главу

— Wszystko, co powiedziałem pani na temat manny, jest szczerą prawdą.

Kufel pisnął cicho.

— Szczerą prawdą… — powtórzyła Tolly Mune. — Szczerą, cholerną prawdą. Co oznacza, że nie powiedziałeś nam wszystkiego.

— Wszechświat jest wypełniony faktami do tego stopnia, że ludzkość nigdy nie zdoła ich wszystkich poznać, co musi budzić pewne zdziwienie, jeśli weźmie się pod uwagę, iż w skład tejże ludzkości wchodzą także nieprzeliczone masy mieszkańców S’uthlam. Nigdy nie zdołałbym powiedzieć pani wszystkiego na żaden temat, choćby nie wiadomo jak zawężony.

Zbyła jego wywód niecierpliwym machnięciem ręki.

— Co chcesz nam zrobić, Tuf?

— Chcę znaleźć wyjście z gnębiącego was kryzysu żywnościowego — powiedział tonem spokojnym i chłodnym jak woda w jeziorze, i równie tajemniczym.

— Kufel mruczy, więc mówisz prawdę. Ale w jaki sposób masz zamiar to osiągnąć?

— Dzięki mannie.

— Bujda na resorach. Nic mnie nie obchodzi, jak smaczne i na ile uzależniające są jej owoce ani jak szybko rośnie to cholerne zielsko. Żadna roślina nie zdoła wyciągnąć nas z kłopotów. Już tego próbowałeś, Tuf. Przerobiliśmy wszystko: omnizboże, krowie strąki, powietrzny plankton i farmy grzybów. Wiem, że trzymasz coś w zanadrzu. Dalej, wyduś to z siebie.

Przez ponad minutę Haviland Tuf przyglądał się jej w milczeniu. Kiedy tak wpatrywał się prosto w jej oczy, Tolly odniosła wrażenie, że zagląda głęboko do jej wnętrza, jakby on także potrafił czytać w myślach.

Może i tak było w istocie, gdyż wreszcie powiedział:

— Tej rośliny, jeżeli raz się ją zasieje, już nigdy nie będzie można wytępić, nawet za pomocą najbardziej drastycznych środków. W sprzyjającym klimacie będzie się rozprzestrzeniała z oszałamiającą prędkością. Zimno jej szkodzi, a mróz zabija, lecz i tak w krótkim czasie uda jej się opanować tropikalne i zwrotnikowe rejony planety, a to w zupełności wystarczy.

— Do czego?

— Owoce manny mają wielką wartość odżywczą. Dzięki nim już w ciągu kilku pierwszych lat uda się zmniejszyć niedobór kalorii i poprawić warunki życia ludności. Co prawda po pewnym czasie rośliny wyginą, wyczerpawszy zasoby gleby, w związku z czym trzeba będzie na kilka lat wprowadzić na te tereny inne uprawy, zanim ziemia odpocznie na tyle, by ponownie wyżywić krzewy manny ale wówczas nie będzie to miało większego znaczenia, gdyż manna wykona już swoje zasadnicze zadanie. Pył, który gromadzi się na spodniej stronie liści, składa się z symbiotycznych mikroorganizmów, odgrywających ważną rolę w procesie zapylania. Spełniają one jeszcze jedną, niezwykle istotną funkcję, a roznoszone przez wiatr, ludzi i szkodniki dotrą w każde miejsce na powierzchni waszej planety.

— Ten biały pył… — szepnęła Tolly. Osiadł jej na palcach, kiedy dotknęła liścia manny.

W gardle Kufla zaczął narastać groźny pomruk. Na razie był tak cichy, że bardziej go wyczuwała, niż słyszała. Haviland Tuf splótł palce na brzuchu.

— Pył ów można uważać za coś w rodzaju organicznego środka antykoncepcyjnego. W bardzo silny i nieodwracalny sposób wpływa on zarówno na płodność mężczyzn, jak i kobiet. Wątpię, aby interesowały panią szczegóły dotyczące zasad jego działania.

Tolly Mune otworzyła usta, zamknęła je i zamrugała raptownie, by powstrzymać napływające jej do oczu łzy. Nie miała pojęcia, czy były to łzy rozpaczy, czy łzy wściekłości, ale na pewno nie łzy szczęścia. Nigdy by na to nie pozwoliła.

— Rozłożone w czasie ludobójstwo — wykrztusiła z trudem. Nie poznała swego głosu, taki był głuchy i schrypnięty.

— Skądże znowu — zaprotestował Tuf. — Część pani rodaków okaże się odporna na działanie tego środka. Według moich szacunków od 1,07 do 1,11 procent mieszkańców S’uthlam nie odczuje najmniejszych skutków jego zastosowania i będzie się nadal rozmnażać, przekazując tę odporność następnym pokoleniom. Niemniej jednak jeszcze w tym roku stanie się pani świadkiem gwałtownej implozji demograficznej, gdyż krzywa urodzeń przestanie podążać w górę, by skierować się ostro w dół.

— Nie masz prawa — wycedziła Tolly.

— Od samego początku powtarzałem pani, iż po to, by rozwiązać problem gnębiący mieszkańców S’uthlam, należy zastosować radykalny środek, dający długotrwałe efekty.

— Być może, ale co z tego? Co z wolnością, Tuf? Co z prawem indywidualnego wyboru? Być może moi ludzie są egoistycznymi, krótkowzrocznymi głupcami, ale to w niczym nie zmienia faktu, że pozostają ludźmi, dokładnie tak samo jak ja albo ty. Mają prawo samodzielnie podejmować decyzję, czy i ile chcą mieć dzieci. Kto cię upoważnił, żebyś decydował o tym za nich? — Czuła, jak z każdym słowem ogarnia ją coraz większa wściekłość. — Nie jesteś lepszy od nas, bo też jesteś tylko człowiekiem. Cholernie niezwykłym człowiekiem, to prawda, ale niczym mniej i niczym więcej. Jakim prawem odgrywasz przed nami boga i kierujesz naszym życiem?

— Bo mam „Arkę” — odparł spokojnie.

Kufel szarpnął się gwałtownie, więc Tolly pozwoliła mu zeskoczyć na podłogę, ani na chwilę nie spuszczając wzroku z bladej, nieprzeniknionej twarzy Tufa. Nagle poczuła ogromną ochotę, żeby go uderzyć, sprawić mu ból, zmusić do zrzucenia tej nieruchomej, obojętnej maski.

— Ostrzegałam cię kiedyś, pamiętasz? Władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie.

— Mam wspaniałą pamięć.

— Szkoda, że nie można powiedzieć tego samego o twojej moralności — wycedziła lodowatym tonem Tolly Mune, a Kufel zawtórował jej potępiającym syknięciem. — Nie mogę zrozumieć, dlaczego pomogłam ci zachować ten przeklęty statek! Ależ ze mnie idiotka! Zbyt długo żyłeś w świecie fantazji, Tuf. Pewnie uważasz, że ktoś mianował cię bogiem?

— Mianuje się urzędników — odparł Haviland Tuf. — Bogowie, naturalnie jeśli założymy, że w ogóle istnieją, są powoływani według odmiennej procedury. Nie zgłaszam żadnych pretensji do boskości w mitologicznym sensie tego słowa, choć przyznaję, że pod wieloma względami istotnie dysponuję boską mocą. Przypuszczam, że pani także zdała sobie z tego sprawę już dawno temu, kiedy po raz pierwszy zwróciła się do mnie z prośbą o rozmnożenie chleba i ryb. — Kobieta otworzyła usta, żeby odpowiedzieć, ale on uciszył ją władczym gestem. — Proszę mi nie przerywać. Postaram się, by moje wystąpienie nie trwało zbyt długo. Pani i ja jesteśmy do siebie bardzo podobni…

— Ja tak nie uważam, do cholery! — wrzasnęła.

— Jesteśmy bardzo podobni — powtórzył Tuf spokojnie, lecz stanowczo. — Kiedyś wyznała pani, że nie należy do osób nadmiernie przywiązanych do religii, a ja także nie czczę mitów. Zaczynałem jako zwykły kupiec, lecz natrafiwszy na „Arkę”, przekonałem się, iż na każdym kroku prześladują mnie bogowie, prorocy i demony. Noe i potop, Mojżesz i plagi egipskie, chleb i ryby, manna, krzak gorejący, żony zamienione w słupy soli… Musiałem przywyknąć do tego wszystkiego. Zarzuca mi pani, że uważam się za boga, choć ja nigdy tak nie twierdziłem, ale muszę przyznać, iż pierwszą rzeczą, jaką wiele lat temu uczyniłem na pokładzie tego statku, było wskrzeszenie z martwych. — Wskazał odległe o kilka metrów stanowisko. — Stało się to dokładnie w tym miejscu. Co więcej, istotnie dysponuję czymś w rodzaju boskich możliwości, przynajmniej w odniesieniu do pojedynczych planet, o których życiu lub śmierci mogę decydować. Jednak, rozporządzając taką władzą, czy mam prawo uchylać się od związanej z nią nierozerwalnie odpowiedzialności? Wydaje mi się, że nie.