Выбрать главу

— Tak?

— Czuję się zmuszony zwrócić pani uwagę — powtórzył Haviland Tuf — iż w korytarzu za pani plecami pojawił się drapieżny dinozaur dość pokaźnych rozmiarów, który teraz usiłuje się do nas niepostrzeżenie podkraść. Obawiam się, że może mieć z tym pewne problemy.

Tyranozaur zaryczał przeraźliwie. Rica Dawnstar nawet nie drgnęła.

— Co ty powiesz? — zapytała z przekąsem. — Myślisz, że dam się nabrać na tak prymitywną sztuczkę? Słowo daję, spodziewałam się po tobie czegoś więcej!

— Protestuję! — odparł z godnością Tuf, jednocześnie uruchamiając silnik trójkołowca. — Nie próbuję pani oszukać. Dowodem niech będzie niesłychany pośpiech, z jakim uaktywniłem jednostkę napędową mego pojazdu. Jak może mi pani nie wierzyć? Czyżby nie słyszała pani odgłosów ciężkich stąpnięć ani straszliwego ryku rozjuszonej bestii?

— To ma być ryk? — Lekceważąco wzruszyła ramionami. — Bądźmy poważni, Tuf. Zadałam pytanie, teraz udzielę na nie odpowiedzi. Jest bardzo prosta. Przeoczyliśmy mały, ale dość istotny fragment układanki.

— Zaiste — bąknął Haviland Tuf.

Tyranozaur zbliżał się coraz prędzej. Ponad wszelką wątpliwość znajdował się w paskudnym nastroju, a jego ogłuszające ryki sprawiały, że kupiec z trudem słyszał słowa kobiety.

— Ludzie z Inżynierskiego Korpusu Ekologicznego byli kimś więcej niż technikami od klonowania. Byli uczonymi, wojskowymi, a przede wszystkim znakomitymi genetykami. Potrafili odtworzyć niezliczone formy życia z setek planet i umieścić je w zbiornikach, ale potrafili też coś jeszcze: nauczyli się manipulować DNA, zmieniać te formy życia i dostosowywać je do swoich potrzeb!

— Bez wątpienia — odparł Tuf. — Zechce mi pani wybaczyć, ale obawiam się, że muszę czym prędzej oddalić się z tego miejsca.

Tyranozaur był już zaledwie dziesięć metrów od Riki Dawnstar. Zwolnił kroku, przystanął, zaryczał jeszcze głośniej i rąbnął ogonem w ścianę. Siła uderzenia była tak wielka, że pojazd Tufa zakołysał się wyraźnie. Z obnażonych zębów drapieżnika kapała ślina, krótkie przednie łapy, zakończone budzącymi respekt pazurami, poruszały się energicznie.

— Nie spodziewałam się po tobie takiego braku wychowania — stwierdziła z dezaprobatą Rica Dawnstar. — To właśnie jest odpowiedź, Tuf. Wszystkie te stworzenia, te potwory, przez setki albo nawet tysiące lat trzymano w polach statycznych, ale one wcale nie są zwykłymi potworami. Zostały sklonowane w konkretnym celu: żeby bronić statku przed intruzami. Zmodyfikowano ich kod genetyczny, by jak najlepiej wywiązały się z zadania.

Tyranozaur zrobił krok naprzód, potem drugi i trzeci, aż wreszcie zatrzymał się tuż za Riką Dawnstar.

— Na czym polegała modyfikacja?

— Już myślałam, że nigdy nie zapytasz.

Tyranozaur pochylił się, otworzył paszczę i zaczął ją osuwać na głowę kobiety.

— Telepatia — powiedziała Rica spomiędzy jego zębów, po czym wyciągnęła rękę, chwyciła jakiś przedmiot, który utkwił między kłami, i wyszarpnęła go. — Niektórym z nich, tym prawie zupełnie pozbawionym inteligencji, „wszczepiono” instynktowną odrazę do członków załogi, natomiast te bystrzejsze otrzymały ograniczone zdolności telepatyczne, tyle że działające w jedną stronę: jako odbiorniki. Narzędziami kontroli były wzmacniacze fal psychicznych. Bardzo zgrabne, lekkie urządzonka, przypominające korony. Mam jedną z nich na głowie. Dzięki niej część zwierzyńca unika mnie jak ognia, część zaś jest mi posłuszna. — Zgrabnie wyślizgnęła się spomiędzy szczęk dinozaura i poklepała go po pysku. — Siad!

Tyranozaur ryknął, po czym zgiął potężne tylne łapy, jednocześnie niemal dotykając podłogi klatką piersiową. Rica zarzuciła mu na grzbiet płytkie siodło i zajęła się zapinaniem popręgów.

— Podczas naszej rozmowy przez cały czas miałam go pod kontrolą — poinformowała Tufa. — Prawdę powiedziawszy, to ja go tu wezwałam. Jest głodny. Co prawda zeżarł Liona, ale Jefri był kościsty, a ten zwierzak przecież nie jadł od prawie tysiąca lat.

Haviland Tuf z namysłem spojrzał na igłacz; maleńka broń nagle wydawała mu się zupełnie bezużyteczna, tym bardziej że był dość kiepskim strzelcem.

— Z największą ochotą sklonuję mu smakowitego stegozaura.

— Dzięki, ale nie trzeba — odparła Rica Dawnstar, dopinając uprząż. — Za późno, żeby się wycofać. Wszedłeś do gry na własne życzenie, Tuf. Cóż, wygląda na to, że przegrałeś z kretesem. Trzeba było wycofać się wtedy, kiedy dałam ci szansę. Rozpatrzmy jeszcze raz twoje roszczenia, dobrze? Lion, Nevis i pozostali zaproponowali ci pełny udział, zgadza się? Obawiam się, że go zaraz otrzymasz: spotka cię dokładnie to samo co ich. Jeśli natomiast chodzi o twoje rzekome prawa moralne, opierające się na kryterium umiejętności wykorzystania potencjału „Arki”… — Ponownie poklepała dinozaura po pysku i uśmiechnęła się drapieżnie. — Cóż, chyba udowodniłam ponad wszelką wątpliwość, że lepiej od ciebie poznałam jej możliwości. Niżej! — Tyranozaur pochylił się jeszcze bardziej, a Rica jednym susem zajęła miejsce w siodle. — Wstawaj!

Podniósł się posłusznie.

— Rozumiem więc, że odsuwamy na bok aspekty prawne i moralne, by wrócić do brutalnej przemocy — powiedział ze smutkiem Haviland Tuf.

— Na to wygląda — odparła Rica z grzbietu monstrualnego jaszczura, po czym zmusiła go do zrobienia kilku ostrożnych kroków, jakby chciała stopniowo przekonać się o jego możliwościach. — Tylko nie mów, że grałam nie fair! Co prawda mam dinozaura, ale ty masz mój igłacz. Może jakimś cudem uda ci się trafić. Oboje jesteśmy uzbrojeni, Tuf. — Parsknęła dzikim śmiechem. — Tyle że ja jestem uzbrojona po zęby!

Haviland Tuf bez słowa cisnął igłacz w jej stronę. Był to bardzo celny rzut; wydawało się, że broń sama wpadła Rice do ręki.

— Co to ma znaczyć? Poddajesz się?

— Pani wykład na temat uczciwości wywarł na mnie wielkie wrażenie — poinformował ją Tuf. — Nie zamierzam wykorzystywać przewagi. Pani ma zwierzę i ja mam zwierzę. — Pogłaskał szarego kociaka. — Teraz pani ma broń.

Wrzucił wsteczny bieg, ostro ruszył z miejsca i z maksymalną prędkością odjechał w kierunku pobliskiego skrzyżowania.

— Cóż, jak chcesz… — mruknęła Rica Dawnstar.

Znudziła ją ta zabawa. Zrobiło się jej trochę smutno. Tuf właśnie wykonywał 180-stopniowy skręt, żeby ustawić się przodem do kierunku jazdy. Tyranozaur szeroko otworzył paszczę i z potwornym rykiem głodu i nienawiści, takim samym jak przed milionami lat, puścił się w pogoń.

Wciąż przeraźliwie rycząc, wpadł na skrzyżowanie korytarzy.

Elektroniczny mikromóżdżek ustawionego dwadzieścia metrów dalej działka plazmowego zarejestrował fakt, że w polu ostrzału znalazł się obiekt znacznie przekraczający minimalne rozmiary ustalone dla potencjalnego celu. Ułamek sekundy później rozległo się ledwo słyszalne cyknięcie.

Haviland Tuf odwrócił się plecami do eksplozji i własnym ciałem zasłonił kotka przed oślepiającym blaskiem, gorącym podmuchem i ogłuszającym hukiem plazmowego wybuchu. Na skrzyżowaniu korytarzy rozpętało się prawdziwe piekło; na szczęście ognista kula szybko zgasła, choć jeszcze przez wiele lat w tym miejscu miał się unosić smród spalonego mięsa, część podłogowych i ściennych paneli trzeba było wymienić, wiele innych zaś zostało trwale osmalonych.

— Jak widzisz, ja także miałem broń — powiedział Haviland Tuf do kota.

Dużo później, kiedy atmosfera „Arki” nadawała się do oddychania, Furia i Chaos zadomowiły się w kajucie kapitańskiej, Tuf zaś przeniósł z „Rogu Obfitości” wszystkie przedmioty osobistego użytku, zajął się zwłokami, przeprowadził niezbędne naprawy oraz zdołał nieco uspokoić nadzwyczaj hałaśliwą istotę mieszkającą na szóstym poziomie, rozpoczął metodyczne zwiedzanie statku. Drugiego dnia natrafił na magazyn ubrań, ale mężczyźni i kobiety służący w Inżynierskim Korpusie Ekologicznym byli znacznie niżsi i szczuplejsi od niego, w związku z czym nie zdołał znaleźć dla siebie munduru.