Выбрать главу

— Kapitanie Mune — przemówił Tuf, nie okazując niepokoju ani niepewności. — Jestem zmuszony kategorycznie zaprotestować. Rozumiem, że bezustanne określanie mojej osoby mianem „muchy” wynika z barwności miejscowego slangu i nie niesie ze sobą żadnych obraźliwych treści, ale żeby podchwycić tę niezbyt lotną przenośnię, nie mogę nie zareagować na brutalną próbę oderwania mi skrzydełek.

Tolly Mune uśmiechnęła się do niego.

— Przykro mi, Tuf. To ostateczna cena.

— Zaiste — odparł Haviland Tuf. — Ostateczna. Cóż za interesujące słowo. Gdyby nie to, że jestem onieśmielony faktem przebywania w towarzystwie tak znakomitej osoby, oraz gdyby nie fakt, że żywię głęboką niechęć do obrażania kogokolwiek, odważyłbym się zasugerować, iż ostateczność tej oferty do złudzenia upodabnia ją do ultimatum. Zwykła uprzejmość nakazuje mi powstrzymać się przed użyciem takich określeń, jak chciwość, skąpstwo i kosmiczne piractwo. Nie zawaham się jednak wskazać, że wymieniona kwota pięćdziesięciu milionów kredytek wielokrotnie przewyższa roczny całkowity dochód brutto niejednej planety.

— Małej planety — wpadła mu w słowo Tolly. — A to jest duża robota. Masz cholernie wielki statek.

Tuf zachował kamienny spokój.

— Przyznaję, iż „Arka” jest rzeczywiście dużym statkiem, lecz obawiam się, że w sprawie stanowiącej przedmiot naszego zainteresowania nie ma to większego znaczenia, chyba że ustalacie swoje honorarium w zależności od powierzchni, nie od liczby przepracowanych godzin.

Tolly parsknęła śmiechem.

— To nie to samo, co wyposażyć jakiś stary frachtowiec w nowe pulsatory albo przeprogramować komputer nawigacyjny. Mówisz o tysiącach roboczogodzin, nawet przy trzech pełnych zespołach pracujących na trzy zmiany, o potwornym wysiłku naszych najlepszych cybertechów i o wyprodukowaniu części nie wytwarzanych od setek lat, a to wszystko dopiero początek. Zanim zaczniemy rozbierać to twoje wielgachne muzeum, musimy je najpierw dokładnie poznać, bo jak nie, to nigdy w życiu nie uda nam się go z powrotem złożyć do kupy. Trzeba będzie ściągnąć z powierzchni kilkudziesięciu specjalistów, a kto wie, czy nawet nie spoza naszego systemu. Pomyśl tylko, ile na to trzeba czasu, energii i kalorii! Sama opłata za cumowanie… Przecież to bydlę ma trzydzieści kilometrów długości! Nie można wprowadzić go do sieci. Będziemy musieli obudować go specjalnym dokiem, a nawet wtedy zajmie nam tyle miejsca, ile trzeba by dla trzystu normalnych statków. Nawet nie masz pojęcia, Tuf, jakie to są koszty. — Policzyła coś szybko na kalkulatorze i potrząsnęła głową. — Zakładając optymistycznie, że będziesz tu tylko jeden lokalny miesiąc, samo postojowe wyniesie prawie milion kalorii, czyli ponad trzysta tysięcy kredytek.

— Zaiste — powiedział Haviland Tuf. Tolly Mune rozłożyła bezradnie ręce.

— Jeżeli nie podoba ci się nasza cena, oczywiście możesz zwrócić się do kogoś innego.

— Ta sugestia jest w najwyższym stopniu niepraktyczna — odparł Tuf. — Muszę z żalem stwierdzić, że choć moje wymagania nie są zbyt wielkie, tylko kilka planet dysponuje wystarczającymi możliwościami, żeby im sprostać. Jest to nadzwyczaj smutny fakt, świadczący o obecnym technologicznym ubóstwie ludzkości.

— Tylko kilka planet? — powtórzyła Tolly Mune, unosząc wysoko brwi. — Więc może zbyt nisko wyceniliśmy nasze umiejętności?

— Mam nadzieję, że nie zechce pani wykorzystać mojej naiwnej prostolinijności.

— Nie — odparła krótko. — Jak powiedziałam, to ostateczna cena.

— Wygląda na to, że utknęliśmy w nieprzyjemnym, zagmatwanym impasie. Wystawiliście rachunek, którego ja, obawiam się, nie będę w stanie uiścić.

— Nigdy bym nie przypuszczała. Wydawało mi się, że jak ktoś ma taki statek, to parę kalorii nie stanowi dla niego problemu.

— Bez wątpienia już wkrótce rozpocznę lukratywną karierę inżyniera ekologa, ale na razie jeszcze to nie nastąpiło, co zaś do mojej poprzedniej profesji, to w niedawnym czasie poniosłem o tyle niespodziewane, co poważne straty finansowe. Może zamiast zapłaty w gotówce zechcielibyście przyjąć znakomite plastykowe kopie cooglijskich masek orgiastycznych? Mogą stanowić niezwykły, inspirujący element ściennych dekoracji, a niektórzy twierdzą, że mają działanie zbliżone do najlepszych afrodyzjaków, które…

— Obawiam się, że nie — przerwała mu Tolly Mune. — Ale wiesz co, Tuf? Masz dzisiaj szczęśliwy dzień.

— Żywię niejasne podejrzenia, że raczy pani. sobie ze mnie żartować, kapitanie Mune — odparł Haviland Tuf. — Nawet jeżeli za chwilę poinformuje mnie pani o nadzwyczajnej, pięćdziesięcioprocentowej bonifikacie albo udzieli mi pani szalenie korzystnego rabatu, to obawiam się, że nie będę mógł z tego skorzystać. Będę z panią brutalnie szczery, kapitanie Mune, i powiem wprost, że w chwili obecnej doskwiera mi dość poważny niedobór środków finansowych.

— Mam na to sposób — oznajmiła Tolly Mune.

— Zaiste.

— Jesteś handlarzem, Tuf. W gruncie rzeczy nie potrzebujesz tak wielkiego statku jak „Arka”, prawda? Poza tym nie masz najmniejszego pojęcia o inżynierii ekologicznej. Ten zabytek do niczego ci się nie przyda, choć, oczywiście, sam w sobie przedstawia pewną wartość. — Obdarzyła go promiennym uśmiechem. — Pogadałam z paroma ludźmi z dołu. Rada Planety uważa, że byłoby dla ciebie korzystne, gdybyś zechciał sprzedać nam „Arkę”.

— Ich troskliwość jest doprawdy wzruszająca.

— Zapłacimy ci uczciwą cenę — ciągnęła Tolly. — Trzydzieści procent szacunkowej wartości statku.

— Którą sami ustalicie, ma się rozumieć — zauważył Tuf głosem pozbawionym śladu jakichkolwiek emocji.

— Tak, ale to nie wszystko. Oprócz tego dorzucimy jeszcze milion kredytek, a także damy ci nowy statek. Nowiutki jak spod igły Longhaul Dziewięć, największy frachtowiec, jaki produkujemy, z całkowicie zautomatyzowaną kuchnią, kabinami dla sześciu osób, generatorem grawitacji, dwoma promami orbitalnymi, ładowniami wystarczająco dużymi, żeby stanęły koło siebie dwa największe transportowce z Avalonu i Kimdis, potrójnym systemem podtrzymywania życia, najszybszym komputerem serii Smartalec z procesorem mowy, a nawet możliwością zainstalowania uzbrojenia, gdybyś sobie tego życzył. Byłbyś najlepiej wyposażonym niezależnym kupcem w całym sektorze.

— Jestem jak najdalszy od niedoceniania tak wielkiej hojności — odparł Haviland Tuf. — Sama myśl o waszej wielkodusznej ofercie sprawia, że kręci mi się w głowie. Jednak, choć bez wątpienia na pokładzie tego znakomitego nowego statku, który mi proponujecie, czekałyby na mnie wszystkie możliwe wygody, muszę wyznać, iż zdążyłem już zapałać do „Arki” głupim, irracjonalnym sentymentem. Choć zniszczona i bezużyteczna, jest przecież ostatnią jednostką operacyjną pozostałą po nie istniejącym już Inżynierskim Korpusie Ekologicznym, a tym samym obiektem o nadzwyczajnej wartości historycznej, pomnikiem rozmachu i geniuszu ludzkości, w dalszym ciągu mogącym znaleźć pewne drobne zastosowania. Jakiś czas temu, kiedy przemierzałem samotnie niezmierzone przestrzenie kosmosu, powziąłem postanowienie, żeby porzucić niepewne życie kupca na rzecz profesji inżyniera ekologa. Mimo że była to decyzja pozbawiona wszelkiej logiki i nie opierająca się na żadnych konkretnych przesłankach, zdążyłem się już jednak z nią nieco oswoić, a obawiam się, iż upór stanowi jedną z największych wad mego charakteru. Właśnie dlatego, kapitanie Mune, z najwyższą przykrością muszę odrzucić pani propozycję. Zatrzymam „Arkę” dla siebie.