Выбрать главу

Jefri Lion, którego srebrzysta flota nieodmiennie pierwsza znikała z planszy podczas wszystkich dotychczasowych rozgrywek, odchrząknął i podrapał się po głowie.

— Widzisz, Tuf…

Z niezręcznej sytuacji wybawiły go przeraźliwy wrzask oraz stek przekleństw, które dobiegły z sąsiedniego pomieszczenia. Haviland Tuf z zaskakującą zwinnością poderwał się na nogi i ruszył do wyjścia ze sterowni. Rica Dawnstar deptała mu po piętach.

W chwili, kiedy wyszli na korytarz, z kajuty mieszkalnej wypadła Celise Waan, ścigając małe czarno-białe stworzenie, które przecisnęło się między ich nogami i umknęło do sterowni.

— Łapać go! — wrzasnęła Celise. Miała czerwoną, nabrzmiałą twarz, a jej oczy miotały wściekłe błyski.

Drzwi były wąskie, Haviland Tuf wysoki i szeroki.

— W jakim celu, jeśli można wiedzieć? — zapytał, zastępując jej drogę.

Antropolog pokazała mu lewe przedramię. Widniały na nim trzy krótkie, ale dość głębokie zadrapania, z których sączyła się krew.

— Zobacz, co ten drań mi zrobił!

— Zaiste — odparł Tuf. — A co pani jemu zrobiła? Z kajuty wyszedł uśmiechnięty złośliwie Kaj Nevis.

— Wzięła go za kark, żeby rzucić nim o ścianę — wyjaśnił.

— Leżał na moim łóżku! — zaskrzeczała Celise. — Chciałam uciąć sobie drzemkę, przychodzę, patrzę, a ten drań leży na moim łóżku! — Gwałtownie odwróciła się do Nevisa. — A ty przestań głupio szczerzyć zęby! Wystarczy, że w piątkę musimy tłoczyć się na tym zasmarkanym dziadowskim statku. Nie zgadzam się, żeby przez cały czas pętały mi się pod nogami jakieś obrzydliwe zwierzęta! To wszystko twoja wina, Nevis. Ty nas w to wpakowałeś, więc teraz zrób coś. Żądam, żeby Tuf natychmiast pozbył się tych szkodników, rozumiesz? Natychmiast!

— Przepraszam…

Tuf obejrzał się przez ramię, po czym odsunął się na bok.

— Czy właśnie tego szkodnika masz na myśli? — zapytała Dawnstar, wyłaniając się ze sterowni. Lewą ręką tuliła do piersi kota, prawą głaskała go po futrze. Było to ogromne kocisko o długiej szarej sierści i żółtych, arogancko patrzących ślepiach. Z pewnością ważył co najmniej dziesięć kilogramów, jednak Rica trzymała go bez najmniejszego wysiłku, jakby był maleńkim kociakiem. — Co, twoim zdaniem, Tuf powinien zrobić z Muchomorem?

Kot zaczął mruczeć.

— Ten, który mnie skaleczył, był mniejszy i czarno-biały, ale z tego też jest kawał drania. Spójrzcie na moją twarz! Zobaczcie, co ze mną zrobiły! Ledwo oddycham, ciągle się pocę, a jak tylko położę się spać, zaraz któryś z nich ładuje mi się na pierś! Wczoraj przygotowałam sobie małą przekąskę, ale musiałam na chwilę wyjść, a kiedy wróciłam, ten czarno-biały bawił się na podłodze moimi ciastkami! Nic nie da się ukryć przed tymi potworami. Straciłam już dwa pióra świetlne i ulubiony pierścionek, a teraz to… ta… ten niesłychany akt agresji! Mam tego dosyć. Domagam się stanowczo, żeby te zwierzęta natychmiast zostały zamknięte w ładowni. Natychmiast, słyszysz mnie?

— Dziękuję, wciąż cieszę się dość dobrym słuchem — odparł Haviland Tuf. — Jeśli do końca naszej podróży nie odzyska pani swojej własności, z przyjemnością wynagrodzę pani wszelkie straty, jeżeli jednak chodzi o pani prośbę dotyczącą Muchomora i Furii, to co prawda z przykrością, jednak będę zmuszony odmówić.

— Jestem pasażerem tej kupy złomu, która nie wiadomo czemu udaje statek kosmiczny! — zawyła Celise.

— Widzę, że z niewiadomych powodów wątpi pani nie tylko w sprawność mojego słuchu, ale także w inteligencję. To oczywiste, że jest pani tutaj pasażerem. Nie musi pani o tym nikomu przypominać. Pozwolę sobie jednak zwrócić pani uwagę, że statek, który tak beztrosko pani obraża, choć może skromny i nie najnowocześniejszy, stanowi jednak cały mój dobytek i jest moim domem. Co więcej, choć jako pasażer z pewnością cieszy się pani pewnymi przywilejami, logika nakazuje, aby Muchomorowi i Furii przysługiwały przywileje jeszcze rozleglejsze, a to z tej prostej przyczyny, że oboje są stałymi mieszkańcami tego lokalu, jeśli wolno mi się tak wyrazić. Nie mam zwyczaju brać pasażerów na pokład „Rogu Obfitości Znakomitych Towarów po Nadzwyczaj Niskich Cenach”. Jak z pewnością zauważyliście, z trudem sam mieszczę się w jego ciasnych pomieszczeniach; niestety, ostatnio poniosłem dość bolesne straty finansowe i nie będę ukrywał faktu, że w chwili, kiedy Kaj Nevis złożył mi swoją propozycję, bliski byłem wyczerpania zapasu kredytek. Uczyniłem wszystko, co w mojej mocy, żeby zapewnić wam jak największe wygody na pokładzie mego statku, który pani darzy trudną do wytłumaczenia pogardą, do tego stopnia, że udostępniłem wam część mieszkalną, sam zaś umościłem sobie legowisko w sterowni. Przeczuwam, że coraz szybszymi krokami zbliża się chwila, kiedy mimo wszystko zacznę żałować, że uległem głupiemu altruistycznemu impulsowi, który kazał mi zabrać was na pokład, tym bardziej że moje wynagrodzenie z trudem wystarczyło na uzupełnienie zapasów paliwa i żywności oraz uiszczenie opłat portowych. Zaczynam podejrzewać, iż z zimną krwią wykorzystaliście moją ciężką sytuację finansową, niemniej jednak jestem człowiekiem honoru i uczynię wszystko, co w mojej mocy, żeby bezpiecznie dostarczyć was do tajemniczego celu waszej podróży. W zamian oczekuję, że będziecie przynajmniej tolerować obecność Muchomora i Furii, tak samo jak ja toleruję waszą.

— Niesłychane! — parsknęła z wściekłością Celise Waan.

— Zaiste — odparł Haviland Tuf.

— Nie zamierzam ani chwili dłużej znosić takiego traktowania — oświadczyła antropolog. — Nie widzę powodu, dla którego mielibyśmy tłoczyć się tu jak żołnierze w koszarach. Z zewnątrz ten statek nie wyglądał na aż tak mały! — Wyciągnęła pulchną rękę. — Dokąd prowadzą te drzwi?

— Do luków, szanowna pani — wyjaśnił spokojnie Tuf. — Jest ich szesnaście i nawet najmniejszy ma objętość dwukrotnie większą od mojej skromnej kwatery.

— Aha! — wykrzyknęła triumfalnie Waan. — Wieziesz jakiś ładunek?

— Luk numer szesnaście jest wypełniony po brzegi plastykowymi kopiami masek używanych przez mieszkańców planety Coogli podczas orgiastycznych obrzędów. Niestety, nie udało mi się sprzedać masek na ShanDellor, co zawdzięczam wyłącznie nieuczciwej konkurencji ze strony Noaha Wackerfussa, który podstępnie obniżył cenę, w ten sposób pozbawiając mnie nadziei na choćby najskromniejszy zysk. W luku numer dwanaście zgromadziłem rzeczy osobiste, rozmaite pamiątki, drobiazgi i bibeloty. Pozostałe luki są puste.

— Wspaniale! — wykrzyknęła Celise Waan. — Wobec tego urządzimy sobie z nich jednoosobowe kajuty. Myślę, że nie będzie problemu z przeniesieniem posłań?

— Najmniejszego — potwierdził Haviland Tuf.

— W takim razie na co czekasz? — parsknęła antropolog.

— Jak sobie pani życzy — odparł Tuf. — Czy zechce pani również wypożyczyć skafander próżniowy?

— A po co, do jasnej cholery?

— W lukach nie ma systemu podtrzymywania życia — poinformowała ją Rica Dawnstar, zanim Tuf zdążył otworzyć usta. — Nie ma też powietrza. Ani ogrzewania. Ani ciśnienia. Ani nawet grawitacji.