Jej głos balansował blisko krawędzi histerii. Haviland Tuf wyłączył wszystkie ekrany.
— Proszę się uspokoić, Strażniczko — powiedział, odwróciwszy się do kobiety. — Pani obawy są zrozumiałe, choć stanowczo przedwczesne. Teraz, kiedy już dokładnie poznałem waszą sytuację, mogę z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że choć istotnie poważna, to jednak na pewno nie jest beznadziejna.
— Wciąż uważasz, że możesz nam pomóc? — zapytała z niedowierzaniem. — Zupełnie sam na tym ogromnym statku? Oczywiście nie chciałabym cię zniechęcić, bo jesteśmy gotowi chwytać się każdej szansy, ale…
— Ale nie wierzy mi pani — dokończył za nią Tuf, po czym westchnął cicho. — Zaiste — zwrócił się do szarego kotka, głaszcząc go dużą białą ręką — gdyby było was sześcioro, nazwałbym jednego z was Niedowiarkiem. — Przeniósł wzrok z powrotem na Strażniczkę. — Jestem jednak człowiekiem, który nie potrafi długo nosić urazy w sercu, a poza tym zdaję sobie sprawę, że ostatnio przeżyła pani wiele ciężkich chwil, w związku z czym przymknę oczy na lekceważenie, z jakim, jeśli się nie mylę, traktuje pani mnie i moje umiejętności. Wybaczy pani, ale muszę niezwłocznie wziąć się do pracy. Po to, aby obmyślić ratunek, należy przede wszystkim zapoznać się z naturą nieszczęścia. Natychmiast zagłębię się w lekturze waszych raportów oraz zapoznam się z informacjami wizualnymi. Dziękuję, że zechciała pani osobiście wprowadzić mnie w problem.
Keflra Qay zmarszczyła brwi, zdjęła Głupotę z kolan, postawiła ją na podłodze i podniosła się z fotela.
— W porządku — powiedziała. — Kiedy będziesz gotowy?
— Przybliżony termin będę mógł podać nie wcześniej niż po przeprowadzeniu pierwszych symulacji — odparł Tuf. — Być może przystąpimy do działania już jutro, może za miesiąc, a może jeszcze później.
— Jeśli się nie pospieszysz, będziesz miał problemy z odebraniem zapłaty — zauważyła z przekąsem. — Trudno wyciągnąć forsę od nieboszczyka.
— Zaiste. Zapewniam panią, iż uczynię wszystko, co w mojej mocy, żeby sprawy nie przybrały takiego obrotu. Teraz proszę mi wybaczyć, ale udaję się do pracy. Spotkamy się przy kolacji. Zapraszam panią na zupę warzywną według przepisu z Arion oraz pieczone grzyby w kwaśnym sosie śmietankowym.
— Znowu grzyby? — jęknęła kobieta. — Przecież były już na śniadanie i obiad!
— Lubię grzyby — wyjaśnił Tuf bez drgnięcia powieki.
— A ja mam ich już dosyć. — Spojrzała w dół na Głupotę, która otarła się o jej łydkę. — Może zjedlibyśmy coś z mięs? Albo owoce morza? Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam w ustach małże błotne. Czasem śnią mi się po nocach. Bierzesz takiego małżyka, gotujesz, otwierasz skorupkę, kładziesz do środka masełko i wybierasz mięsko łyżeczką… Nawet sobie nie wyobrażasz, jakie to pyszne! Albo płaskopłetwę! Ach, oddałabym wszystko za płaskopłetwę z sałatką z wodorostów!
— Z przykrością muszę panią poinformować, że na pokładzie „Arki” nie jada się zwierząt — oznajmił Haviland Tuf oficjalnym tonem, odwrócił się i pogrążył w pracy.
Strażniczce nie pozostało nic innego, jak opuścić pomieszczenie. Uczyniła to, za nią zaś, podskakując wesoło, pogoniła Głupota.
— Zaiste — mruknął Tuf — trudno o trafniejszy komentarz.
Cztery dni i wiele grzybów później Kefira Qay zaczęła się domagać wyników.
— Co ty właściwie robisz? — zapytała przy obiedzie. — Kiedy zamierzasz przystąpić do działania? Sytuacja pogarsza się z dnia na dzień. Godzinę temu, kiedy ty znowu ślęczałeś przy komputerach, rozmawiałam z Głównym Strażnikiem Harvanem. Podczas naszych przyjacielskich pogawędek straciliśmy Małego Aquariusa i Roztańczone Siostry.
— Przyjacielskich pogawędek? — powtórzył Haviland Tuf głosem pozbawionym emocji. — Szanowna pani, z całym szacunkiem pragnę stwierdzić, że choć pani obecność na pokładzie „Arki” sprawia mi dużą, choć niezasłużoną przyjemność, to jednak nigdy nie pozwoliłbym sobie określić naszych dyskusji mianem „przyjacielskich pogawędek”, tym bardziej że w ich trakcie ani na chwilę nie przerywałem pracy, dokonując wielu istotnych przemyśleń.
— Chciałeś chyba powiedzieć: trawiąc wiele smakowitych grzybów — powiedziała z przekąsem Kefira Qay, strząsnęła Głupotę na podłogę i podniosła się z fotela. Od jakiegoś czasu ona i czano-biała kotka stanowili nierozłączną parę. — Na Małym Aquariusie mieszkało dwanaście tysięcy ludzi, prawie tyle samo na Roztańczonych Siostrach. Pomyśl o tym, kiedy będziesz trawił.
Odwróciła się na pięcie i wymaszerowała z jadalni.
— Zaiste — mruknął flegmatycznie Haviland Tuf, po czym skupił uwagę na deserze.
Minął tydzień, zanim spotkali się ponownie.
— No i co? — zapytała Strażniczka, zastępując drogę Tufowi, który właśnie zmierzał majestatycznym krokiem do swego miejsca pracy.
— Cóż… Chyba dzień dobry, szanowna pani.
— Wcale nie dobry! — parsknęła. — Właśnie dowiedziałam się, że straciliśmy Wyspy Wschodzącego Słońca, a razem z nimi dwanaście broniących je śmigaczy i wszystkie jednostki pływające zacumowane w portach. I co ty na to?
— Ogromnie mi przykro — odparł Tuf. — Jestem do głębi wstrząśnięty.
— A kiedy będziesz gotowy?
Dostojnie wzruszył ramionami.
— Tego nie potrafię powiedzieć. Zleciła mi pani niełatwe zadanie. Już pobieżne badanie pozwoliło mi stwierdzić, że problem jest złożony. Złożony… Tak, to właściwe słowo. Można by chyba nawet rzec: złożony i skomplikowany. Zapewniam panią, iż nieszczęście mieszkańców Namoru poruszyło moje serce, natomiast poszukiwanie dróg wyjścia z trudnej sytuacji bez reszty zaprzątnęło mój umysł.
— A więc to dla ciebie tylko „złożony i skomplikowany problem”, nic więcej?
Haviland Tuf lekko zmarszczył brwi, po czym splótł dłonie i położył je na imponującym brzuchu.
— Zaiste.
— Mylisz się, Tuf. To nie problem ani nie gra strategiczna. Tam, w dole, umierają prawdziwi ludzie. Giną dlatego, że Strażnicy nie są w stanie ich obronić, i dlatego, że ty nic nie robisz!
— Proszę się uspokoić. Zapewniam panią, że nieprzerwanie pracuję nad tą sprawą. Proszę wziąć pod uwagę, że moje zadanie jest znacznie trudniejsze od tego, jakiego podjęła się pani i pozostali Strażnicy. Zrzucanie bomb na pancerniki albo strzelanie z laserów do ognistych balonów nie wymaga szczególnego wysiłku umysłowego, chociaż przyzna pani chyba, że nie daje też zamierzonych efektów. Inżynieria ekologiczna wiąże się z koniecznością brania pod uwagę nieporównanie większej liczby danych. Skrupulatnie studiuję wszystkie raporty, meldunki i doniesienia, zastanawiam się i analizuję, tworzę robocze teorie i przeprowadzam symulacje na komputerach „Arki”. Prędzej czy później z pewnością znajdę odpowiedź.
— Prędzej! — zażądała stanowczo Strażniczka. — Członkowie Rady Naczelnej domagają się konkretnych wyników, a ja całkowicie się z nimi zgadzam. Musimy otrzymać odpowiedź prędzej, nie później. Później nas nie interesuje. Potraktuj to jako ostrzeżenie.
Pozwoliła mu przejść.
Kolejne półtora tygodnia zajęło jej unikanie Tufa. Jadała nieregularnie, o dziwnych porach, a w korytarzach starannie schodziła mu z drogi. Codziennie natomiast odwiedzała centralę łączności, skąd prowadziła długie rozmowy z przełożonymi i gdzie odbierała najświeższe wiadomości.