Zmarszczyła brwi i nie odpowiedziała.
— Możemy od razu przystąpić do dzieła, naturalnie jeśli uporała się już pani z deserem — dodał Tuf. — Nie chciałbym ściągnąć na siebie podejrzeń, że się ociągam. Przypuszczam, że posiada pani licencję pilota?
— Oczywiście! — parsknęła.
— Znakomicie. W takim razie niezwłocznie zapoznam panią z niuansami sterowania moimi promami orbitalnymi. Są już gotowe do startu. Będziemy wykonywać loty nad oceanem i wrzucać do niego ładunek stanowiący rezultat moich eksperymentów genetycznych. Ja usiądę za sterami „Bazyliszka” i udam się nad półkulę północną, pani wsiądzie do „Mantykory” i zajmie się półkulą południową. Jeżeli nie ma pani żadnych zastrzeżeń, proponuję, abyśmy bezzwłocznie wzięli się do pracy.
Majestatycznie podniósł się z fotela.
Przez kolejne dwadzieścia dni Haviland Tuf i Kefira Qay przemierzali niebezpieczne niebo nad Namorem i zrzucali do morza żywy ładunek. Strażniczka ochoczo wykonywała swoją pracę; świadomość, że nie siedzi bezczynnie, tylko znowu coś robi, napełniała ją nadzieją. Pancerniki, ogniste balony i kroczarze wreszcie spotkają godnych przeciwników z kilkudziesięciu planet rozrzuconych po galaktyce.
Ze Starego Posejdona przybyły krwiożercze węgorze, nessie oraz pajęcze wodorosty, prawie niewidoczne, za to śmiertelnie niebezpieczne, bo o niewiarygodnie ostrych włóknach.
Tuf wskrzesił żyjące niegdyś na Aquariusie czarne i jeszcze szybsze szkarłatne krukoły, trujące pufki i aromatyczną mięsożerną przewłoczkę.
Z planety Jamisona pochodziły piaskowe smoki, dreerhanty oraz kilkanaście rodzajów dużych i małych wodnych węży.
Dzięki magazynowi tkanek „Arki” udało się także odtworzyć legendarne stworzenia żyjące niegdyś na Starej Ziemi: żarłacze olbrzymie, barakudy, ośmiornice, a nawet rozumne orki.
W oceanie Namoru pojawił się monstrualny szary kraken z Lissadoru i nieco mniejszy, błękitny, z Ance. Towarzystwa dotrzymywały im parzące meduzy z Nobornu, wirobicze z Drannon, pijawki z Cathaday, ryby-fortece z Dam Tullian, pseudowieloryby z Guliwera, ghrin’da z Hruun 2, błyszczoskrzypy z Avalonu, pasożytujące caesni z Anandy oraz śmiertelnie groźne morskie osy z Deirdry. Do walki z ognistymi balonami wyruszyły zastępy niezrównanych lotników: szybujące płaszczki, jaskrawoczerwone brzytwoskrzydła, chmary krzyrlików, powietrzne wyjce, a także najbardziej przerażający, bezimienny twór, pół roślina i pół zwierzę, prawie nieważki, czający się w obłokach jak nieuchronna śmierć. Tuf nazwał go cieniem zagłady i surowo przykazał Strażniczce, żeby pod żadnym pozorem nie przelatywała przez chmury.
Z ładowni „Bazyliszka” i „Mantykory” sypały się rośliny i zwierzęta, a także twory, które trudno było zaliczyć do jakiejkolwiek kategorii, drapieżniki i pasożyty, istoty czarne jak noc i pyszniące się feerią najwspanialszych barw, piękne jak marzenie i tak ohydne, że sama myśl o nich mogła doprowadzić do szaleństwa. Pochodziły zarówno z planet, których nazwy często przewijały się przez karty historii, jak i takich, o których nikt nigdy nie słyszał, a nawet z bezimiennych globów gdzieś na samym skraju wszechświata. Dzień w dzień dwa promy śmigały nad oceanem, za szybkie i zbyt potężne, żeby obawiać się ponawianych co jakiś czas ataków ognistych balonów.
Po wykonaniu zadania wracały na „Arkę”, gdzie Haviland Tuf natychmiast udawał się na odpoczynek, Kefira Qay natomiast, zawsze w towarzystwie Głupoty, zasiadała w centrali łączności, by zapoznać się z najświeższymi doniesieniami.
— Strażnik Smitt donosi o spotkaniu z niezwykłą istotą w Cieśninie Pomarańczowej. Nie stwierdzono obecności pancerników.
— W pobliżu Batthernu widziano pancernika walczącego z jakimś dwukrotnie większym od niego stworem. Szary kraken, powiadasz? Znakomicie. Wygląda na to, że będziemy musieli szybko nauczyć się tych nazw!
— Z Cieśniny Mullidor donoszą, że na przybrzeżnych skałach osiedliła się kolonia szybujących płaszczek. Strażniczka Horn twierdzi, że bez trudu dają sobie radę z balonami. Wspaniale!
— Dzisiaj dotarł do nas raport z Błękitnej Plaży. Wydarzyła się tam dziwna historia. Na brzeg wyszły trzy kroczarze, ale to nie był atak. Szły z trudem, zataczały się i były oblepione jakąś dziwną półprzeźroczystą substancją. Wszystkie trzy zdechły po dziesięciu minutach.
— Dzisiaj na Nowej Atlantydzie morze wyrzuciło na brzeg martwego pancernika. Załoga „Słonecznej Brzytwy” zauważyła jeszcze jedno ciało, unoszące się na falach. Zdaje się, że jakieś niezwykłe ryby izszarpywały je na strzępy.
— W drodze na Płomieniste Wyspy „Gwiezdny Miecz” napotkał tyko pięć balonów. Rada Naczelna rozważa możliwość wznowienia regularnych lotów na Ostrygową Perłę. Co o tym myślisz, Strażniczko Qay? Sądzisz, że powinniśmy spróbować, czy uważasz, że jeszcze na to za wcześnie?
Codziennie napływały nowe raporty i codziennie Kefira Qay uśmiechała się coraz szerzej, siadając za sterami „Mantykory”. Haviland Tuf, jak zwykle, żadnym gestem ani słowem nie dał poznać, co myśli.
Trzydziestego czwartego dnia wojny Główny Strażnik Lysan powiedział:
— Dzisiaj znaleźliśmy jeszcze jednego martwego pancernika. Sądząc po jego wyglądzie, przed śmiercią stoczył nielichą bitwę. Nasi uczeni zbadali zawartość jego żołądków; wszystko wskazuje na to, że co najmniej od kilku dni żywił się wyłącznie orkami i błękitnymi krakenami.
Kefira Qay zmarszczyła brwi, ale po chwili rozpogodziła się i machnęła ręką.
— Na plażę Boreen fale przyniosły szarego krakena — poinformował ją kilka dni później Strażnik Moen. — Mieszkańcy uskarżają się na straszliwy odór. Według ich relacji, na ciele są ślady po kilkudziesięciu ukąszeniach. Przypuszczalnie to robota pancernika, tyle że znacznie większego niż te, z którymi mieliśmy do czynienia do tej pory.
Strażniczka Qay poruszyła się niepewnie w fotelu.
— Z Morza Bursztynowego znikły wszystkie rekiny. Nasi biologowie nie potrafią wyjaśnić tego zjawiska. Co o tym myślicie, Strażniczko? Proszę zapytać Tufa.
Słuchała w milczeniu, czując, jak jej ciało powoli pokrywa się gęsią skórką.
— Otrzymaliśmy niepokojące informacje. Na Głębinie Coherin zauważono jakiś dziwny obiekt poruszający się ze zmienną prędkością. Doniesienie potwierdzają załogi „Słonecznej Brzytwy” i „Noża w Chmurach” oraz patrole na śmigaczach. Obiekt jest tak ogromny, że właściwie można uznać go za żywą wyspę, i niszczy wszystko, co napotka na swej drodze. Czy to wasze dzieło? Jeśli tak, to trochę przesadziliście. Podobno pożera przede wszystkim barakudy i błyszczoskrzypy.
Kefira Qay skrzywiła się boleśnie.
— Nad Cieśniną Mullidor znowu pojawiły się ogniste balony. Latają całymi setkami. Nie chce mi się wierzyć, ale naoczni świadkowie twierdzą, że szybujące płaszczki nie są w stanie przebić ich powłok i odbijają się jak od ściany. Czy…
— Pancerniki wróciły, wyobrażacie sobie? Byliśmy już prawie pewni, że całkiem znikły. Jest ich mnóstwo i jakby nigdy nic pożerają ryby Tufa. Musicie natychmiast…
— Pancerniki ponownie zaczęły zestrzeliwać obiekty latające nad…
— Mamy coś zupełnie nowego, Strażniczko. Coś w rodzaju szybowca, który startuje z balonu, wykonuje zadanie i zaraz wraca. Straciliśmy już trzy śmigacze. Płaszczki nie potrafią sobie z nimi poradzić.
— …do niczego. Balony nic sobie z nich nie robią; przelatują przez chmury, kiedy i jak chcą.
— …martwych os morskich. Nie wiem ile dokładnie, ale na pewno parę tysięcy. Skąd…