— Zgadza się — potwierdził Lion. — Jak wiecie, ja z kolei pasjonuję się historią wojskowości. Od razu wyczułem, że może chodzić o coś ważnego i zacząłem grzebać w bazie danych Ośrodka. Co prawda nasze archiwa nie są tak obszerne jak na Avalonie albo Newholme, ale nie miałem czasu na dokładne śledztwo. Należało działać jak najprędzej, ponieważ moja teoria… a właściwie dużo więcej niż tylko teoria… Krótko mówiąc, uważam, a raczej jestem pewien, że wiem, czym jest owa tajemnicza gwiazda śmierci. To nie legenda, Tuf, tylko prawda! Gwiazda śmierci jest bardzo stara, ale nadal działa i wykonuje polecenia, które wydano jej ponad tysiąc lat temu, przed Upadkiem. Nadal nie wiesz? Naprawdę niczego się nie domyślasz?
— Przyznaję ze wstydem, że nie. Być może dlatego, że brakuje mi pańskiej wiedzy i orientacji w tych sprawach.
— To okręt wojenny, kupcze! Okręt wojenny krążący wokół Hro B’rana po bardzo wydłużonej orbicie eliptycznej. Jedna z najstraszliwszych broni, jakie Stara Ziemia wytworzyła podczas wojny z Hranganami, dysponująca co najmniej równie niszczycielską siłą jak cała mityczna Diabelska Flota, którą rzekomo wysłano w kosmos na krótko przed Upadkiem. Różnica polega na tym, że nasza gwiazda może być wykorzystana z oszałamiającym skutkiem także do pokojowych celów. To skarbnica najbardziej zaawansowanych biogenetycznych osiągnięć Imperium, w pełni sprawne narzędzie zdolne realizować zadania nieosiągalne, wydawałoby się, już dla nikogo!
— Zaiste — bąknął Haviland Tuf.
— To biowojenna jednostka operacyjna Inżynierskiego Korpusu Ekologicznego! — oznajmił triumfalnie Jefri Lion.
— I jest nasza — dodał z ponurym uśmiechem Kaj Nevis. — Tylko nasza.
Tuf przez parę sekund mierzył Nevisa beznamiętnym spojrzeniem, po czym ledwo dostrzegalnie skinął głową i podniósł się z fotela.
— Moja ciekawość została zaspokojona — oznajmił. — Nie pozostaje mi nic innego, jak wywiązać się z umowy.
— Ach! — westchnęła Celise Waan. — Moje mięsko!
— Jest tego pokaźna ilość, choć przyznaję, że trudno mówić o jakimś urozmaiceniu — dodał Tuf, wyciągając ze schowka spory karton, który następnie wziął pod pachę i przyniósł do stołu. — To cały zapas mięsa, jaki mam na statku. Ufam, iż zdoła przyrządzić je pani w sposób, który będzie pani najbardziej odpowiadał. Niestety, nie mogę ręczyć ani za smak, ani za jakość, ale zapewniam, że do tej pory do moich uszu nie dotarły żadne skargi.
Rica Dawnstar wybuchnęła dzikim śmiechem, Kaj Nevis zarechotał głośno, Haviland Tuf natomiast zaczął metodycznie wyjmować z pudła puszki z karmą dla kotów i ustawiać je przed Celise Waan w szybko rosnącą piramidę. Furia bezszelestnie wskoczyła na stół i zaczęła cichutko mruczeć.
— Jest mniejszy, niż myślałam — stwierdziła Celise, jak zwykle rozdrażnionym tonem.
— Szanowna pani, wzrok potrafi płatać rozmaite figle — odparł Haviland Tuf. — Główny ekran mojego statku ma zaledwie metr średnicy, w związku z czym każdy obiekt, jaki możemy na nim podziwiać, będzie nam się wydawał znacznie mniejszy, niż jest w rzeczywistości. Zapewniam panią, że statek, który teraz widzimy, jest imponujących rozmiarów.
— Jak bardzo imponujących? — zapytał Kaj Nevis.
Tuf splótł palce i położył dłonie na pokaźnej wypukłości brzucha.
— Trudno mi je precyzyjnie określić, ponieważ „Róg Obfitości Znakomitych Towarów po Nadzwyczaj Niskich Cenach” jest tylko skromną jednostką handlową, wyposażoną w aparaturę nie najnowszej generacji, w związku z czym…
— W takim razie w przybliżeniu — przerwał mu Nevis.
— W przybliżeniu — powtórzył Tuf. — Bardzo proszę. Biorąc pod uwagę kąt, pod jakim się zbliżamy, jestem skłonny ocenić długość tej jednostki na prawie trzydzieści kilometrów, szerokość na pięć, wysokość zaś na trzy, przy czym śródokręcie oraz przednia wieżyczka wznoszą się na niemal kilometr ponad główny pokład.
Wszyscy — nawet Anittas, który obudził się z komputerowego snu zaraz po tym, jak Haviland Tuf wyłączył napęd gwiezdny — zgromadzili się w sterowni i z zapartym tchem wpatrywali się w ekran. Nawet Celise Waan wydawała się do głębi poruszona. W milczeniu pożerali wzrokiem ciemny, wydłużony kształt unoszący się wśród gwiazd. Chociaż przy tym powiększeniu można było dostrzec zaledwie kilka przyćmionych światełek, kolos zdawał się emanować groźną, trudną do zdefiniowania energią, świadczącą o tym, że z pewnością nie jest martwym wrakiem.
— A więc miałem rację… — wyszeptał wreszcie Jefri Lion głosem drżącym ze wzruszenia. — To okręt bojowy Korpusu! Nic innego nie może być aż tak wielkie.
— A niech mnie! — wykrztusił uśmiechnięty od ucha do ucha Kaj Nevis.
— Wątpię, żeby sterowały nim zwykłe komputery — przemówił Anittas. — Stare Imperium dysponowało wiedzą, której teraz nawet nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. Czymś tak ogromnym może kierować tylko Sztuczna Inteligencja.
— Jesteśmy bogaci! — wykrzyknęła Celise Waan, przynajmniej na chwilę zapomniawszy o licznych pretensjach. Złapała Jefriego Liona za ręce i puściła się z nim w dziki taniec po sterowni. — Wszyscy jesteśmy bogaci! I sławni!
— Pozwolę sobie nie zgodzić się z panią — oświadczył Tuf. — Nie wątpię, że w przyszłości istotnie możecie stać się bogaci, chwilowo jednak nie wzbogaciliście się nawet o jedną kredytkę, co zaś się tyczy użytego przez panią słowa „wszyscy”, to również nie ma ono odniesienia do rzeczywistości, ponieważ ani Rica Dawnstar, ani ja nie możemy, w przeciwieństwie do was, liczyć na szybką poprawę naszej sytuacji materialnej.
— Masz jakieś zastrzeżenia, Tuf? — zapytał Nevis, mierząc go groźnym spojrzeniem.
— Skądże znowu — odparł kupiec doskonale obojętnym tonem. — Po prostu uściśliłem nieprecyzyjną wypowiedź Celise Waan.
Kaj Nevis skinął głową.
— To dobrze. A teraz, zanim naprawdę się wzbogacimy, musimy wejść na pokład tego olbrzyma i sprawdzić, w jakim jest stanie. Nawet za martwy wrak dostalibyśmy kupę szmalu, ale jeżeli tam jeszcze coś działa…
— Oczywiście, że działa! — wpadł mu w słowo Jefri Lion. — Przecież od tysiąca lat standardowych sprowadza na Hro B’rana śmierć i choroby.
— Słusznie, ale to jeszcze nie wszystko — odparł Nevis. — Nie wiemy, w jakim stanie są silniki, magazyn tkanek i komputery. Czeka nas mnóstwo pracy. Lion, w jaki sposób dostaniemy się na pokład?
— Być może uda się przycumować. Tuf, widzisz tę kopułę?
— Mój wzrok działa bez zarzutu.
— Przypuszczam, że pod nią znajduje się lądowisko. Jest wielkie jak cały port kosmiczny. Gdyby udało nam się ją otworzyć, mógłbyś posadzić tam swój statek.
— Gdyby… — powtórzył z namysłem Haviland Tuf. — Cóż za niezwykłe słowo: takie krótkie, a jakże często przesycone rozpaczą i zwątpieniem. — Jakby na potwierdzenie jego słów, pod ekranem zamigotało czerwone światełko. Tuf wycelował w nie długi palec. — Spójrzcie, proszę.
— Co to znaczy? — zapytał Nevis.
— Że ktoś pragnie nawiązać z nami łączność — wyjaśnił kupiec, po czym pochylił się nad konsoletą i dotknął mocno już wytartego przycisku.
Gwiazda śmierci znikła z ekranu, jej miejsce zajął zaś mężczyzna w średnim wieku, siedzący w obszernym pomieszczeniu będącym chyba centralą łączności. Miał zmęczoną, pooraną głębokimi bruzdami twarz, gęste czarne włosy i błękitnoszare oczy o znużonym spojrzeniu. Ubrany był w mundur jak z historycznego filmu, na głowie zaś miał czapkę z długim daszkiem, opatrzoną złocistą literą teta.