— Program inżynierii ekologicznej, który zapoczątkowałem podczas mojej poprzedniej wizyty, zaowocował istotnym wzrostem produkcji żywności, co udało się osiągnąć dość konwencjonalnymi metodami. Wprowadzenie nowych gatunków roślin i zwierząt pozwoliło zdecydowanie zwiększyć wydajność rolnictwa, nie powodując jednocześnie poważniejszych zmian w ekologii waszej planety. Bez wątpienia możliwe są dalsze wysiłki zmierzające w tym samym kierunku, lecz obawiam się, że nie przyniosłyby spodziewanych efektów. Tym razem za główne założenie przyjąłem konieczność wprowadzenia radykalnych zmian nie tylko w waszym ekosystemie, lecz także w łańcuchu pokarmowym. Być może niektórzy z was zareagują niechętnie na moje propozycje, ale zapewniam was, że alternatywa — to znaczy głód, epidemie i wojny — jest jeszcze mniej atrakcyjna. Niemniej jednak wybór należy do was i nawet przez myśl by mi nie przeszło pozbawiać was możliwości jego dokonania.
W sali powiało lodowatym chłodem. W martwej ciszy słychać było jedynie szum pracujących kamer. Haviland Tuf uniósł palec.
— Po pierwsze… — Zawiesił głos, a na wielkim ekranie za jego plecami pojawił się obraz przekazywany bezpośrednio z „Arki”, przedstawiający jakąś rozdętą potworność wielkości sporego pagórka, pokrytą błyszczącą oleiście skórą. Drżała lekko, jakby składała się z półprzeźroczystej, różowej żelatyny. — Mięsozwierz — oznajmił Tuf. — Znaczną część użytków rolnych wykorzystujecie na wypas rzeźnych zwierząt, których mięso stanowi przysmak nielicznej grupy zamożnych S’uthlamczyków mogących pozwolić sobie na luksus spożywania gotowanych, smażonych lub duszonych tkanek zwierzęcych. Jest to postępowanie nad wyraz nieekonomiczne, jako że istoty te pochłaniają znacznie więcej kalorii, niż mogą potem oddać, a ponieważ stanowią produkt naturalnej ewolucji, znaczna część ich ciała w ogóle nie nadaje się do spożycia.
Dlatego właśnie proponuję, byście natychmiast wyeliminowali je ze swojego ekosystemu.
Mięsozwierz, którego widzicie przed sobą, należy do najwspanialszych osiągnięć inżynierii genetycznej. Z wyjątkiem niewielkiego jądra, stworzenie to składa się z masy samopowielających się, nie zróżnicowanych komórek, będąc jednocześnie pozbawione tak nieistotnych przyczynków, jak narządy zmysłów, nerwy czy kończyny. Gdyby ktoś zechciał posłużyć się wyszukaną metaforą, mógłby określić go jako gigantyczny jadalny nowotwór. Tusza mięsozwierza zawiera wszystkie niezbędne składniki odżywcze, obfitując w proteiny, witaminy i sole mineralne. Jeden dorosły osobnik hodowany w podziemiach wieży mieszkalnej dostarczy w ciągu roku tyle kalorii co dwa znane wam do tej pory zwierzęta, tereny zaś, wykorzystywane dotąd jako pastwiska, będzie można zamienić w pola uprawne.
— A jak smakuje to cholerstwo? — zawołał ktoś z końca sali. Haviland Tuf majestatycznie odwrócił głowę i spojrzał prosto na człowieka, który zadał pytanie.
— Nie potrafię udzielić jednoznacznej odpowiedzi, jako że sam nie spożywam pokarmów pochodzenia zwierzęcego, niemniej jednak wyobrażam sobie, że każdy głodujący mieszkaniec S’uthlam uzna mięsozwierza za niezrównany i wyrafinowany przysmak. — Podniósł otwartą dłoń. — Idźmy dalej — powiedział i obraz za jego plecami uległ zmianie. Teraz zebrani mogli podziwiać bezkresną równinę, nad którą świeciło podwójne słońce. Równina od horyzontu po horyzont była porośnięta roślinami — były paskudne, dorównujące wysokością Tufowi, o czarnych liściach i takich samych łodygach, uginających się pod ciężarem nabrzmiałych białych strąków, z których kapała jakaś biaława, półprzeźroczysta ciecz.
— To, co widzicie, z nie znanych mi bliżej powodów nazwano krowimi strąkami — oznajmił Haviland Tuf. — Pięć lat temu dałem wam omnizboże o wydajności kalorycznej z metra kwadratowego zdecydowanie przewyższającej wydajność nanopszenicy, neotrawy i innych roślin, które wówczas uprawialiście. Dostrzegam, że potrafiliście wykorzystać jego zalety, lecz nie umknęło również mojej uwagi, że w dalszym ciągu uprawiacie nanopszenicę, neotrawę, smaczniaki i pikantną fasolę, bez wątpienia mając na uwadze urozmaicenie diety i przyjemności podniebienia. Trzeba położyć temu kres. S’uthlamczycy nie mogą już sobie pozwolić na urozmaicanie diety. Od tej pory wszystkie wysiłki musicie skoncentrować na osiągnięciu maksymalnej wydajności. Każdy metr kwadratowy powierzchni planety oraz waszych asteroidów rolniczych musi natychmiast zostać oddany pod uprawę krowich strąków.
— A co z nich kapie? — odezwał się czyjś głos.
— To właściwie owoc czy warzywo? — zainteresował się jeden z reporterów.
— Można z tego zrobić chleb? — chciał wiedzieć inny.
— Krowie strąki są niejadalne — wyjaśnił Tuf.
W sali wybuchła niesamowita wrzawa, na którą złożyły się krzyki co najmniej setki ludzi, którzy zerwali się z miejsc, wywrzaskiwali jeden przez drugiego pytania i wygłaszali opinie. Haviland Tuf czekał cierpliwie tak długo, aż wreszcie ponownie zapanowała cisza.
— Obecny tu Przewodniczący Rady Planety mógłby potwierdzić, gdyby tylko zechciał, że co roku zmniejsza się procentowy udział terenów rolniczych S’uthlam w ogólnej produkcji kalorii. Wciąż powiększający się niedostatek wyrównuje wzmożona praca fabryk żywności, przetwarzających surowce petrochemiczne na jadalne pasty, wafle i odżywcze napoje. Jednak zapasy ropy naftowej, jakimi dysponuje wasza planeta, zaczynają się powoli wyczerpywać. Ten proces można spowolnić, lecz z pewnością nie uda się. go zupełnie powstrzymać. Import żywności osiągnął już taki poziom, że nie da się go zwiększyć w istotny sposób. Przed pięciu laty wprowadziłem do waszych, mórz gatunek planktonu zwany szalem Neptuna, którego kolonie okupują teraz niemal wszystkie plaże i żyją w płytkich wodach szelfu kontynentalnego. Po obumarciu plankton ten może być wykorzystywany w fabrykach żywności jako substytut ropy naftowej.
Krowie strąki stanowią coś w rodzaju jego lądowego odpowiednika. Ciecz, którą wytwarzają, na tyle przypomina ropę naftową, że po niewielkich przeróbkach dokonanych w fabrykach żywności — przeróbkach, które dla cywilizacji stojącej na tak wysokim poziomie rozwoju technologicznego nie powinny nastręczać żadnych trudności — z łatwością uda się wykorzystać ją jako surowiec do produkcji substancji Pokarmowych. Muszę jednak wyraźnie podkreślić, iż nie wystarczy Posiać krowie strąki tu i ówdzie jako uzupełnienie dotychczasowych upraw. Dla osiągnięcia maksymalnego efektu trzeba wprowadzić je wszędzie, zastępując nimi omnizboże, neotrawę oraz inne rośliny stanowiące dotychczasowe źródło pożywienia.
Jakaś szczupła kobieta siedząca w jednym z dalszych rzędów zerwała się z miejsca.
— Kim jesteś, żeby żądać od nas, byśmy w ogóle zrezygnowali z naturalnej żywności? — wykrzyknęła z gniewem w głosie.
— Ja, szanowna pani? Jestem tylko skromnym inżynierem ekologiem, który całkowicie poświęcił się wykonywaniu swego zawodu. Nie do mnie należy podejmowanie decyzji. Moje, jakże niewdzięczne, zadanie sprowadza się do tego, by przedstawić wam fakty i zaproponować efektywne, aczkolwiek być może nieprzyjemne sposoby wyjścia z sytuacji. Rząd i obywatele S’uthlam muszą samodzielnie wybrać sposób postępowania. — Na salę znowu wkradł się niepokój. Tuf uniósł długi palec. — Proszę o ciszę. Wkrótce zakończę swoje wystąpienie.
Obraz na ekranie zmienił się raz jeszcze.
— Zarówno niektóre gatunki, jak i ekostrategie, jakie wprowadziłem na S’uthlam przed pięciu laty, mogą i powinny być w dalszym ciągu wykorzystywane. Założone w podziemiach miast farmy grzybów i porostów należy utrzymywać i rozbudowywać. Dysponuję wieloma nowymi gatunkami porostów, które jestem gotów w każdej chwili zademonstrować. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, iż trzeba przystąpić do intensywniejszej eksploatacji mórz, przez co rozumiem nie tylko wykorzystywanie powierzchniowych warstw wody, ale również dna oceanów. Stosując odpowiednie metody, można wzmóc tempo rozmnażania szalu Neptuna, tak by pokrył każdy skrawek słonej wody na planecie. Dysponujecie roślinami, które znakomicie sobie radzą w rejonach podbiegunowych. Wasze pustynie rozkwitają, bagna zostały osuszone i dają ogromne plony. Osiągnęliście wszystko, co można osiągnąć na ziemi i wodzie. Pozostaje tylko powietrze. W związku z tym proponuję wprowadzenie do górnych warstw atmosfery S’uthlam całkiem nowego, kompletnego ekosystemu.