Выбрать главу

— Ty przeklęty stary głupcze! — wycedził Kaj Nevis. — Powinienem cię teraz zabić. Przynajmniej nie zużywałbyś nam cennego powietrza.

— Już po nas! — załkała Celise Waan. — Jesteśmy martwi, martwi, martwi…

— Szanowna pani — przerwał jej Tuf, wciąż głaszcząc Muchomora — jak zwykle zbyt pochopnie wyciąga pani wnioski. W tej chwili jest pani tak samo martwa, jak jeszcze kilka minut temu była pani bogata.

Nevis szybko odwrócił się w jego stronę.

— Naprawdę? Czyżbyś miał jakiś pomysł?

— Zaiste — odparł Haviland Tuf.

— W takim razie gadaj, do cholery!

— „Arka” jest naszą jedyną nadzieją na ocalenie. Musimy za wszelką cenę dostać się na jej pokład, lecz bez kryształu z kodami nie możemy skierować „Rogu Obfitości” w jej stronę, ponieważ od razu ściągniemy na siebie zabójczy ogień. To oczywiste. Całkiem niedawno zaświtał mi jednak interesujący pomysł… — Uniósł długi palec. — Być może starożytne systemy obronne „Arki” potraktują nieco łagodniej znacznie mniejszy obiekt, na przykład człowieka w skafandrze próżniowym z przytroczonymi silniczkami na sprężone powietrze?

Kaj Nevis zastanowił się głęboko.

— Co nam to da, nawet jeśli uda mu się dotrzeć do „Arki”? Jak wejdzie do środka? Zastuka w kadłub?

— To mało praktyczne rozwiązanie. Wydaje mi się, że moja propozycja jest znacznie lepsza.

Milczenie przedłużało się. Tuf siedział z przymkniętymi powiekami i głaskał mruczącego bez przerwy Muchomora. Pierwszy nie wytrzymał Kaj Nevis.

— I co dalej? Kupiec otworzył oczy.

— Co dalej? Zaiste. Wybaczcie, proszę, ale opadły mnie czarne myśli. Mój nieszczęsny statek, który jest dla mnie równocześnie domem i warsztatem pracy, doznał poważnych uszkodzeń. Kto pokryje koszty niezbędnych napraw? Czy Kaj Nevis, który już wkrótce stanie się bogatym człowiekiem, ochoczo sięgnie do portfela? Obawiam się, że nie. Czy Jefri Lion i Anittas kupią mi nowy statek? Mało prawdopodobne. Czy czcigodna Celise Waan da mi suty napiwek, który z nadwyżką pokryje bolesne straty? Raczej nie, szczególnie jeśli brać pod uwagę jej zapowiedzi, że postawi mnie przed sądem i uczyni wszystko, by skonfiskowano mój statek, mnie zaś na zawsze pozbawiono licencji. Jaka więc czeka mnie przyszłość? Kto mnie wspomoże?

— Nie zawracaj sobie teraz tym głowy — warknął Nevis. — Jak dostaniemy się do wnętrza „Arki”? Powiedziałeś, że masz jakiś pomysł.

— Doprawdy? Zapewne ma pan rację, obawiam się jednak, iż ciężar trosk i zmartwień sprawił, że mój nieszczęsny umysł obecnie jest w stanie zajmować się wyłącznie tragiczną sytuacją finansową, w jakiej znalazłem się bynajmniej nie ze swojej winy.

Rica Dawnstar parsknęła śmiechem i z rozmachem walnęła Tufa w szerokie plecy. Kupiec skierował na nią nieruchome spojrzenie.

— W dodatku, jakby tego jeszcze było mało, jestem poniewierany przez groźną Rikę Dawnstar. Będę pani niezmiernie wdzięczny, jeśli zechce pani powstrzymać się przed nawiązywaniem fizycznego kontaktu z moją osobą.

— To szantaż! — zaskrzeczała Celise Waan. — Wsadzimy cię za to do pudła!

— Muszę również znosić zniewagi i upokorzenia, a niektóre osoby zasypują mnie pogróżkami. Nic dziwnego, że nie mogę się skupić, prawda, Muchomorze?

— W porządku, Tuf — warknął Kaj Nevis. — Wygrałeś. — Rozejrzał się dokoła. — Czy ktoś sprzeciwia się temu, żeby dopuścić go do spółki?

— Jeżeli naprawdę zdoła nas wyciągnąć z tego bagna, zasłuży sobie nawet na więcej niż jedną piątą zysku — powiedział cicho Jefri Lion.

Nevis skinął głową.

— Zostałeś przyjęty, Tuf.

Haviland Tuf podniósł się dostojnie z fotela i zrzucił Muchomora na podłogę.

— Wraca mi pamięć — oświadczył. — W schowku za waszymi plecami znajdują się cztery skafandry próżniowe. Jeśli ktoś z was okaże się na tyle uprzejmy, żeby przywdziać jeden z nich i służyć mi pomocą, udamy się do luku numer dwanaście po coś, co już całkiem niedługo może się okazać nadzwyczaj przydatne.

— A niech mnie! — wykrzyknęła Rica Danwstar, kiedy wrócili ze zdobyczą, i roześmiała się głośno.

— Co to jest, do cholery? — zapytała Celise Waan.

Haviland Tuf, jeszcze większy niż normalnie w srebrzystobłękitnym skafandrze, opuścił trofeum na podłogę, pomógł Nevisowi postawić je pionowo, a następnie zdjął hełm i z satysfakcją przyjrzał się łupowi.

— Skafander próżniowy, szanowna pani — powiedział. — Wydawało mi się, że to oczywiste.

Istotnie, był to skafander, taki jednak, jakiego nikt z nich jeszcze nie widział; ponad wszelką wątpliwość nie został skonstruowany z myślą o ludziach. Górował nad wszystkimi, nawet nad Tufem. Ozdobny grzebień wieńczący ogromny hełm wznosił się dobre trzy metry nad podłogą, prawie ocierając się o sufit. Skafander miał czworo ramion o podwójnych zgięciach, przy czym oba dolne kończyły się lśniącymi zębatymi kleszczami. Nogawki były wystarczająco obszerne, żeby pomieścić pnie dorodnych drzew, buty zaś przypominały gigantyczne półmiski. Na szerokich plecach skafandra zainstalowano cztery pękate zbiorniki, znad prawego ramienia wychylała się czasza radaru, a czarny metal, z którego go skonstruowano, był pokryty zawiłym czerwono-złocistym wzorem. Na pierwszy rzut oka skafander przypominał zbroję z pradawnych czasów.

— A co nam to da, jeśli można wiedzieć? — zapytał Nevis, po czym pokręcił głową. — Na mój gust to tylko kupa złomu.

— Proszę powstrzymać się z pochopnymi ocenami — odparł Tuf. — Strój, który traktuje pan z takim lekceważeniem, uczestniczył w wielu historycznych wydarzeniach. Nabyłem go na planecie Unquin za dość wygórowaną cenę, ale wcale tego nie żałuję, ponieważ jest to oryginalny skafander bojowy Unquian, wykonany w okresie panowania dynastii Hameriin, której zmierzch nastąpił około półtora tysiąca lat standardowych temu, a więc długo przed pojawieniem się w tamtym rejonie kosmosu pierwszych statków z ludzką załogą. Został starannie odrestaurowany i obecnie jest w pełni sprawny.

— Jak działa? — zapytała Rica Dawnstar, jak zwykle zmierzając prosto do celu.

Tuf na chwilę przymknął oczy.

— Ma wiele nadzwyczaj użytecznych funkcji, ale w naszej obecnej sytuacji dwie z nich wydają mi się najbardziej godne uwagi. Wyposażony w mechanizmy wspomagające szkielet zewnętrzny pozwala dziesięciokrotnie zwiększyć siłę użytkownika tego stroju, oprócz tego zaś do wyposażenia skafandra należy laser zdumiewająco wielkiej mocy, którego promień jest w stanie przebić półmetrowy pancerz z duraluminium albo stalową płytę jeszcze większej grubości. Krótko mówiąc, to arcydzieło starożytnych konstruktorów pozwoli nam dostać się do wnętrza równie starego okrętu bojowego, który stawszy się przyczyną naszego nieszczęścia, jest także naszą ostatnią deską ratunku.