Wald Ober nie był zainteresowany jego rozważaniami.
— Poddaj się natychmiast albo twój statek zostanie zniszczony! Haviland Tuf zamrugał powoli.
— Obawiam się, że zaszło poważne nieporozumienie…
— Cybernetyczna Republika S’uthlam znajduje się obecnie w stanie wojny z tak zwaną koalicją Yandeen, Jazbo, Planety Henry’ego, Skrymiru, Roggandoru i Lazurowej Triuny. Wtargnąłeś na zakazany teren. Poddaj się albo zginiesz.
— Czuję się zmuszony wyprowadzić pana z błędu — odparł Tuf. — Nie uczestniczę w tym pożałowania godnym konflikcie, o którym aż do tej pory nie miałem najmniejszego pojęcia. Nie należę do żadnej koalicji, związku ani przymierza, reprezentując tylko siebie, inżyniera ekologa o najbardziej pokojowym usposobieniu, jakie można sobie wyobrazić. Proszę nie przejmować się rozmiarami mojego statku. Aż nie chce mi się wierzyć, żeby przez zaledwie pięć lat standardowych znakomici pajęczarze i technicy Portu S’uthlam zapomnieli o ostatniej wizycie, jaką złożyłem na waszej nadzwyczaj interesującej planecie. Jestem Haviland…
— Wiemy, kim jesteś, Tuf — przerwał mu Wald Ober. — Poznaliśmy „Arkę”, jak tylko włączyłeś silniki hamujące. Koalicja nie ma trzydziestokilometrowych okrętów, i całe szczęście. Rada Planety poleciła mi przygotować się na twoje przybycie.
— Zaiste — odparł Haviland Tuf.
— Jak myślisz, dlaczego moje Skrzydło wyruszyło ci na spotkanie? — zapytał Ober.
— Zapewne po to, aby zgotować mi radosne powitanie i obsypać darami, wśród których znajdą się także kosze soczystych, świeżych, posypanych wonnymi przyprawami grzybów. Teraz jednak zaczyna mi świtać podejrzenie, iż moje nadzieje były przedwczesne.
— Ostrzegam cię po raz trzeci i ostatni! — wycedził Wald Ober. — Za niecałe cztery minuty standardowe znajdziesz się w zasięgu celnego strzału. Poddaj się albo zginiesz!
— Szanowny panie — powiedział Tuf. — Zanim popełnisz brzemienny w skutki błąd, proponuję, żebyś skontaktował się z przełożonymi. Jestem pewien, że mamy do czynienia z pożałowania godnym nieporozumieniem.
— Byłeś sądzony inabsentia i zostałeś uznany za przestępcę, heretyka oraz wroga mieszkańców S’uthlam.
— Spotkała mnie okrutna niesprawiedliwość! — zaprotestował Tuf.
— Dziesięć lat temu wymknąłeś się naszej flotylli, ale nie myśl, że tym razem też ci się uda. Uczyniliśmy znaczny krok naprzód. Nasza nowa broń bez trudu poradzi sobie z przestarzałymi polami siłowymi, w jakie jest wyposażony twój statek. Najlepsi uczeni w najdrobniejszych szczegółach rozpracowali ten stary, rozdęty wrak, w którym siedzisz, a ja osobiście nadzorowałem przeprowadzanie symulacji komputerowych. Jesteśmy w pełni przygotowani na twoje przybycie.
— Nie chciałbym, by ktoś pomyślał, że jestem niewdzięczny, ale wydaje mi się, iż niepotrzebnie zadaliście sobie aż tyle trudu — odparł Haviland Tuf, po czym obrzucił spojrzeniem rzędy ekranów ciągnące się wzdłuż ścian długiego, wąskiego pomieszczenia. Na wszystkich widać było zbliżające się w szybkim tempie okręty wojenne Flotylli Planetarnej S’uthlam. — Jeżeli przyczyną tej niczym nie uzasadnionej wrogości jest dług, jaki zaciągnąłem wobec Portu S’uthlam, chciałbym niniejszym zapewnić, iż jestem gotów natychmiast spłacić go w pełnej wysokości.
— Dwie minuty — warknął Ober.
— Co więcej, jeżeli S’uthlam chciałby ponownie skorzystać z dobrodziejstw inżynierii ekologicznej, byłbym skłonny zaproponować swoje usługi po bardzo korzystnej, obniżonej cenie.
— Mamy już dosyć twoich pomysłów. Minuta.
— Cóż, wygląda na to, że pozostało mi tylko jedno, możliwe do zaakceptowania, rozwiązanie.
— Poddajesz się? — zapytał podejrzliwie dowódca Skrzydła.
— Obawiam się, że nie — odparł Haviland Tuf. Wyciągnął rękę, musnął długimi palcami rząd holograficznych przycisków i uruchomił wiekowe systemy obronne „Arki”.
Twarz Walda Obera była ukryta za wizjerem hełmu, ale ton jego głosu zdradził, że oficer uśmiechnął się pogardliwie.
— Imperialne pola siłowe czwartej generacji, trójwarstwowe, częściowo pokrywające się częstotliwości, fazowanie koordynowane przez centralny komputer statku. Opancerzenie kadłuba z duraluminium. Mówiłem ci już, że odrobiliśmy pracę domową.
— Wasz pęd do wiedzy jest godny najwyższego uznania — stwierdził Tuf.
— Następna sarkastyczna uwaga może być ostatnią, kupcze, więc postaraj się wykrzesać z siebie coś naprawdę zabawnego. Dokładnie wiemy, czym dysponujesz i jak wiele może wytrzymać statek Inżynierskiego Korpusu Ekologicznego. Jesteśmy w stanie zaaplikować ci dużo, dużo więcej. — Gwałtownym ruchem odwrócił głowę. — Przygotować się do otwarcia ognia! — Zaraz potem czarny wizjer z prześwitującymi czerwonymi punktami sensorów ponownie skierował się w stronę Tufa. — Mamy zamiar zdobyć „Arkę”, a ty nie możesz nam w tym przeszkodzić. Trzydzieści sekund.
— Pozwolę sobie mieć na ten temat odmienne zdanie — powiedział spokojnie Haviland Tuf.
— Na moją komendę wszystkie jednostki otworzą ogień — poinformował go Ober. — Skoro się upierasz, odliczę ci ostatnie sekundy twojego życia. Dwadzieścia. Dziewiętnaście. Osiemnaście…
— Niezmiernie rzadko zdarza, się słyszeć tak energiczne i pewne odliczanie — odparł uprzejmie Tuf. — Ufam, iż niemiła wiadomość, jaką mam do przekazania, nie przeszkodzi panu w doprowadzeniu go do szczęśliwego końca.
— Czternaście. Trzynaście. Dwanaście…
Tuf splótł palce i położył ręce na brzuchu.
— Jedenaście. Dziesięć. Dziewięć…
Ober zerknął niepewnie w bok.
— Dziewięć — powtórzył z zadumą gwiezdny kupiec. — Bardzo ładna liczba. Zazwyczaj poprzedza ją osiem, a tę z kolei siedem.
— Sześć. — Ober zawahał się.
— Pięć… Tuf czekał w milczeniu.
— Cztery. Trzy… Co za niemiła wiadomość?! — ryknął z wściekłością dowódca Siódmego Skrzydła Flotylli Planetarnej.
— Jeżeli będzie pan tak krzyczał, zmusi mnie pan do zmniejszenia poziomu głośności w odbiorniku — poinformował go uprzejmie Haviland Tuf, po czym uniósł palec. — Niemiła wiadomość sprowadza się do tego, że jakakolwiek próba sforsowania systemów obronnych „Arki” — a jestem pewien, że wasza flotylla dałaby sobie z nimi radę bez żadnego problemu — spowoduje eksplozję niewielkiego ładunku termojądrowego, który pozwoliłem sobie umieścić wewnątrz głównego magazynu tkanek, co z kolei doprowadzi do nieodwracalnego zniszczenia zapasów materiałów służących do klonowania, które stanowią o wyjątkowości i nieoszacowanej wartości mojego statku.
Zapadło długie milczenie. Żarzące się sensory zdawały się pomału wypalać dziury w czarnym wizjerze hełmu Obera.
— Blefujesz — stwierdził wreszcie komandor.
— Zaiste, przejrzał mnie pan — odparł Tuf. — Jakąż głupotą z mojej strony było przypuszczać, że za pomocą tak prostego, wręcz prymitywnego wybiegu zdołam przechytrzyć człowieka o pańskiej przenikliwości i intelekcie. Obawiam się, iż teraz każe pan otworzyć ogień, by do końca zdemaskować moje kłamstwo. Proszę jedynie o chwilę zwłoki, żebym mógł pożegnać się z moimi kotami.
Ponownie ułożył splecione dłonie na imponującym brzuchu i spokojnie czekał na reakcję oficera. Bojowe okręty Flotylli Planetarnej zbliżały się z każdą chwilą.
— Oczywiście, że to zrobię, ty przeklęty wyskrobku! — zawył Wald Ober.