Kufel był jeszcze większy.
Miał sierść o długich, jedwabistych włosach, srebrnoszarych przy skórze, a nieco ciemniejszych na końcach, oraz oczy tego samego koloru, przypominające dwa głębokie jeziora, spokojne, choć zarazem groźne. Ponad wszelką wątpliwość był najpiękniejszym zwierzęciem, jakie kiedykolwiek żyło w tym, wciąż powiększającym się, wszechświecie, i doskonale zdawał sobie z tego sprawę, gdyż zachowywał się jak książę urodzony po to, aby prędzej czy później przywdziać królewskie szaty.
Tolly Mune opadła ciężko na fotel pasażera.
— On też ma zdolności telepatyczne — oznajmiła z zadowoleniem. — Tak samo jak twój.
— Zaiste — odparł Tuf. Zirytowany Dax posykiwał co chwila na jego kolanach.
— Tylko dzięki niemu udało mi się ocalić pozostałe koty — powiedziała Tolly z wymówką w głosie. — Nabajdurzyłeś mi, że zostawiasz zapas karmy, który powinien wystarczyć co najmniej na pięć lat.
— Dla dwóch kotów, szanowna pani. Jest chyba oczywiste, że szesnaście kotów potrzebuje więcej żywności niż same Żal i Niewdzięczność.
Dax nastroszył się i odsłonił zęby.
— Kiedy skończyły się zapasy, musiałam nieźle główkować, żeby wymyślić jakiś powód uzasadniający marnowanie cennych kalorii na jakieś szkodniki.
— Należało raczej podjąć kroki zmierzające do ograniczenia ich zdolności rozrodczych — powiedział Tuf. — W ten sposób szybko osiągnęłaby pani pożądane rezultaty, dając jednocześnie znakomity przykład pozostałym S’uthlamczykom, jak łatwo można rozwiązać gnębiące ich problemy.
— Mówisz o sterylizacji? — zapytała Mune. — Przecież w ten sposób naruszyłabym prawo do życia! Wpadłam na lepszy pomysł: dokładnie opisałam Daxa paru znajomym biotechnikom, a oni wyklonowali mi podobny egzemplarz z kilku komórek pobranych Niewdzięczności.
— Wykazała się pani nadzwyczajną przebiegłością. Uśmiechnęła się szeroko.
— Kufel ma teraz prawie dwa lata. Okazał się tak użyteczny, że dostałam przydział kalorii także dla pozostałych kotów. Bardzo pomógł również mojej karierze politycznej.
— Nie wątpię — odparł Tuf. — Widzę także, iż nie sprawia mu kłopotów przebywanie poza stanem nieważkości.
— Skądże znowu. Ostatnio potrzebują mnie na dole częściej, niż mogłabym sobie tego życzyć, a on zawsze mi towarzyszy. Wszędzie.
Dax ponownie syknął, zamiauczał groźnie, po czym wystartował w kierunku większego kota, ale zaraz zahamował, cofnął się i tylko parsknął z nienawiścią.
— Lepiej trzymaj go przy sobie, Tuf — powiedziała Przewodnicząca Rady Planety.
— Koty ulegają niekiedy instynktowi nakazującemu im walczyć między sobą w celu ustalenia hierarchii w grupie. Szczególnie dotyczy to samców. Dax, bez wątpienia w znacznej mierze dzięki swoim nadzwyczajnym zdolnościom, już dawno temu zdominował wszystkie koty przebywające na pokładzie „Arki”. Zapewne teraz doszedł do wniosku, że jego pozycja jest zagrożona, ale nie należy się tym zanadto przejmować, Przewodnicząca Mune.
— Zależy, jak na to patrzeć — odparła Tolly. Czarny kocur ponownie ruszył w kierunku większego rywala, ale ten tylko spojrzał na niego z miażdżącą pogardą.
— Obawiam się, że nie rozumiem — powiedział Tuf.
— Kufel nie tylko dysponuje takimi samymi umiejętnościami telepatycznymi, jak twój Dax, ale został też… hmm… ulepszony na kilka innych sposobów. Ma wszczepione pazury z duraluminium, podskórną sieć z plastostalowych włókien, czas reakcji dwukrotnie szybszy od zwykłego kota i niesamowitą wytrzymałość na ból. Nie mówię tego wszystkiego po to, żeby się chwalić, tylko dlatego, że gdyby doszło do jakiegoś nieporozumienia, to Kufel w ciągu kilku sekund przerobi Daxa na stertę kłaków do materaca.
Haviland Tuf zamrugał, po czym przekazał kierownicę pasażerce.
— Chyba będzie lepiej, jeśli pani poprowadzi, kapitanie Mune. Zaraz potem chwycił czarnego kocura za skórę na karku i nie zważając na wrzaski i wierzgania, umieścił go na swoim wypukłym brzuchu, po czym unieruchomił silnym uściskiem.
— Proszę jechać w tamtą stronę — powiedział, wskazując kierunek długim palcem.
— Wygląda na to — zauważył Haviland Tuf, obserwując gościa z głębin obszernego fotela — że od mojej ostatniej wizyty na S’uthlam sytuacja uległa daleko idącym zmianom.
Tolly Mune także przyglądała mu się uważnie. Brzuch był jeszcze większy niż kiedyś, a na pociągłej twarzy w dalszym ciągu nie malowały się żadne uczucia, ale bez Daxa w objęciach Haviland Tuf wydawał się niemal nagi. Czarny kocur został zamknięty na jednym z niższych pokładów, aby nie miał okazji zetrzeć się z Kuflem. Ponieważ wiekowy statek miał trzydzieści kilometrów długości, a na wspomnianym pokładzie mieszkało co najmniej kilka spośród licznych kotów Tufa, Dax nie powinien uskarżać się ani na brak miejsca, ani towarzystwa, choć z pewnością źle znosił rozłąkę, ponieważ od lat ani na chwilę nie rozstawał się z Tufem, a jako mały kociak mieszkał w jednej z obszernych kieszeni jego kombinezonu. Tolly Mune było trochę żal zwierzaka.
Ale tylko trochę. Dax stanowił przecież atutową kartę Tufa, a teraz właściciel „Arki” został jej pozbawiony. Uśmiechnęła się i przesunęła ręką po gęstym, srebrzystoszarym futrze Kufla, który odpowiedział głębokim pomrukiem.
— Z tymi okolicznościami jest tak, że im bardziej się zmieniają, tym bardziej pozostają takie same.
— To jedno z tych pozornie głębokich stwierdzeń, którym wystarczy poświęcić tylko odrobinę uwagi, aby przekonać się, iż są wewnętrznie sprzeczne, a tym samym całkowicie pozbawione logiki — odparł Tuf. — Jeżeli na S’uthlam okoliczności istotnie uległy zmianie, wobec tego nie mogą już być takie same jak przedtem. Komuś, kto tak jak ja przybywa po długiej niebytności, zmiany natychmiast rzucają się w oczy. Weźmy na przykład trwającą wojnę oraz pani wyniesienie do godności Przewodniczącej Rady Planety, co ponad wszelką wątpliwość stanowi istotne, a zarazem niespodziewane wydarzenie.
— A jednocześnie wiąże się z koniecznością wykonywania cholernie paskudnej roboty — dodała Tolly Mune z niechętnym grymasem. — Gdybym tylko mogła, bez wahania wróciłabym na stałe do Pajęcznika.
— Pani zadowolenie z obecnie wykonywanej pracy, lub jego brak, nie ma tu nic do rzeczy. Należy także zauważyć, iż powitanie, jakie spotkało mnie tym razem, było zdecydowanie mniej serdeczne niż podczas mojej poprzedniej wizyty, i to pomimo faktu, że dwukrotnie już ocaliłem S’uthlam przed klęską głodu, kanibalizmem, wyniszczającymi epidemiami, zburzeniem systemu społecznego oraz wieloma innymi, niemiłymi i mało pożądanymi wydarzeniami. Ośmielę się również stwierdzić, że nawet najbardziej okrutne i prymitywne istoty często potrafią się zdobyć na zachowanie choćby pozorów grzeczności względem kogoś, kto przywozi im jedenaście milionów kredytek — jak może sobie pani przypomina, taką właśnie kwotę jestem jeszcze winien Portowi S’uthlam. Ergo, miałem wszelkie podstawy oczekiwać zupełnie innego przyjęcia niż to, jakie mi zgotowano.
— Myliłeś się — odparła lakonicznie Mune.
— Zaiste. Jednak teraz, kiedy dowiedziałem się, że zajmuje pani najwyższe stanowisko w politycznej hierarchii planety, zamiast wieść nędzny żywot w jednej z kolonii karnych, tym bardziej nie rozumiem, dlaczego wasza Flotylla Planetarna czekała na mnie w pełnej gotowości bojowej, jej dowódcy zaś zasypali mnie aroganckimi pogróżkami oraz jednoznacznie wrogimi deklaracjami.
Tolly Mune podrapała Kufla za uchem.
— Dlatego że wydałam taki rozkaz. Tuf splótł dłonie na brzuchu.