Kulisty odłamywał gałązki. Carson wytężał wzrok, starając się ocenić, ile wysiłku Kulisty w to wkłada. Potem, myślał, znajdzie po swojej stronie podobny krzak, ułamie kilka gałązek podobnej grubości i będzie mógł porównać siłę fizyczną swoich rąk i ramion z siłą macek tamtego.
Gałązki nie poddawały się łatwo, Kulisty musiał się przy każdej dobrze natrudzić. Każda macka, zauważył Carson, rozdwajała się na końcu w dwa palce, każdy palec zakończony był paznokciem czy też szponem. Szpony nie wydawały się szczególnie długie ani groźne. Nie bardziej niebezpieczne niż paznokcie Carsona, gdyby pozwolił im trochę odrosnąć.
Ogólnie rzecz biorąc Kulisty pod względem fizycznym nie wyglądał na zbyt groźnego przeciwnika. Chyba że ten krzak ma wyjątkowo twarde pędy. Carson rozejrzał się. Aha, owszem, tuż obok, w zasięgu jego ręki był inny krzak dokładnie tego samego typu.
Wyciągnął rękę i ułamał gałązkę. Była krucha, łamliwa. Zapewne, Kulisty mógł rozmyślnie udawać, źe się wysila, ale Carson nie sądził, aby tak było.
Z drugiej strony jednak, gdzie się kryją słabe punkty Kulistego? W jaki sposób Carson ma go zabić, jeżeli się nadarzy sposobność? Zaczął znów obserwować Kulistego. Zewnętrzna powłoka czy też skóra sprawiała wrażenie grubej i twardej. Należałoby użyć jakiegoś ostrego narzędzia. Carson znów podniósł odłamek skały. Odłamek miał około trzydziestu centymetrów długości, był długi, wąski, z dość ostrym jednym końcem. Jeżeli się daje łupać jak krzemień, można będzie z niego zrobić nóż.
Kulisty nadal penetrował zarośla. Mała błękitna jaszczurka, wielonoga jak ta, którą Carson widział po swojej stronie bariery, wybiegła spod krzaka.
Jedna z macek Kulistego śmignęła do przodu, chwyciła jaszczurkę i podniosła ją do góry. Inna macka wysunęła się błyskawicznie i zaczęła obrywać jaszczurce łapki równie systematycznie i obojętnie, jak przed chwilą zrywała gałązki krzewu. Stworzonko szamotało się rozpaczliwie i wydawało przenikliwe piski — pierwsze dźwięki, które Carson usłyszał tutaj poza własnym głosem.
Carson wzdrygnął się i chciał odwrócić oczy, ale zmusił się do patrzenia: wszystko, czego dowie się o przeciwniku, może być cenne. Nawet ta informacja o jego zbędnym okrucieństwie. Zwłaszcza — pomyślał w nagłym przypływie wściekłości — zwłaszcza ta informacja o jego zbędnym okrucieństwie. Rozkoszą będzie zabić tego potwora, kiedy się nadarzy okazja — i jeżeli się taka okazja nadarzy.
Z tego choćby powodu, pokonując odruch współczucia, patrzał, jak Kulisty znęca się nad jaszczurką.
Poczuł jednak ulgę, gdy jaszczurka straciwszy połowę łapek przestała szamotać się, piszczeć i zwisła nieżywa w mackach Kulistego.
Kulisty nie odrywał już reszty łapek. Pogardliwie odrzucił od siebie martwą jaszczurkę w kierunku przeciwnika. Nieżywe ciałko zakreśliło łuk w powietrzu i upadło u stóp Carsona.
Przeszło przez barierę! A więc bariery już nie ma! Carson, ściskając kamień, w mgnieniu oka zerwał się na nogi i skoczył naprzód. Natychmiast zrobi koniec z potworem! Skoro bariery nie ma…
Ale bariera była. Przekonał się o tym ponad wszelką wątpliwość, gdy wyrżnął w nią głową tak mocno, że pociemniało mu w oczach. Odbił się od bariery i upadł.
Kiedy usiadł, potrząsając głową, żeby oprzytomnieć, dostrzegł, że jakiś pocisk leci w jego kierunku. Padł na piasek i przekręcił się na bok. Zdążył usunąć ciało z drogi pocisku, ale poczuł ostry, przeszywający ból w lewej łydce.
Nie zważając na ból potoczył się do tyłu i dźwignął się z wysiłkiem. Kulisty podniósł właśnie następny kamień i kołysząc go w dwóch mackach szykował się do nowego rzutu.
Kamień wzleciał w powietrze, ale Carson bez trudu uniknął pocisku, usuwając się na bok. Kulisty najwidoczniej potrafił rzucać celnie, ale ani daleko, ani zbyt silnie. Pierwszy kamień zranił Carsona tylko dlatego, że ten siedział i za późno go dostrzegł.
Teraz, uchylając się przed słabym drugim rzutem, Carson jednocześnie mocnym zamachem prawego ramienia cisnął w Kulistego kamieniem, który wciąż ściskał w ręce. Jeżeli pociski, pomyślał z nagłym przypływem otuchy, mogą przebywać barierę, no to obaj możemy się zabawić w ich rzucanie. A mocna prawa ręka Ziemianina…
Nie mógł chybić metrowej kuli z odległości czterech metrów, toteż nie chybił. Kamień śmignął z szybkością kilkakrotnie większą od szybkości pocisków Kulistego, Trafił w sam środek, niestety jednak nie uderzył ostrzem, lecz płaskim bokiem.
Kulisty bez wątpienia poczuł uderzenie. Sięgał właśnie po następny kamień, ale zmienił zamiar i czym prędzej się wycofał. Zanim Carson zdążył podnieść i rzucić jeszcze jeden kamień, Kulisty był już o czterdzieści metrów od bariery, tocząc się coraz dalej.
Drugi pocisk Carsona chybił o kilkanaście centymetrów, trzeci rzut był za krótki. Kulisty znajdował się już poza zasięgiem pocisków — w każdym razie poza zasięgiem pocisków dość ciężkich, aby mogły być niebezpieczne.
Carson uśmiechnął się. Tę rundę wygrał. Tyle tylko, że… Przestał się uśmiechać, kiedy się nachylił, żeby obejrzeć swoją nogę. Ostry, nierówny brzeg kamienia głęboko przeciął łydkę, zadając dziesięciocentymetrową ranę, która obficie krwawiła. Carson miał jednak nadzieję, że żadna arteria nie jest przecięta. Jeżeli krwawienie ustanie samo przez się, to dobrze. Jeżeli nie, czekają go spore kłopoty.
Ale zanim mógł zająć się raną, musiał coś zbadać. Co to jest właściwie ta bariera?
Ruszył znów naprzód, tym razem wyciągając przed sobą ręce. Namacał barierę, potem nie odrywając od niej jednej ręki, rzucił garść piasku. Piasek przeleciał na drugą stronę. Ręka opierała się o gładką, twardą ścianę.
Materia organiczna przeciw materii nieorganicznej? Nie, bo martwa jaszczurka przeleciała na tę, stronę, a jaszczurka, żywa czy martwa, to przecież materia organiczna. A rośliny?… Carson ułamał gałązkę i dziabnął nią barierę. Gałązka przeszła na drugą stronę nie napotykając żadnego oporu, gdy jednak palce Carsona, trzymające gałązkę, dotarły do bariery, uderzyły o nią, nie mogąc posunąć się dalej.
A więc on nie może się przedostać, Kulisty też nie może. Ale kamienie, piasek i nieżywa jaszczurka…
A żywa jaszczurka? Rozpoczął polowanie pod krzakami, aż wreszcie znalazł jaszczurkę i złapał ją. Ostrożnym, delikatnym ruchem rzucił ją o barierę. Odbiła się od niej i uciekła po błękitnym piasku.
Z dotychczasowych doświadczeń wypływał tedy konkretny wniosek. Bariera jest nieprzebyta tylko dla istot żywych. Martwa lub nieorganiczna materia może ją przebyć.
Rozstrzygnąwszy to pytanie Carson znów obejrzał zranioną nogę. Krwawienie zmniejszyło się, oznaczało to, że można się nie troszczyć o opaskę zaciskającą. Ale trzeba zdobyć trochę wody, żeby obmyć ranę.
Woda! Na myśl o wodzie uświadomił sobie, że ma okropne pragnienie. Będzie musiał znaleźć wadę w wypadku, gdyby ten turniej miał się przeciągnąć.
Utykając lekko, rozpoczął inspekcję swojej połowy areny. Przesuwając jedną ręką po barierze ruszył na prawo, aż doszedł do wklęsłej ściany bocznej. Była widoczna. Z bliska jej matowo-niebiesko-szara powierzchnia była w dotyku identyczna z powierzchnią poprzecznej bariery.
Zrobił doświadczenie rzucając w nią garść piasku. Piasek dosięgnął ściany i zniknął. Półkolista skorupa była więc również polem elektromagnetycznym. Tyle że w przeciwieństwie do bariery poprzecznej — polem nieprzezroczystym.