– Powinnaś odpocząć, Casey. Wieczór może się przeciągnąć z powodu obecności Blake’a i Adama. Muszę zorganizować pracę tych flader, zanim pan Worthington zejdzie. – Flora wyszła z pokoju, ale nie przestała mówić, idąc długim korytarzem. – Zastaniesz mnie na dole, jeśli będziesz mnie potrzebowała.
Casey skubała kawałek ciasta z orzeszkami i pomyślała, że przyjemnie jest wiedzieć, iż Flora zawsze przyjdzie jej z pomocą.
Chociaż był to jej pierwszy dzień w domu, postanowiła się zdrzemnąć. Będzie jeszcze miała czas, żeby chodzić na spacery i poznawać nowe otoczenie. Ziewnęła szeroko. Po wszystkich odkryciach, jakie zrobiła, była wyczerpana. Powieki miała jak z ołowiu. Zwinęła się w kłębek na wspaniałym łóżku, zamknęła oczy i momentalnie zasnęła.
Powrócił senny koszmar. Podświadomość przejęła nad nią całkowitą kontrolę.
Było ciemno. Czuła, że jest osaczona. Brakowało jej tchu. Przesuwała się w małej przestrzeni. Kiedy oparła się plecami o ścianę i wyciągnęła nogi, była wciąż za duża. Pomyślała, że powinni wiedzieć, iż nie mieści się już w szafie. Wiedziała też, że jeśli nie zacznie hałasować i walczyć, jak to czasami robiła, to nie będzie musiała tkwić w szafie bardzo długo.
Było gorąco i w powietrzu unosiła się para. Trochę tak jak wtedy, kiedy brała prysznic i puszczała gorącą wodę. To było przyjemne. Ale ten rodzaj gorąca nie był miły. Dusiło ją w gardle. Bała się, że nie będzie miała dość powietrza. Powiedzieli, że umrze. Wierzyła im. Czasami. Czasami pragnęła umrzeć, wtedy może żałowaliby tego, co jej robili.
Gdy wzięła następny głęboki oddech, poczuła, że coś ciężkiego przygniata jej klatkę piersiową. Zamknęła oczy. Bała się teraz i była zbyt słaba, by to odepchnąć. Nie mogła oddychać! Dysząc, próbowała odsunąć od siebie to, co ją przygniatało. Nie chciało się ruszyć. Było tam tak jak przedtem, wysysając jej powietrze. Napierała na ciężki przedmiot, kopała drzwi szafy. Może przyjdą. Potrzebowała powietrza. Inaczej umrze!
Sapała, jej oddech stał się nierówny. Kopała i wrzeszczała. Zaciskała mocniej oczy, pragnąc znaleźć się gdzie indziej. To nigdy nie działało. Chrapliwym głosem wyła jak zwierzę złapane w potrzask.
Pchnęła to, co ją przygniatało. Otworzyła oczy, jedno po drugim, i wpatrywała się w to cos’. Było mokre. Nie mokre jak od wody, ale gęste, jak olej. I cuchnęło. Oczy jak u martwej ryby odwzajemniły jej spojrzenie.
Wtedy sobie przypomniała. Ogarnęło ją paniczne przerażenie, zawładnęło nią całkowicie. Poddała się temu zwierzęcemu lękowi.
I wrzeszczała.
Wrzeszczała.
Wrzeszczała.
6
Casey gwałtownie usiadła na łóżku, oblana zimnym potem. Oddychała nieregularnie, krótkimi zrywami. Zaczęła się trząść, kiedy przypomniała sobie zatrważający koszmar. Tętno waliło jej mocno. Bała się nadal. Czy na pewno ten strach sobie jedynie wyobraziła? Przerażało ją to, że nie wiedziała.
Klaustrofobia, której doświadczyła, była na pewno prawdziwa. Podeszła do okna i upewniła się, że strach był jednak złudzeniem.
Miękkie światło słoneczne roztaczało złocisty krąg nad posiadłością. Potrzebowała tej otwartej przestrzeni, żeby ukoić rozedrgane nerwy. Piękno terenów otaczających Łabędzi Dom, soczyście zielony trawnik mieniący się mnogością barw kwiatów, uspokoiły ją niemal natychmiast. Wszystko wyglądało tak normalnie.
Skrzywiła się, rozmasowując poobcierane knykcie. Ramiona miała obolałe od skaleczeń szkłem, małych jak ślady po szpilce. Casey rozmyślała o wydarzeniach tego dnia. Czy to możliwe, że tylko kilka godzin minęło od wyjścia ze szpitala? Wszystko działo się za szybko. Niepewna niczego, podeszła do stolika i zaczęła jeść bez apetytu to, co zostało na talerzach przyniesionych przez Florę.
Czy powinna niepokoić starszą kobietę popołudniowymi wydarzeniami? Uśmiechnęła się, myśląc o niej. Flora była szczera i dobroduszna. Kiedy Casey dowiedziała się, że Flora opiekowała się nią w dzieciństwie, była tym zaskoczona. Matkę znała, ale Adama i pana Worthingtona – nie. Co tak naprawdę wiedziała o tych ludziach?
Blake wydawał się całkiem miły. Chociaż dopiero co się poznali, czuła, że nawiązali przyjacielski kontakt. Domyślała się, że on podobnie to odczuwa.
Zastanawiała się, jaki jest ojczym. Wiedziała, że Eve wyszła za mąż wkrótce po tym, jak ona została oddana do szpitala, i że Eve i John byli już parą, kiedy to nastąpiło. Blake powiedział jej, że ojczym raz odwiedził ją w zakładzie. Czy ją zaakceptuje? Miała taką nadzieję. A jeśli nie? Znajdzie się w trudnym położeniu, bo pozostawała na utrzymaniu jego i matki. A może wkrótce znajdzie pracę i własne mieszkanie?
Same pytania. Tymczasem potrzebowała odpowiedzi. Cierpliwości, nakazała sobie w duchu, dowiem się już niedługo.
Matka pomoże jej wypełnić luki w pamięci. Wtedy Casey zadecyduje, co zrobi.
Usłyszała pukanie do drzwi i zamarła.
Eve wygładziła bladożółty kostium od Chanel, zanim uniosła starannie wymanikiurowaną rękę, żeby zastukać do drzwi pokoju gościnnego. Zapewni córce prywatność, na którą zasługiwała.
Zła, że musiała wcześniej wrócić z Atlanty, wiedziała, że trudno będzie jej odgrywać rolę dobrej matki, a jeszcze trudniej robić to przekonująco. Minęło tyle czasu…
Przypomniała sobie rozmowę telefoniczną.
– Eve, ona wyszła – wyszeptał głos po drugiej stronie linii.
– Co?! Myślałam, że to będzie w przyszłym tygodniu. Powiedziałeś…
– Wiem, co powiedziałem, do cholery! Nie mogę stale cię chronić, Eve. – Jej rozmówca westchnął, wyraźnie zirytowany.
– Tak, wiem, a ja nie mogę dalej zaspokajać twoich kosztownych potrzeb. – Rzuciła słuchawkę na widełki.
Nie brała pod uwagę wcześniejszego zwolnienia Casey. Wprawdzie pan Macklin wspomniał o takiej możliwości, była jednak pewna, że dzięki jej wpływom nic z tego nie wyjdzie. Myliła się. A nie lubiła się mylić. Eve wiedziała, czego chce, i umiała to sobie zapewnić. Zawsze stawiała na swoim, manipulując innymi. I tak miało pozostać. To ona chciała powitać córkę. Chciała też być pierwszą osobą, do której przyjdzie, kiedy powróci jej pamięć. Jeśli kiedykolwiek to nastąpi.
Usłyszała niezdecydowane kroki po drugiej stronie drzwi. Jej córka jak dawniej była cicha jak myszka. Przynajmniej to się nie zmieniło. Płochliwe myszki potrzebowały przewodnika, żeby się nie pogubiły w swoich tunelach.
Casey przystanęła, zanim otworzyła drzwi. Ogarnęło ją złe przeczucie. Resztki strachu z jej snu? Nie mam się czego bać, powiedziała sobie w duchu. To pewnie Blake, który chce przedstawić mnie Adamowi. Uśmiechnęła się, zadowolona, że ma w nim przyjaciela.
Otworzyła drzwi na oścież i zamarła.
– Witaj w domu. Czujesz się już swojsko? – Eve weszła do pokoju, zapachniały jej egzotyczne perfumy. Przyciągnęła córkę, lekko ją uścisnęła i pocałowała powietrze po obu stronach jej twarzy.
Casey nie wiedziała, co powiedzieć. Matka okazała się obcą osobą. Nieskazitelnie uczesana kobieta zaczęła chodzić po pokoju, rozglądając się, jakby pierwszy raz go widziała.
Casey obserwowała w milczeniu, jak Eve kontynuuje inspekcję niczym generał przed bitwą. Zatrzymała się przy garderobie.
Odwróciła się w stronę córki i zapytała:
– Jak podobają ci się ubrania? Sama je wybrałam. Tylko najlepsze, powiedziałam im. Nie byłam pewna, jaki nosisz rozmiar, ale sądząc z twojego wyglądu – Eve obrzuciła ją wzrokiem od stóp do głów – wydaje się, że trafiłam. Kiedy będziesz już na to gotowa, zabiorę cię do Lord &Taylor w Atlancie. Spędzimy tam przyjemny weekend. Stamtąd pojedziemy do Stefana, to najlepszy fryzjer w Atlancie. – Mówiąc to, Eve odgarnęła opadający kosmyk z twarzy Casey.