Выбрать главу

– Nie jesteś w szpitalu, Casey. Wierz mi, kiedy nadejdzie odpowiedni czas, odzyskasz swoje wspomnienia. Nie jestem taka pewna, czy to źle, że straciłaś wiedzę o swojej przeszłości. To jest tak, jakby dobry Bóg dał ci szansę na rozpoczęcie życia od nowa. Będziesz mogła wybierać wspomnienia, które sobie stworzysz, panienko.

– Może masz rację. – Casey zdawała sobie sprawę, że to nie jest dobry czas na badanie przeszłości. Poczeka. Czekała przez dziesięć lat; kolejne kilka dni nie zrobi jej różnicy. Pogodziła się z tym i zmieniła temat.

– Floro, czy ten chłopiec, ten z wypadku, nadal mieszka w okolicy? – Miała nadzieję, że nie przeżył tylko po to, żeby być skazanym na los kaleki.

– Rzeczywiście tak jest. A na jakiego wspaniałego młodego mężczyznę wyrósł!

Poczuła ulgę, bo to oznaczało, że przedwczesna śmierć ojca nie okazała się daremna.

– Może uda mi się go poznać, kiedy uporządkuję swoje życie.

– Och, nie martw się, że go nie poznasz, skarbie. Już go poznałaś. – Flora uśmiechnęła się od ucha do ucha.

– Naprawdę? – Casey nie przypominała sobie, żeby poznała jakichś obcych ludzi. Może traciła też pamięć krótkotrwałą.

– Pewnie, że tak, słonko. To pan Adam.

Casey otworzyła szeroko oczy.

– Jestem zaszokowana. Ta rodzina naprawdę mnie zdumiewa. Wydaje się, że w każdym kącie kryje się rewelacja. A więc to dlatego mama poznała Johna, jak przypuszczam.

Flora kiwnęła przytakująco głową.

– Wtedy pan Worthington był jeszcze żonaty. Buzz pracował w papierni, której właścicielem był nie kto inny, jak John. Czuł się odpowiedzialny za przyszłość twojej matki i was, dzieciaków.

Musieli być dla siebie nawzajem wielką pociechą, pomyślała Casey.

Flora wstała i przeszła na koniec jadalni. Odwrócona plecami ciągnęła swoją opowieść:

– Pan John dał twojej mamie czek na wielką sumę. Podobno tyle pieniędzy, żeby już nigdy nie musiała pracować. Twoja matka zaczęła co tydzień odwiedzać Łabędzi Dom. Ona i pan Worthington szybko zostali serdecznymi przyjaciółmi. Myślę, że minął rok od śmierci twojego ojca. Eve nie wiedziała, że smutek zapanował w Łabędzim Domu. U pani Worthington właśnie wykryto raka i rokowania były złe. To był smutny okres, muszę ci powiedzieć. – Flora podniosła srebrną ramkę z obramowania kominka i wpatrzyła się w fotografię.

Casey, milczała czekając, aż Flora zacznie mówić dalej.

– Pani Worthington martwiła się tylko o Adama. Chciała się upewnić, że będzie miał opiekę. Kazała mi przysiąc, że zostanę i zajmę się chłopcem. Nie było mi trudno złożyć taką obietnicę. Nie mogłam mieć własnych dzieci, więc byłam zachwycona.

Smutek pojawił się na twarzy Flory.

– Byłam tutaj dzień i noc. Na szczęście dla rodziny, pani Worthington umarła szybko. Nie cierpiała długo. Pewnego ranka zapukałam do drzwi i nie doczekałam się jej zwykłego powitalnego okrzyku. Zaniepokojona weszłam do środka. Leżała w łóżku, jej złote włosy były rozrzucone na poduszce jak słoneczne światło. Wyglądała jak anioł. Podeszłam do niej i dotknęłam jej policzka. – Flora urwała i zamilkła na dłuższą chwilę, pogrążona w bolesnych wspomnieniach. – Była taka zimna. Chyba umarła późnym wieczorem. Pan Worthington bardzo rozpaczał. Minęły miesiące, zanim wrócił do pracy, kompletnie wyłączył się z życia, tak że Adam zapomniał, że ma ojca, więc zgodnie z obietnicą, opiekowałam się nim najlepiej, jak umiałam. Mniej więcej wtedy Eve zaczęła codziennie składać wizyty w Łabędzim Domu. Muszę powiedzieć, że to dzięki niej w oczach pana Worthingtona pojawiła się radość.

– Po jakim czasie wzięli ślub, Floro? – Może znajomość kolejności wydarzeń pomoże jej uruchomić pamięć.

– Och, upłynęły całe lata. Twoja matka miała problemy osobiste. John zajmował się jej finansami. Nadal uważał, że to była jego wina, że twój ojciec umarł.

– A ja i mój brat? Gdzie byliśmy, kiedy to wszystko się działo?

– Och, ty byłaś zawsze ze swoją matką. Twój brat nigdy tu nie przyjeżdżał.

– Łabędzi Dom jest taki ogromny. Myślę, że pamiętałabym, gdybym kiedykolwiek mieszkała w nim albo go odwiedzała. – Casey rozejrzała się po obszernej jadalni. Nigdy wcześniej nie była w tym domu. Czuła to z całą pewnością.

– To niezwykłe, że to mówisz. Nie przypominam sobie, żeby Eve wprowadzała cię do środka. Kazała ci czekać w samochodzie. Nigdy nie podjeżdżała przed dom; parkowała przy bramie i szła pieszo.

– Wiedziałam, że tu nie byłam. A więc moja mama i John spotykali się przez długi czas.

– Nie nazwałabym tego, co robili Eve i John, spotykaniem się. – Flora się zarumieniła.

– Oczywiście, że było to coś więcej. Przecież się pobrali – zauważyła Casey.

– Pan Worthington był wprawdzie oczarowany Eve… ale był rozsądny. Wiedział, że nie byłoby to dobrze przyjęte, gdyby wzięli ślub tak szybko po morderstwie. – Flora zbladła, przerażona tym, co niebacznie powiedziała.

– Jakim morderstwie, Floro? Kilka razy była już o tym mowa i ciągle nie wyjaśniłaś, o co chodzi. Proszę, powiedz mi. Nikt się nie dowie, że wiem to od ciebie – błagała Casey.

Po głębokim namyśle Flora powiedziała:

– Masz rację. Eve powinna była to zrobić, ale ostatnimi czasy chodzi rozkojarzona. Chodzi o twojego brata. Został zamordowany.

9

– Kto, na Boga, miałby zamordować mojego brata? A ściślej, dlaczego ktoś w ogóle chciałby go zamordować?

Casey krążyła po jadalni, jej ruchy były gwałtowne i nieskoordynowane. Spoglądała na ciemne meble, które teraz wydawały się jeszcze bardziej ponure niż przed paroma minutami. Wpadła w posępny nastrój.

– Można się w tym wszystkim pogubić. Czy Adam nie jest moim przyrodnim bratem? – Casey odgarnęła włosy, zirytowana.

– Jest. Ale twój rodzony brat… to długa i tragiczna opowieść; następna historia, którą powinnaś usłyszeć od swojej mamy. – Casey otwierała już usta, chcąc zadać następne pytanie, gdy Flora uniosła rękę, by nakazać jej milczenie.

Czy Flora znała szczegóły śmierci jej brata, którego nie pamiętała? Brata, któremu odebrano życie. Dlaczego ludzie zabijali swoich bliźnich?

– Wydaje mi się, że matka nie będzie w stanie czegokolwiek mi powiedzieć, Floro. Będę musiała na własną rękę dowiedzieć się, jak wyglądało moje życie. Nie rozumiem, po co te tajemnice.

Kim byli ludzie, którzy podobno stanowili jej rodzinę? Pojawiało się coraz więcej zagadek i pytań, na które nie uzyskiwała odpowiedzi.

Była zmęczona, chciała zasnąć i zapomnieć o wszystkim. Jutro stworzy plan. Jutro zdecyduje, co powinna zrobić z… resztą swojego życia.

* * *

Promień słońca przedostał się przez wąską szczelinę w ciężkich zasłonach. Sen wciąż jeszcze ślizgał się po powierzchni podświadomości, gdy Casey odwróciła się i rzuciła okiem na swój pokój.

Naciągnęła pled na twarz, żeby schronić się przed słonecznymi promieniami, i próbowała ponownie zasnąć. Jedwabna pościel była miękka i pieściła jej skórę.

We śnie nie musiała myśleć, planować ani podejmować przełomowych decyzji.

Jednak jej umysł czuwał i nie dał się uśpić. Z ciężkim sercem odrzuciła przykrycie i podeszła do okna. Odciągnęła grube zasłony. Potoki złocistego światła wpłynęły do pokoju, oblewając wszystko łagodną pomarańczową poświatą.

Cofnęła się i popatrzyła na ogród w dole, skąpany w tęczy barw. Uśmiechnęła się. Może mogłaby pracować w ogrodzie z Hankiem. Zapyta o to. Przynajmniej czymś by się zajęła.