Powróciły pytania i wątpliwości, które trapiły ją, zanim poszła spać. Próbowała je stłumić, zachwycając się przepychem ogrodów, ale to jej się nie udało.
W szpitalu Sandra powtarzała, że jeśli Casey chce się czegoś dowiedzieć, musi szukać odpowiedzi na pytania. Może trzeba będzie wrócić do życia w szpitalu. Zanim to zrobi, spróbuje zdobyć informacje tutaj, w Łabędzim Domu. Dopiero gdyby to się nie powiodło, pójdzie do lekarzy i szpitala, chociaż przyrzekła sobie, że jej noga nigdy więcej tam nie stanie. Jeśli jednak niczego się nie dowie, to pozwoli lekarzom eksperymentować na sobie, aby zdobyć wiedzę o tym, dlaczego znalazła się w szpitalu. Zdeterminowana, wzięła szybki prysznic. Natychmiast zacznie działać. Jeśli będzie miała szczęście, może już dzisiaj odkryje część prawdy o swojej przeszłości.
Poprzedniego wieczoru Adam wrócił ze szpitala późno. Kiedy Flora przyszła powiedzieć Casey dobranoc, poinformowała ją, że pan Worthington będzie w domu za kilka dni, a Eve została w Worthington Enterprises, gdzie John miał małe mieszkanie. Nie wspomniała o Blake’u i wydawała się zadowolona; szybko się wycofała. Wkrótce zmęczenie przeżyciami tego dnia dało o sobie znać i Casey zasnęła parę chwil po tym, jak jej głowa spoczęła na poduszce.
Teraz zakręciła wodę i stała nago w ciepłej, zaparowanej kabinie. Czuła się trochę niesamowicie, tak jak wczoraj, kiedy natknęła się na pokruszone szkło w balsamie. Flora nie była ani trochę zaskoczona, kiedy opowiedziała jej, co się stało. Popatrzyła na zadrapania i skaleczenia, obejrzała je zdumiona i już o tym nie rozmawiały. Zastanawianie się, w jaki sposób drobinki szkła znalazły się w balsamie, nie miało sensu. Było tak, jakby całe to zdarzenie wyobraziła sobie.
Wpatrywała się w zaparowane lustro. Nie zdołała dojrzeć ciemnych kręgów, które, jak wiedziała, znajdowały się pod jej oczami. Przetarła lustro i spojrzała na swoje odbicie. Mokre włosy przylgnęły do szyi. Wyglądała jak wychudła zmokła kura.
Przeciągnęła ręcznikiem po ramionach i nogach, krzywiąc się, gdy poczuła pieczenie tam, gdzie znajdowały się skaleczenia i zadraśnięcia.
Kto nasypał szkła do balsamu? I po co?
Ostatnie szybkie przetarcie puchatym ręcznikiem i mogła się ubierać. Sięgnęła po majteczki i koronkowy stanik. Nie zachwycała się markowymi rzeczami, które kupiła Eve, zadając sobie tyle trudu. Myślała tylko o jednym: żeby zacząć poszukiwania. Od razu. Nadszedł czas, by na nowo odkryć życie, które prowadziła, zanim spędziła dziesięć lat w szpitalu.
Ogarnął ją lęk. Czy jej wcześniejsza egzystencja była warta zapamiętania? Skoro Eve nie mogła opowiedzieć jej o dzieciństwie, będzie musiała poprosić o to Florę, a może Adama. Intuicyjnie wyczuwała, że jeszcze nie powinna nikomu ufać, nawet mamie i Adamowi, dopóki nie dowie się, jaką rolę odegrali w jej życiu. Jeśli będzie potrzebować ich pomocy, to o nią poprosi. Miała nadzieję, że do tego nie dojdzie. Zacisnęła kciuki na szczęście, aby wykazała się wytrzymałością psychiczną i fizyczną potrzebną podczas odkrywania tajemnic przeszłości.
Ostatnie spojrzenie w lustro powiedziało jej, że lepiej nie będzie. Przynajmniej na razie. W tym momencie wygląd nie był najważniejszy. Kiedy odzyska swoje życie, pomyśli o strojach i wszystkich tych dziewczyńskich rzeczach, których jej tak długo brakowało.
Wyjrzała na korytarz; nic się nie działo. Wyglądało na to, że w Łabędzim Domu zamarło życie, od czasu gdy pan Worthington znalazł się w szpitalu. A ona nawet nie poznała tego człowieka. Flora powiedziała, że trzymał wszystkich krótko, ale kochającą ręką. Gdy przemierzała schody, dobiegły ją z kuchni ciche głosy. Kiedy zbliżyła się do otwartych drzwi prowadzących do kuchni, usłyszała, że jakaś kobieta płacze. Najwyraźniej pan Worthington był bardzo lubiany przez personel. Casey obiecała sobie w duchu, że odnajdzie szpital, aby móc go odwiedzić.
Weszła do kuchni, gdzie Flora dyrygowała młodą kobietą, pokazując jej, jak ma składać płócienne serwetki. Zapachy czekolady i piekącego się chleba tworzyły domową atmosferę.
Tutaj, w Łabędzim Domu, nie będzie musiała siedzieć cicho, kiedy jakiś pacjent otrzyma megadawkę valium. Tutaj, w tej przytulnej, wygodnej kuchni nie będzie musiała zakrywać uszu, żeby zagłuszyć wrzaski obłąkanych. Nie będzie musiała wstrzymywać oddechu, czekając, czy budzące lęk kroki zatrzymają się przed jej drzwiami. Tu mogła poruszać się swobodnie. Mogła myśleć, planować i nie obawiać się, że ktoś obserwuje każdy jej ruch. Jeśli chciała, mogła wyjść na zewnątrz. Uświadomiwszy to sobie, Casey zwróciła uwagę na swoją obecność głośnym „dzień dobry”.
Flora drgnęła i położyła rękę na piersi.
– Och, moja droga, przestraszyłaś mnie.
– Przepraszam. Nie miałam takiego zamiaru. To wszystko wygląda tak… normalnie. – Poczuła, że się czerwieni, kiedy wszyscy przerwali swoje zajęcia i popatrzyli na nią zdziwieni. Natychmiast pożałowała swoich słów. Tego właśnie się po niej spodziewali. Od tej chwili zacznie im udowadniać, że nie jest szalona. Jest tak samo normalna jak oni. Tyle że oni pamiętali swoją przeszłość, a ona nie. Dziewczyna składająca serwetki wydawała się zakłopotana. Casey pomyślała, że chyba jest mniej więcej w jej wieku. Będzie potrzebowała przyjaciółki; może to właśnie początek znajomości. Podeszła do młodej kobiety i wyciągnęła rękę.
– Jestem Casey Edwards.
– Julie Moore. Miło mi cię poznać. – Dziewczyna wyciągnęła w jej stronę poczerwieniałą od pracy dłoń. Najwyraźniej przezwyciężyła już chwilowe skrępowanie. Pogodne brązowe oczy rozjaśniły się, a gdy się uśmiechnęła, na policzku ukazał się dołek. Policzki czerwone jak wiśnie, pomyślała Casey. Już lubię tę dziewczynę.
Wiedziała, że będzie musiała wykazać się inicjatywą, jeśli w Łabędzim Domu chciała zyskać przyjaciół. Jej przeszłość wyprzedzała ją i nic nie mogła na to poradzić, ale mogła dopilnować, żeby ta przeszłość nie ciągnęła się za nią jak mroczny cień.
Ścisnęła rękę Julie.
– Dziękuję. – Chcąc dowiedzieć się więcej o swojej nowej znajomej, Casey sformułowała następne pytanie.
– Na czym polega twoja praca w Łabędzim Domu? – Obserwowała, jak Julie dodaje kolejną serwetkę do stosu, po czym patrzy na Florę, jakby prosząc ją o pozwolenie. Flora wzięła Julie za rękę i poprowadziła ją do stołu.
– Czas na przerwę. Casey, czy mogłabyś zająć Julie rozmową, kiedy Ruth i ja będziemy przeglądać spis bielizny stołowej?
Ruth, niska, przysadzista kobieta z ciasno upiętym kokiem, wyszła za Florą z kuchni. Mabel, kucharka, nadal zapełniała miskę po misce, nie zwracając uwagi na to, co robili inni.
Casey nalała gorącej czekolady do kubków pomalowanych w róże, przyniosła je i postawiła na stole.
– Flora chyba myślała, że chcę zrobić przerwę, a przecież wcale nie jestem zmęczona. Mam nadzieję, że nie uzna mnie za leniucha. To mój pierwszy tydzień i nie chcę niczego sknocić, bo naprawdę potrzebuję tej pracy. Mój mąż byłby zły, gdyby… cóż, powiedzmy po prostu, że potrzebuję pracy. – Julie bawiła się podkładkami leżącymi na stole.
Casey uśmiechnęła się.
– Ja też. Nigdy nie miałam pracy…
Julie zaśmiała się i Casey poszła w jej ślady.
– Chyba obie musimy się nauczyć, kiedy otwierać usta, a kiedy milczeć. Kiedy cię zobaczyłam, poczułam, że mogłybyśmy zostać przy… – Julie urwała, zakłopotana.
– Przyjaciółkami? – dokończyła Casey.
– Tak – potwierdziła Julie.
– Ja też tak pomyślałam. – Po raz pierwszy od wielu lat Casey poczuła się szczęśliwa. Uznała jednak, że Julie ma prawo zapytać ojej przeszłość, zanim ich przyjaźń nabierze rumieńców.